Dowiedz się, dlaczego wszelkie szacunki kosztów zmian klimatycznych będą błędne
Wahania temperatury są nieprzewidywalne. Ludzie tym bardziej.
ILUSTRACJA: ÁLVARO BERNIS
Kiedy William Nordhaus, późniejszy laureat nagrody nobla w dziedzinie ekonomii, modelował interakcję między gospodarką a atmosferą, przedstawił „funkcję szkód” - szacunkową szkodę wyrządzoną przez dodatkową jednostkę ocieplenia - jako falującą linię. Tak niewiele było wiadomo na temat kosztów zmian klimatu, że nazwał je „terra incognita”, nieznaną ziemią, w porównaniu z „terra infirma”, chwiejnym gruntem, kosztów zapobiegania tym zmianom. Ostatecznie, na podstawie przybliżonych obliczeń oszacował, że wzrost temperatury o 3°C spowoduje utratę 1-2% globalnego PKB. Nie było to nic więcej niż „świadome przeczucie”, napisał w 1991 roku.
Nowy raport wskazuje na znacznie większe szkody. Diego Känzig z Uniwersytetu Północno-Zachodniego i Adrien Bilal z Uniwersytetu Harvarda wykorzystują przeszłe zmiany temperatur spowodowane erupcjami wulkanów, a także El Niño, wieloletni wzrost ciepła uwalnianego przez Ocean Spokojny, do modelowania wpływu ocieplenia planety. Wykorzystując długoterminowe dane dotyczące globalnego wzrostu gospodarczego i średniej rocznej temperatury, stwierdzili, że dodatkowe ocieplenie o 1°C doprowadzi do spadku PKB o 12%. Scenariusz zmiany klimatu z ociepleniem o ponad 3°C byłby, według ich szacunków, ciosem równoważnym z prowadzeniem ciągłej wojny.
Funkcja szkód jest jednym z danych wejściowych do modelowania „społecznego kosztu emisji dwutlenku węgla”, miary wykorzystywanej przez decydentów politycznych do oceny, czy inwestycje mające na celu ograniczenie zmian klimatu są opłacalne. Różne metodologie dają bardzo różne odpowiedzi. W 2022 r. Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) zaproponowała zmianę szacunków społecznych kosztów emisji dwutlenku węgla z 51 do 190 dolarów. Obliczenia panów Känziga i Bilala dają liczbę ponad pięciokrotnie wyższą, wynoszącą 1 056 dolarów za tonę ekwiwalentu dwutlenku węgla. Tym samym wyliczają oni, że Ameryce opłacałoby się dążyć do radykalnej dekarbonizacji, nawet jeśli nie przyłączyłby się do niej żaden inny kraj.
Pomimo wszystkich postępów w możliwościach technicznych od 1991 roku, proces usuwania zawirowań funkcji uszkodzeń jest nadal trudny. W idealnej sytuacji ekonomiści obserwowaliby dwie identyczne planety: jedną ocieplającą się, a drugą nie. W przypadku braku drugiej Ziemi, muszą oni znaleźć ziemskie kontrfakty. Na początku podejście polegało na porównywaniu cieplejszych krajów z zimniejszymi, aby zobaczyć, jak różnią się dochody. Pomijało to jednak kilka rzeczy. Norwegia jest bogatsza od Nigerii nie tylko ze względu na temperaturę, a żaden zestaw „kontroli” w analizie statystycznej nie może wyjaśnić wszystkich różnic.
Jedna z preferowanych obecnie strategii „odgórnych” opiera się na próbie regionów na przestrzeni czasu. Jest to lepsze rozwiązanie, ale wiąże się z pewnymi problemami. Zarówno temperatura, jak i wzrost gospodarczy są w żargonie „niestacjonarne” i „autokorelacyjne”. Wyobraźmy sobie pijaka idącego do domu. Idzie w dobrym kierunku, ale przypadkowo się myli, czasem idąc za bardzo w lewo, a czasem za bardzo w prawo. W każdym momencie jego pozycja będzie zależeć nie tylko od kierunku, w którym zmierza, ale od wszystkich takich potknięć. Wzrost gospodarczy i temperatura są podobne: zmierzają w tym samym kierunku (w górę), ale w każdym roku ich poziom będzie zależał od wcześniejszych odchyleń. Próba znalezienia związku między nimi niemal nieuchronnie doprowadzi do fałszywych wyników.
