Australijczyk z wizą pracowniczą zatrzymany i deportowany ze Stanów Zjednoczonych po powrocie z pogrzebu siostry
Mężczyzna oznajmiający, że poprzednio wielokrotnie opuszczał i wracał do kraju twierdzi, że urzędnicy graniczni nazywali go „upośledzonym” i chełpili się powrotem Trumpa.
Australijczyk deportowany ze Stanów Zjednoczonych jest jednym z wielu posiadaczy wiz, którym w ostatnim czasie odmówiono możliwości powrotu do kraju.
Zdjęcie: Victoria Hart/Getty Images/Guardian De
Wyjeżdżając na dwudniową podróż ze Stanów Zjednoczonych do Australii aby rozsypać prochy swojej siostry, Jonathan zabrał tylko dwie pary ubrań na zmianę, co zapewniło mu wystarczająco dużo miejsca w swojej niewielkiej torbie, aby zabrać pustą urnę z powrotem do swojego mieszkania w USA. Wyjazd był na tyle krótki, że nie zebrał ze sobą nawet ładowarki do laptopa. Australijczyk twierdzi, że został zatrzymany i deportowany po powrocie z pogrzebu, który miał miejsce w marcu, pomimo posiadania wizy pracowniczej, która była ważna jeszcze przez 15 miesięcy. Mieszkał na wschodnim wybrzeżu Ameryki przez siedem lat – i nadal znajdują się tam jego partnerka, mieszkanie, studio i klienci.
Jonathan, który zgodził się na udzielenie wywiadu pod warunkiem, że nie zostanie ujawnione jego prawdziwe imię wyznał, że aktualnie korzysta z noclegów tymczasowych w Sydney, odseparowany od „całego swojego życia”. Jak sam twierdzi, cała sytuacja jest „trochę katastrofalna”.
Owa katastrofa rozpoczęła się od kontroli granicznej w czasie przejazdu przez miasto Houston w stanie Teksas, kiedy to zabrano go i przeprowadzono na „zaplecze”. Z wiszących na ścianach plakatów niegdyś wychwalających różnorodność, równość i inkluzywność w prymitywny sposób zamazano czarnym flamastrem jakiekolwiek wspominki o tych wartościach. Jak twierdzi, w środku znajdowało się około 100 osób z całego świata, wszyscy do jakiegoś stopnia poddenerwowani lub zmęczeni. „Było tam naprawdę wiele osób. Większość była z Ameryki Południowej. Spotkałem jedną dziewczynę z Berlina. Garstka z nich była z Kanady. Było też dwóch Brytyjczyków”.
Po około półgodzinie wywołano jego nazwisko. Zapytano go, czy chce skontaktować się z australijskim konsulatem, ale odmówił. „Myślałem, że po prostu dadzą mi paszport i puszczą wolno, ewentualnie zadadzą kilka pytań, ale rzucali we mnie sporo dość absurdalnych oskarżeń. Powiedzieli: ‘Wiemy, że masz dwa telefony komórkowe. Śledziliśmy twoje połączenia. Wiemy, że handlujesz narkotykami’”.
Wyjaśnił wtedy urzędnikowi granicznemu, że nie pije, nie pali, nie bierze narkotyków i posiada tylko jeden telefon. W zamian poproszono go o hasło do tego telefonu. „Coś mi się wtedy nie zgadzało. Poprosiłem, żeby dopuszczono mnie do rozmowy, ale powiedziano mi, że nie mam żadnych praw”. Mówi, że dano mu broszurę wyjaśniającą, że musi oddać telefon, więc zrobił to, razem ze swoim smartwatchem. Jak twierdzi, cała sytuacja była „cholernie dziwna”, ale starał się pozostać „nadmiernie uprzejmy”. Podobno, kiedy poprosił urzędnika o powtórzenie zdania, którego nie dosłyszał, mężczyzna odpowiedział: „Głuchy pan jest czy po prostu upośledzony?”
„Mieszka tu pan? Czyżby?”
