2022-12-17 10:15:36 JPM redakcja1 K

Dlaczego tym razem matki rosyjskich żołnierzy milczą

Niejednokrotnie o tym się mówi, że wysoka liczba rosyjskich poległych staje się problemem dla Putina. Ale matki żołnierzy, które kiedyś przyczyniły się do zakończenia rosyjskiej wojny i zmieniły kraj, milczą. Dziś Putin wykorzystuje je nawet do swojej propagandy.

Niejednokrotnie o tym się mówi, że wysoka liczba rosyjskich poległych staje się problemem dla Putina. Ale matki żołnierzy, które kiedyś przyczyniły się do zakończenia rosyjskiej wojny i zmieniły kraj, milczą. Dziś Putin wykorzystuje je nawet do swojej propagandy. Po dziesięciu miesiącach wojny Rosji z Ukrainą liczba ofiar po stronie rosyjskiej jest różna, jednak widać wyraźną tendencję. Ukraińskie służby zbrojne szacują liczbę zabitych i rannych żołnierzy rosyjskich na 385 tysięcy, natomiast szef sztabu USA Mark Milley na ponad 100 tysięcy. Rosja w wojnie z Ukrainą straciła więcej żołnierzy niż w Afganistanie i Czeczenii, bazując na oficjalnych danych o ofiarach tych dwóch wojen. Obecnie Rosja zdaje się robić wszystko, by oficjalne dane o ofiarach były niskie. Jak podają rosyjske źródła na Ukrainie zginęło mniej niż 6 tys. rosyjskich żołnierzy. Wojna, która miała przynieść zwycięstwo już po kilku dniach, w rzeczywiśtości przynosi ogromne straty. Również fala mobilizacji, która oderwała od codzienności co najmniej 300 tys. mężczyzn i kobiet i przywiodła ich na front. To wszystko powinno przypominać Rosjanom pierwszą wojnę czeczeńską. W latach 1994-1996 Moskwa bezskutecznie próbowała podporządkować sobie tę separatystyczną kaukaską republikę. Oprócz części rosyjskiej opozycji, w tym czasie jedna siła społeczna w sposób szczególny przyczyniła się do tego, że władze państwowe przyznały się do porażki militarnej i doprowadziły do wycofania wojsk rosyjskich: były to matki żołnierzy.

Ruch ten powstał w połowie lat 80. ubiegłego wieku, na krótko przed wycofaniem się ZSRR z Afganistanu. Poszczególne jego organizacje były czasem bardziej, czasem mniej krytyczne wobec nowej wojny w Czeczenii, ale stojące za nim kobiety chciały przede wszystkim jednego: odzyskać swoich synów. W tym czasie Rosja bezdusznie wysyłała do walki młodych poborowych, co wytworzyło w społeczeństwie rosyjskim co najmniej ambiwalentny stosunek do wojny.

Bazując na tych nastrojach, matki żołnierzy były w stanie rzucić wyzwanie nie tylko państwu i Ministerstwu Obrony, ale także sowieckiej idei, że służba wojskowa jest częścią „bycia mężczyzną", jak pisała kanadyjska socjolog Maya Eichler.

Prawie sakralny status matki

Z powodzeniem wykorzystano niemal święty status matki w Związku Radzieckim przeciwko pozostałościom sowieckiego militaryzmu w społeczeństwie rosyjskim. To, że w Rosji od 2004 roku istnieje możliwość alternatywnej służby cywilnej, jest niemałą zasługą matek żołnierzy. Organizacje te nie tylko oferowały ochronę prawną dla żołnierzy i ich rodzin. Matki żołnierzy, wraz z innymi przeciwnikami wojny organizowały protesty przeciwko wojnie, zwłaszcza w Moskwie i Petersburgu, oddziałując na media a także próbowały pośredniczyć między armią rosyjską a separatystami, zwłaszcza gdy chodziło o uwolnienie rosyjskich żołnierzy. W 1995 roku wzięły również udział w marszu pokojowym z Moskwy do Groznego.

Rosyjskie społeczeństwo zmieniło się od czasów pierwszej wojny czeczeńskiej. Marsz pokojowy z Moskwy do Kijowa byłby dziś niewyobrażalny. Organizacje matek żołnierzy nadal istnieją, ale reżim Putina zastraszył je i oswoił. Po dekrecie Władimira Putina o „częściowej mobilizacji" wciąż dochodziło do pojedynczych protestów matek i żon przeciwko wojnie, na przykład w Dagestanie, Jakucji czy Kabardyno-Bałkarii. „Feministyczny opór antywojenny" organizuje protesty przed kościołami, wybija antywojenne hasła na banknotach i pomaga mężczyznom w ucieczce z Rosji. Inicjatywy te nie są jednak porównywalne z masowymi ruchami z lat 90. Matki żołnierzy pozostają poza protestami. Inne stowarzyszenia matek i żon zamiast krytykować wojnę wolą zbierać datki na wyposażenie swoich żołnierzy. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Lata 90. był to czas nie tylko ekonomicznych, ale i ideologicznych przełomów. Stare pewniki rozpadły się, zaufanie do państwa i armii było minimalne. Ta utrata zaufania mogła być swobodnie wyrażana i niesiona przez ludzi. Za czasów ówczesnego prezydenta Borysa Jelcyna istniały środki masowego przekazu, których swoboda działania była nieporównywalnie większa niż za czasów Putina. W parlamencie istniała silna i zdecydowana opozycja, przede wszystkim komuniści, którzy wraz z liberalnymi krytykami Jelcyna sprzeciwiali się wojnie. Dziś, według sondaży, armia jest jedną z najbardziej zaufanych instytucji w Rosji. To efekt reform, ale też 20 lat propagandy pod rządami Putina. Komuniści popierają jego wojnę z Ukrainą. W Dumie nie ma ani jednej realnej frakcji opozycyjnej. Jeżeli jakaś aktywistka nazwie ukraińską wojnę właśnie tym- a nie "operacją specjalną", jak nakazuje oficjalny język- grozi jej więzienie. Petersburska artystka Sasza Skochilenko od kwietnia przebywa w areszcie tymczasowym i może trafić za kratki na dziesięć lat za zastąpienie metek z cenami w supermarkecie antywojennymi hasłami. Ta ogromna skala represji tłumi wszelkie impulsy do zajęcia publicznego stanowiska- także w przypadku matek żołnierzy. Wśród nich także przeciwniczki wojny muszą obserwować, jak Putin instrumentalizuje postać matki żołnierza. Do dyskusji przy okazji rosyjskiego Dnia Matki zaprosił pod koniec listopada szczególnie wiernych działaczy. Nie wypowiedzieli oni ani jednego słowa przeciwko wojnie. Walentyna Melnikowa, sekretarz Związku Komitetów Matek Żołnierzy i członek od 1989 roku, w wywiadzie nazwała to „imitacją, grą polityczną". Jednak nawet Melnikova nie ma odwagi otwarcie krytykować wojny na Ukrainie.

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.


INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE