Borgia z banackiej alei
Ana Draksin Dee, na pozór naiwna i niewinna staruszka, jest postacią nie do pominięcia w galerii jugosłowiańskich potworów, ponieważ nie wiadomo ilu ludzi otruła przez pół wieku niecodziennej kariery.
Petrovo selo, dzisiejszy Vladimirovac, w połowie drogi między Vršcem i Belgradem, przełom XIX i XX wieku. W domu niedaleko od centrum pracuje Ana Draksin, po mężu Dee, z pochodzenia Rumunka.
Ma męża, dwóch synów, córkę i „prywatną praktykę”. Pomaga młodzieńcom uniknąć służby wojskowej, leczy złego męża, zboczonego teścia, który śmie długo żyć.
Pracuje z truciznami.
Zleceniodawcami są nawet członkowie rodziny, którzy by chcieli na skróty otrzymać spadek. Ofiary – ojciec, który przepisał majątek synowi, ten chciał sprawę trochę przyspieszyć, a Anujka posłusznie truje. Ma „agentkę’, która obchodzi wsie, słucha czego komu potrzeba, kto ma jaki problem, po czym radzi i pyta: „A może pójdziecie do Anujki?”
Trucie jako profesja
Dobrze ugruntowany zwyczaj nakazywał, aby między zebranymi pod domem Anujki ludźmi znalazła się jej współpracownica. Ona rozpytywała, ludzie opowiadali o swoich problemach, po czym kiedy przyszła ich kolej, wiedźma „wszystko wiedziała”. W dymie kadzidła, szeptem mamrotała tajemnicze słowa i wreszcie dawała klientowi „terapię”.
- Czarownicy są cudem, tak samo jak babcia Anujka, która truciem zajmowała się jak profesją. Umiała „bajkową wodę” sprzedać za dobre pieniądze, mówiąc „zrobię trutkę na myszy, zrobię roztwór”. Zawsze najpierw pytała „ile waży problem?”, a klienci mówili na przykład „80 kilo”. Wtedy odmierzała odpowiednią ilość „leku”, aby doszło do zatrucia, które po ósmym dniu kończyło się śmiercią. Obliczenia nigdy jej nie zawiodły, co samo za siebie mówi o jej „umiejętnościach”, nabytych podczas długoletniej praktyki. Problem znika, a wszystkim się wydaje, że mowa o wyższych siłach. Sama nie miała pojęcia kim są, ani niezbyt się interesowała jak skończyli – wyjaśnił „modus operandi” dr Šimon A. Đarmati, autor książki Baba Anujka – Prvi serijski ubica u Srbiji (srb. Babcia Anujka – pierwszy seryjny morderca w Serbii).
Đarmati powiedział, że ta niegdyś piękna, czarnowłosa i czarnooka dziewczyna z bogatej rodziny chłopskiej była pierwszą staromodną wiedźmą i wyjątkowo utalentowaną trucicielką, największą w tamtych stronach i jedną z największych na skalę światową. I tak to trwało dziesiątki lat.
- Ana De Pistonja wspomagała się też starą, dobrą metodą przekupywania lokalnych żandarmów, a ci się nią nie interesowali, a mogła sobie na to pozwolić, ponieważ zarabiała ogromne sumy. Mniej niż litr jej „bajkowej wody” kosztował pomiędzy 2300 a 5000 dinarów w czasie, kiedy egzemplarz Polityki kosztował dinara. Wydawało się jej, że nikt jej nigdy nie złapie i oskarży, bo wszystko co robiła w tym czasie było trudne do udowodnienia – mówi autor.
A jednak, kłębek zaczyna się rozwijać w grudniu 1927 r., kiedy w Ilandži umiera sławny Gaja Prokin, człowiek u władzy. Jak na ironię, bez dowodów, że padł ofiarą Anujki, jego śmierć wzbudziła podejrzenia co do innych nagłych śmierci „z przyczyn naturalnych”, jak i ekshumacje zwłok, w których znaleziono arszenik. Do prokuratury okręgowej w Pančevie przychodzi anonimowy list, najprawdopodobniej dzieło agentki Anujki – Ljubiny Milanov, najwyraźniej niezadowolonej z wynagrodzenia za swoją pracę. Finalnie pojawia się akt oskarżenia przeciwko czarownikom i „współpracownikom”, a „ta dziwna staruszka o złośliwie łypiącej twarzy, potwór, który przez pół wieku sprzedawał truciznę każdemu, kto miał dość pieniędzy żeby zapłacić, jednak wystraszyła się śmierci, którą sama targowała”, pisze Đarmati.