Jonathan opowiada, że na zapleczu, po stronie z łóżkami polowymi, znajdowało się kilka rodzin. Ludzie rywalizowali ze sobą o pół tuzina miejsc siedzących na rozkładanych krzesłach. Po około pięciu lub sześciu godzinach inny strażnik graniczny wezwał go do pokoju przesłuchań. Przesłuchanie „po czasie zaczęło kręcić się w kółko”. „Sugerował mi, że pracowałem dla osób, dla których nie powinienem był pracować”.
Urzędnik zarzucał Jonathanowi, że przewozi ze sobą ludzkie szczątki i wezwał agentów CDC, aby zbadali pustą urnę. Kiedy wyjaśnił urzędnikowi, że mieszka w Stanach Zjednoczonych od siedmiu lat, zapytano go: „Mieszka tu pan? Czyżby?”. „Potem powiedział mi, że nie mam odpowiedniej wizy – najwyraźniej oznajmienie, że tam mieszkam ukazywało intencję do pozostania w kraju i niewyjeżdżania”, mówi Jonathan. Jego wiza była wciąż ważna przez jeszcze ponad 15 miesięcy, a wcześniej bezproblemowo udawało mu się podróżować do innych krajów pomimo tego, że miał tę samą kategorię wizy.
W trakcie serii krótkich przesłuchań trwających w sumie przez około pół godziny, urzędnik opowiadał Jonathanowi, że jego wiza została anulowana i że zakazano mu wstępu do Stanów Zjednoczonych na okres następnych pięciu lat, wliczając w to podróże przejazdem. Powiedziano mu, że zostanie przetransportowany na samolot do Australii i zgodnie z ustawą o imigracji i obywatelstwie wręczono mu dokument informujący, że jest „imigrantem nieposiadającym ważnej wizy imigracyjnej”. Czuł wtedy, że nie ma innego wyboru poza podpisaniem tego dokumentu, którego redakcja Guardian Australia sama później przeczytała. Twierdzi, że urzędnik potem powiedział mu: „Trump jest z powrotem w grze; robimy to, co zawsze powinniśmy byli robić”. Jonathanowi powiedziano, że może porozmawiać z szefem mężczyzny, który, jak go ostrzeżono, zwykle „nie ma wiele do powiedzenia”. Ówże szef wskazał na urzędnika i powiedział Jonathanowi: „Już wszystko panu powiedziano”.
Dano mu koc ratunkowy i jedzenie, które „smakowało jak karma dla psów”, a później udało mu się porozumieć z innymi przerażonymi podróżnikami, z czego niektórzy nie opuścili pomieszczenia od dwóch dni. Z czasem pozwolono mu na wykonanie jednego telefonu do swojego ojca. „Na tym etapie byłem już przetrzymywany przez ponad 30 godzin”. Mówi, że po półtora dnia wywołano jego nazwisko, a grupa uzbrojonych strażników odeskortowała go na samolot do Australii. Chwilę przed wejściem do samolotu – był pierwszym pasażerem w kolejce na pokład – dano mu kopertę zawierającą jego telefon i smartwatch. Paszport oddano mu niedługo przed wylądowaniem.
Szereg podobnych spraw
Będący z powrotem w Australii Jonathan wciąż stara się odszukać odpowiedzi. „Nie dano mi żadnych wiarygodnych powodów do anulowania wizy. Rozmawiałem z kilkoma prawnikami i powiedzieli mi, że mógłbym podjąć walkę w sądzie, ale kosztowałoby to tysiące i pewnie i tak nie udałoby się to przed upływem tych pięciu lat”. Powiedziano mu, że może złożyć wniosek o przyznanie nowej wizy, ale wymagałoby to uprzedniego uzyskania zniesienia obowiązku wizowego. „Nawet gdyby mnie polecili, to wniosek i tak przechodzi przez Departament Bezpieczeństwa Krajowego, a oni mają wytyczne, żeby nie wpuszczać ludzi, których już wyrzucono”.