Rozwiązaniem jest przyjrzenie się „szokom temperaturowym”, obserwując, jak korelują one z szokami dochodowymi. Stopień, w jakim obszary rozwijają się wolniej po okresie upałów, wskazuje na potencjalne szkody spowodowane zmianami klimatu. Wykorzystanie krótkoterminowych wahań temperatury wprowadza jednak nowy problem: adaptację. Rolnicy nie przestaliby uprawiać pszenicy i nie zaczęliby uprawiać bananów w odpowiedzi na rok ciepła, ale mogliby to zrobić w odpowiedzi na kilka dziesięcioleci. Korzystanie z danych z małych obszarów pomija również globalny charakter zmian klimatu. Jeśli jedno hrabstwo stanie w obliczu suszy, może kupować żywność z innych miejsc. Jeśli cały świat straci ziemię uprawną, nie będzie mógł tego zrobić.
Panowie Känzig i Bilal używają całego świata jako swojego modelu. Chociaż podejście to rozwiązuje problem małych obszarów, to cierpi również z powodu nowych. Historyczne wahania globalnej temperatury, takie jak te powodowane przez El Niño, były zazwyczaj niewielkie - więcej niż jedna dziesiąta stopnia ocieplenia, a nie dwa lub trzy, które prawdopodobnie przyniosą zmiany klimatu. Korzystanie z danych dla całej planety zmniejsza również liczbę obserwacji. Próba wykorzystana przez panów Känziga i Bilala rozpoczyna się dopiero w 1960 roku. El Niño zbiegło się w czasie ze wstrząsami gospodarczymi, w tym kryzysem zadłużenia w Ameryce Łacińskiej w latach 80. i azjatyckim kryzysem finansowym w latach 90. XX wieku. Mniejsza liczba obserwacji utrudnia kontrolę nad takimi czynnikami, co oznacza, że model może zawyżać spadek PKB spowodowany zmianami klimatu.
Istnieje również inne, „oddolne” podejście stosowane przez Europejską Agencję Środowiska, które wykorzystuje kilka różnych wskaźników szkód wyrządzonych przez wyższą temperaturę, a nie tylko jej wpływ na wzrost gospodarczy. Jeden z modeli szacuje zmiany w plonach rolnych i śmiertelności, a także wzrost poziomu morza i dodatkowe zapotrzebowanie na energię do chłodzenia. Szacunki te są następnie gromadzone w jednej kwocie w dolarach. Lista kosztów zmian klimatycznych nie jest jednak wyczerpująca. Nie może też uwzględniać sumy globalnych skutków, takich jak zakłócenia w handlu, których „odgórne” oszacowanie mogłoby przynajmniej teoretycznie uwzględnić.
Zakres trudności jest wymowny. Klimat Ziemi jest złożonym systemem, w którym nawet podstawowe fakty, takie jak dodatkowe ocieplenie wywołane przez tonę gazu cieplarnianego, są niepewne. Mogą wystąpić punkty krytyczne, w których globalne ocieplenie nagle przyspieszy. Co więcej, ludzie są jeszcze bardziej złożeni. Adaptacja do ocieplającej się planety, być może poprzez migrację lub technologię chłodzenia, może znacznie zmniejszyć szkody. Ludzkość zdołała przetrwać zarówno na Alasce, jak i w amazońskich lasach deszczowych.
Należy więc oczekiwać, że koszty emisji dwutlenku węgla pozostaną niepewne. Nie jest to już jednak terra incognita opisana przez pana Nordhausa. Pomimo swoich wad, metody zgadzają się co do jednego: zmiana klimatu pociąga za sobą znacznie większe koszty, niż pan Nordhaus początkowo sobie wyobrażał.
Dział: Świat
Autor:
The Economist | Tłumaczenie: Wiktoria Repeć