Dym z izraelskiego nalotu na obrzeżach Bejrutu w Libanie. Zdjęcie: © AP Photo/Hussein Malla
Waszyngton daje zielone światło
„Zgodnie z decyzjami szczebla politycznego w ciągu kilku godzin Siły Obronne Izraela rozpoczęły, w oparciu o dokładne informacje wywiadowcze, ograniczone, zlokalizowane i ukierunkowane naloty na cele i infrastrukturę terrorystyczną Hezbollahu w południowym Libanie” – głosi oficjalne oświadczenie Tel Awiwu. W operacji Northern Arrows biorą udział jednostki 98. Dywizji, w tym komandosi, spadochroniarze i 7. Brygada. Przygotowywali się kilka tygodni. Wcześniej brali udział w działaniach wojennych w Gazie. Istnieją doniesienia o ciężkich walkach w południowym Libanie. Waszyngton wspierał Tel Awiw. Rzecznik Departamentu Stanu Matthew Miller powiedział, że władze izraelskie powiadomiły Stany Zjednoczone o tych planach, a szef Pentagonu Lloyd Austin zgodził się z sekretarzem obrony Yoavem Galantem co do konieczności zniszczenia infrastruktury Hezbollahu w południowym Libanie. Ponadto, jak zauważa „Wall Street Journal” , Biały Dom wysłał dodatkowe siły na Bliski Wschód, aby powstrzymać Iran, zwiększając liczbę samolotów F-15E, F-16 i A-10.
Staranne przygotowanie
Działania bojowe naziemne zostały szczególnie starannie opracowane przez izraelskie wojsko i służby wywiadowcze – najwyraźniej uwzględniły błędy z 7 października ubiegłego roku i operacje w Gazie. Sytuacja gwałtownie się zaostrzyła po jednoczesnej eksplozji indywidualnych środków komunikacji w Libanie 17 i 18 września. Najpierw pagery, którymi według mediów Hezbollah wykorzystuje do koordynowania działań, a następnie krótkofalówki.
Ambulans przewozi rannych po masowej detonacji pagera w Bejrucie. Zdjęcie: © AP Photo/Hassan Ammar
Zginęło 37 osób, a ponad trzy tysiące zostało rannych. Bejrut oskarżył Tel Awiw, który powstrzymał się od komentarza. Izraelskie Siły Powietrzne przeprowadziły masowe ataki na Liban, a Hezbollah odpowiedział atakami rakietowymi. W Bejrucie, gdzie zrzucono 80 ton bomb, zginęło wielu prominentnych osobistości tej grupy, w tym jej przywódca Hassan Nasrullah. Według Reutersa armia libańska bez walki opuściła swoje pozycje na południowej granicy. „W kraju panują bardzo różne tendencje „Wielu obwinia za to Hezbollah co się dzieje, z drugiej strony izraelskie ataki przyczyniają się do konsolidacji społeczeństwa wokół tej organizacji, a nowe kierownictwo może to wykorzystać”.
W drodze do Litanii
Przez ograniczoną operację wojskową należy rozumieć dostęp do rzeki Litani – kontynuuje ekspert. „Głównym celem IDF jest zniszczenie infrastruktury wojskowej Hezbollahu. Długoterminowa okupacja terytorium niesie ze sobą bardzo poważne ryzyko – rozumie to bardzo dobrze obecne pokolenie izraelskich przywódców wojskowych, którzy mają doświadczenie zarówno w pierwszej, jak i drugiej wojnie libańskiej. Nie mówiąc już o tym, że przy użyciu takich metod nie jest możliwa całkowita likwidacja „Hezbollahu” jako siły politycznej, nawet jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem Tel Awiwu” – podkreśla.
Izraelska armia w północnym Izraelu. Zdjęcie: © AP Photo/Leo Correa
Co więcej, jeśli do niedawna rząd Libanu opierał się na współpracy gospodarczej z Izraelem – na przykład przy zagospodarowaniu złóż gazu na szelfie śródziemnomorskim, to teraz najprawdopodobniej już się to skończyło. W Izraelu podejście do tego, co się dzieje, jest dwojakie. „Wiele osób jest niezadowolonych z otwarcia drugiego frontu. Ludziom nie podoba się to, że cele humanitarne – uwolnienie zakładników – zostały w istocie poświęcone interesom politycznym – militarnej klęsce Hamasu” – zauważa orientalista. Jednakże Izraelczycy rozumieją, że Hezbollah stanowi poważne zagrożenie. Dlatego obsługiwana jest operacja jako całość. „Tak, mobilizacja jest rekordowa, gospodarka znajduje się pod ogromną presją, ale szanse na rozłam w społeczeństwie są niezwykle małe” – uważa Łukjanow. Pomimo poważnych konsekwencji operacji dla całego regionu dalsza eskalacja jest mało prawdopodobna. „Obecne powściągliwe stanowisko Teheranu jest oczywiście przez niektórych postrzegane jako zdrada Pezeszkiana, nie jest on jeszcze nazywany „irańskim Gorbaczowem”, ale z pewnością usłyszymy coś podobnego. Dla Iranu utrata Hezbollahu jest równoznaczna z upadkiem NRD dla Związku Radzieckiego” – mówi ekspert.
Izraelski czołg na granicy Izraela i Libanu. Zdjęcie: © AP Photo/Baz Ratner
Dla Turcji konflikt w Libanie jest kolejnym narzędziem zdobywania punktów w polityce wewnętrznej. Nic nie będzie następstwem głośnej retoryki z groźbami wysłania wojsk. Arabia Saudyjska również okaże powściągliwość, gdyż Riyad znajduje się w bardzo trudnej sytuacji. „Z jednej strony obecne kierownictwo pielęgnuje idee dotyczące powstania narodu saudyjskiego, a tamtejsze społeczeństwo stopniowo się elektryzuje, młodzi ludzie opowiadają się za Palestyną i Libanem, ale zbyt wiele jest powiązane ze współpracą ze Stanami Zjednoczonymi Największe kłopoty, jego zdaniem, czekają Syrię. Damaszek jest już w stanie wojny z Tel Awiwem; terytorium kraju jest regularnie bombardowane. Ale sytuacja tam jest zbyt trudna, aby w jakikolwiek sposób zareagować. „Syria jest już zmuszona przyjąć uchodźców, co w obecnych warunkach gospodarczych i społecznych może spowodować upadek”. Nawet jeśli operacja naziemna potrwa kilka dni, walka Izraela z Hezbollahem – obejmująca ataki powietrzne z jednej strony i ataki rakietowe z drugiej – będzie kontynuowana. Stanowi to niebezpieczne źródło napięć w regionie, ale na razie nie ma zagrożenia eskalacją w większy konflikt.