W wyniku wydarzeń, które Jonathan nazywa „okropnym czasem” – usłanym następującymi po sobie w szybkim tempie raną, śmiercią siostry i deportacją – znalazł się on w limbo. „Jedna część mnie chciałaby wrócić, druga uznaje to za koniec. Tam znajduje się moja partnerka, moje studio, moje mieszkanie. Ubrań starczy mi tylko na dwa dni – całe moje życie się tam znajduje”, mówi.
Dziewczyna Jonathana, która także poprosiła o anonimowość, wyznała, że poczuła się „zdruzgotana” tym obrotem spraw. Kiedy Jonathan nie wrócił o umówionej porze, „zaczęła mieć złe przeczucia”, jak napisała ze Stanów Zjednoczonych w e-mailu. „Zastanawiałam się, czy może samolot się nie rozbił. Na krótko przed jego powrotem do Ameryki rozmawialiśmy ze sobą przez telefon i od tamtej pory nie otrzymałam żadnych wiadomości. Mieszkamy razem i o ile nie mogę zrobić tego w tym momencie przez pracę, chcę do niego dołączyć tak szybko, jak to możliwe”. Powiedziała, że robi co w jej mocy, żeby opanować swój strach i wspierać partnera z daleka. „Chcę pozostać przy nadziei i ciężką pracą pokonać niezliczone przeszkody, które postawił przed nami rząd. Chcemy w końcu założyć rodzinę. Wielu innych miało podobne przeżycia i mam nadzieję, że nie czują się sami ze swoimi problemami”.
Historia Jonathana jest jedną z wielu podobnych, które na przestrzeni ostatnich miesięcy miały miejsce na granicy. W lutym brytyjska turystka Rebecca Burke została zatrzymana, przesłuchana i określona mianem nielegalnej imigrantki przez agencję ICE gdy próbowała opuścić Stany Zjednoczone. Niemieccy obywatele Lucas Sielaff, Fabian Schmidt i Jessica Brösche zostali bez wyjątku zatrzymani po przybyciu do USA. Kanadyjka Jasmine Mooney oznajmiła, że agenci ICE przetrzymywali ją przez niemal dwa tygodnie i deportowali pomimo posiadania przez nią wizy pracowniczej.
Guardian Australia poprosiło Departament Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych o komentarz, nie podając przy tym żadnych detali mogących ujawnić jego tożsamość i wyjaśniając, że nie zgodził się na wyjawienie imienia i nazwiska, aby nie sprawić sobie kłopotów przy ewentualnych późniejszych działaniach apelacyjnych. Redakcja zapytała „na jakich podstawach można byłoby rzetelnie zakazać komuś wstępu do Stanów Zjednoczonych pomimo posiadania ważnej wizy pracowniczej” i czy „nazywanie kogokolwiek ‘upośledzonym’ przez urzędników granicznych jest widziane jako akceptowalne”.
Rzecznik prasowy departamentu odpowiedział, że nie może „odpowiadać na pytanie w kwestii sprawy, której prawdziwości nie jesteśmy w stanie potwierdzić. Tak samo nie jestem w stanie potwierdzić prawdziwości istnienia Wielkiej Stopy”.
Australijski Departament Spraw Zagranicznych i Handlu zamierza ujawnić dane szczegółowo opisujące plany konsularnego wsparcia Australijczyków żyjących w Stanach Zjednoczonych na początkowy okres drugiej kadencji Trumpa pod koniec 2025 roku. Poświęcona podróżom zagranicznym australijska strona internetowa Smartraveller ostrzega osoby zamierzające odwiedzić Stany Zjednoczone, że posiadanie ważnej wizy „nie gwarantuje wstępu do Stanów Zjednoczonych”. „Amerykańskie władze mają szeroki zakres przywilejów w kwestii podejmowania decyzji o przyznaniu wstępu i w świetle prawa Stanów Zjednoczonych możesz z wielu powodów spotkać się z odmową dopuszczenia do kraju”, informuje strona.
Dział: Świat
Autor:
Daisy Dumas | Tłumaczenie: Karol Rogoziński — praktykant fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/