Odpowiadała tylko za trzy śmierci
Długo wyczekiwany sąd rozpoczął się 17. czerwca 1929 r. wraz z ogromnym zainteresowaniem, a na ciasną salę sądową wpuszczono tylko prawników, obrońców i pięćdziesiątkę ciekawskich. Po przedstawieniu dowodów i wysłuchaniu świadków, staruszka wszystkiemu zaprzeczała. Otrzymała jednak karę 15 lat więzienia, której odbyła tylko część i została zwolniona w 1936 r., po czym umarła dwa lata później. Była odpowiedzialna za śmierć raptem dwóch – trzech osób, ale nawet po jej śmierci mówiono, że ofiar było znacznie więcej.
Austrowęgierskie władze dziesięcioleciami bagatelizowały pogłoski, które bezpośrednio oskarżały tę trucicielkę, a wieś milczała, bo nikt z Vladimirovca nie został otruty. Anujka była czarownicą jawnie, z pracownią i zarejestrowaną działalnością, której księgowością zajmował się jej syn, a ona regularnie płaciła podatki. Nawet najbliżsi umęczonych nie protestowali, zadowoleni z usług mistrza oszukiwania świata. Można było się też dowiedzieć podczas sądzenia tej staruszki o twarzy drapieżnego ptaka, że w internacie popadła w „somnambulizm” (lunatykowanie), a jako młoda dziewczyna przeżyła nieuleczalną chorobę, przez co sądzono, że „na pewno jej przeznaczeniem jest zostać czarownicą”.
- Jej edukacja też była pod znakiem zapytania. Istnieje tylko jeden prawdziwy dowód i jest nim krzyżyk, którym podpisała protokół sądowy. Mówiono i pisano, że skończyła medyczną szkołę średnią i że mówi w pięciu językach. Manipulowała też swoim wiekiem. Nie miała stu lat kiedy zmarła, lecz sześć mniej, a z racji, że jej mąż, Niemiec, Josef Dee, był karczmarzem, krążyła plotka, że jej babcia była karczmarką – wspomina Đarmati, który przekopywał archiwa południowego Banatu, Wojwodiny i Jugosławii. Dużą pomocą okazały się być czasopisma, wyroki i druki, które dokładnie opisywały atmosferę podczas sądu i zeznania ludzi. Dlatego drugie, poszerzone wydanie książki, zawiera więcej danych biograficznych, które autor podkreśla i nie pozostawia miejsca na domysły.
Jak Anujka znalazła się właśnie w Banacie?
Dr Đarmati mówi, że nie jest ona specjałem w tym rejonie, bo „wszyscy by chcieli dowiedzieć się co ich czeka, wzbogacić się przez noc, dostać dobrą radę”. Ludzka natura jest wszędzie taka sama „ale niezaprzeczalnym faktem jest to, że babcia Anujka, ta drobna, na pozór naiwna i niewinna staruszka, wydrążyła głęboką i trującą bruzdę w życiach wielu mieszkańców Banatu i Bóg wie ilu ludzi przeniosła na drugi świat przez pół stulecia dochodowej trucicielskiej kariery”.
Banacka Borgia, „synonim zła, grzechu i brzydoty”, pochowana jest na jednym z dwóch Vladimirowskich cmentarzy, a jej dom zburzono przed dwoma laty. Szkoda, bo mógł stać się muzeum i pierwszorzędną atrakcją turystyczną.
Trucizny jako inspiracja
Doktor Šimon A. Đarmati nie przez przypadek trafił na obszar trucizn. Ten graniczny temat to naturalna konsekwencja działań tego profesora chemii, który uczył na uniwersytecie o obronie atomowo-biologiczno-chemicznej, truciznach i niebezpiecznych materiałach. Jest autorem i współautorem ponad 100 prac naukowych, podręczników, monografii, ponad 70 wystąpień na konferencjach, ośmiu felietonów, i dwóch sztuk teatralnych. Mówi: „Praca nad jedną książką otwiera drogę do drugiej”, a te tytuły brzmią: A u srcu Banat, Tajna poslednjeg gutljaja – Otrovi, trovači i otrovani, Razorne sile, Starinski sat u Ulici Uroša Predića, Otrovni Šekspir – Šekspirovi otrovi, Marijaš, poslednji banatski razbojnik, Trovanja u Torku, Vračare, nadrilekari, vampiri i zli dusi u Srbiji, Hajdučka vremena u Srbiji, a poza tym pisze też książki dla dzieci.
Dział: Współczesność
Autor:
Olga Janković | Tłumaczenie: Mateusz Majzer
Źródło:
https://magazin.politika.rs/sr/clanak/479846/istorija/bordzija-iz-banatskog-sokaka