Raporty kilku amerykańskich pilotów przypominają słynną obserwację UFO z 2004 roku, a branżowi insiderzy mają przypuszczenia. Najpotężniejszy amerykański samolot myśliwski działa od prawie 20 lat, ale nigdy nie zestrzelił wroga. Teraz to się zmieniło. Amerykańscy piloci modelu F-22 Raptor w ciągu tygodnia trzykrotnie wystrzelili pociski kierowane w kierunku wysoko latających obiektów, by strącić je z nieba nad Ameryką Północną. Pierwsze zestrzelenie dotyczyło tego, co według USA było dużym chińskim balonem szpiegowskim o wysokości ponad 61 metrów i średnicy 30 metrów. Po tym wydarzeniu tydzień później nastąpiło zestrzelenie tajemniczego obiektu latającego wielkości samochodu nad Alaską. Zaledwie dzień później, w sobotę nad Kanadą zestrzelono wciąż niezidentyfikowany obiekt. Po zestrzeleniu nad Alaską informacje od amerykańskich pilotów wywołały poruszenie. Zauważony tam obiekt latający miał rzekomo zakłócać pracę czujników odrzutowców myśliwskich. Niektórzy piloci mówili też, że widzieli na obiekcie „żadnych systemów napędowych" i nie umieli wyjaśnić, jak mógł on pozostać w powietrzu. Trzeźwo myślący przedstawiciele branży przestrzegają jednak przed spekulacjami na temat odwiedzin Ziemi przez istoty pozaziemskie. Opisy są uderzająco podobne do tzw. obserwacji tic-tac przez pilotów amerykańskich myśliwców, znanych też pod skrótem FLIR. Filmy, wykonane w 2004 roku, wciąż śledziły niezidentyfikowane obiekty latające (UFO) u wybrzeży San Diego. Kolejne materiały filmowe zostały wykonane w 2014, 2015 i 2019 roku. Dopiero w styczniu 2023 roku Departament Obrony USA opublikował 72 częściowo odtajnione pliki. Według nich zaobserwowane wówczas obiekty latające miały około 14 metrów długości, były białe, bez krawędzi i nie miały gondoli silnikowych, rozpórek ani skrzydeł. Przypomniano opis obiektu latającego, który amerykańskie siły zestrzeliły w piątek nad lodowymi plamami u wybrzeży Alaski na rozkaz prezydenta USA Joe Bidena. Ten obiekt, wielkości samochodu, był wcześniej śledzony przez jeden dzień. Rząd USA uzasadnił zestrzelenie jako zagrożenie dla ruchu lotniczego, ponieważ obiekt prawdopodobnie poruszał się w sposób niemanewrowy na wysokości zaledwie dwunastu kilometrów. Z kolei balon przypisany Chinom z rzekomymi funkcjami szpiegowskimi miał wysokość lotu 18 kilometrów. Był śledzony przez osiem dni z zachodniego wybrzeża USA na wschodnie, zanim został zestrzelony nieco ponad tydzień temu. Trwa odzyskiwanie szczątków balona i jego technologii z Oceanu Atlantyckiego. Trzeci start w krótkim czasie odbył się właśnie nad słabo zaludnionym regionem Jukonu na polecenie prezydenta Kanady Justina Trudeau. Wcześniej „niezidentyfikowany obiekt" namierzyło Dowództwo Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej (Norad), obsługiwane przez USA i Kanadę. W międzyczasie pojawiły się nawet doniesienia o drugim, niezidentyfikowanym obiekcie latającym.