Jak strajk śmieciarzy ukazał przepaść pomiędzy bogatymi i biednymi
W niektórych częściach Birmingham śmieci nie są zbierane ze względu na strajk śmieciarzy, który trwa już szósty tydzień, co znaczy, że ok 1,2 miliona mieszkańców jest zmuszona do poradzenia sobie samemu.

Zdjęcie: Jacob King-PA Images/getty images
W niektórych częściach Birmingham śmieci nie są zbierane ze względu na strajk
śmieciarzy, który trwa już szósty tydzień, co znaczy, że ok 1,2 miliona mieszkańców
jest zmuszona do poradzenia sobie samemu.
Drugie co do wielkości miasto Wielkiej Brytanii jest największym obszarem władz
lokalnych w kraju, z ponad 400 tys. gospodarstw domowych w jego granicach. Nie
zostali oni jednak dotknięci jednakowo i z każdym kolejnym dniem wyłania się
kontrast. Spór ten spowodował, że odpady nagromadziły się tylko w niektórych
regionach, a problem jest najbardziej widoczny w gęsto zaludnionych obszarach
śródmiejskich. Natomiast zamożniejsze, słabiej zaludnione regiony doświadczyły
mniej problemów. Tego samego dnia, kiedy ulice dzielnicy Balsall Heath były pokryte
śmieciami tak bardzo, że miejscami ciężko było iść, to parę kilometrów dalej w
bogatej dzielnicy Harbone kosze czekały na śmieciarkę bez oznak zalegających
odpadów.
Rozmowy o zakończeniu strajku w Birmingham zostaną wznowione dopiero w
przyszłym tygodniu po tym jak związek zawodowy Unite i rada miasta nie były
wstanie dojść do porozumienia w środę. Sytuacja pogorszyła się 11 marca, kiedy to
ponad 300 pracowników rozpoczęło strajk okupacyjny. Unite ogłosił, że jeśli rada
będzie gotowa złożyć zdecydowaną ofertę jednorazowej wypłaty oraz zagwarantuje,
że nie będzie dalszych cięć płac, to jej członkowie wrócą do pracy.
Przez pierwsze trzy i pół tygodnia sporu strajkujący stosowali taktykę opóźniania na
trzech głównych wysypiskach śmieci, aby uniemożliwić wozom roboczym,
kierowanym przez członków niezrzeszonych w żadnym związku zawodowym, jak i
pracowników agencyjnych, wyjazd w celu wykonania pracy. Powoli szli przed bramy,
aby opóźnić śmieciarki, które opuszczały wysypiska i kontynuowali chodzenie przed
nimi po opuszczeniu bramy przez kilkaset metrów. Mimo że ponad 300 pracowników
strajkuje, kilkaset dalej pracuje. Taktyka opóźnienia spowodowała, że śmieciarki nie
mogły wykonać swoich tras i zaledwie około 10% regularnych codziennych zbiórek
śmieci w mieście miało miejsce.
Na początku kwietnia, z powodu akcji protestacyjnej, na ulicach Birmingham
nagromadziło się 22 tys. ton nieodebranych odpadów. Relacjonowałem tę akcję od
samego początku, a nawet przed jej eskalacją, w niektórych częściach miasta już się
gromadziły stosy śmieci.
Tym razem strajk już się wydaje gorszy niż ostatni z 2017 r. i podobnie jak wtedy,
wydawał się podkreślać dysproporcje w zamożności w drugim największym mieście
Wielkiej Brytanii. Im bardziej biedna dzielnica, tym gorszy smród i większy bałagan.
Mówiło się już o inwazji szczurów, a kontroler szkodników, którego spotkałem w
dzielnicy Handsworth, powiedział mi, że odkąd śmieci zaczęły zalegać na ulicach, to
jego obciążenie pracą podwoiło się.
Efekty strajku są najbardziej widoczne w najbiedniejszych dzielnicach miasta i
miejscach takich jak Small Heath, Sparkbrook oraz Ladywood. Tutaj ulice z
wiktoriańskimi szeregowymi domami są miejscem zamieszkania dla
wielopokoleniowych rodzin lub zostały podzielone na mieszkania. W tym regionie
gęstość zaludnienia jest najwyższa, co oznacza, że odpadów jest więcej, a mniej
osób ma dostęp do auta, aby wywieść śmieci na wysypiska, przez co są to obszary z
największymi stosami odpadów.
W Small Heath spotkałem się z Semirem Saidem, starszym kierownikiem projektu w
meczecie Green Lane, który opisał, jak ucierpiał ten obszar.
„To naprawdę dość oczywiste, stosy, góry śmieci na ulicach w centrum Birmingham,
więc tak, to bardzo, bardzo duży problem” – powiedział. „Opisałbym to jako
ucztowanie szczurów, więc tak, to bardzo, bardzo duży problem”. Powiedział mi
również, że jego zdaniem to obszary śródmiejskie radziły sobie najgorzej. „Smutno
to powiedzieć, ale te biedniejsze dzielnice…istnieje problem z nierównym
traktowaniem. Jest to przykre, ale prawdziwe”.
Tłumaczy, że meczet próbuje znaleźć swoje rozwiązanie i dlatego zorganizował, aby
zespół sprzątający ulice rady miał tam swoje wozy, żeby ludzie mogli przynieść
swoje śmieci do utylizacji. Ustawiły się kolejki samochodów, aby pozbyć się śmieci, a
meczet zatrudnił nastolatków na przerwę wielkanocną do pomocy w rozładunku.
Podczas strajku są to jedne z jednych miejsc do pozbycia się odpadów. W jednym z
nich, w Woodgate Valley Park, na obrzeżach miasta przy granicy z Worcestershire,
byłem świadkiem kolejki, która miała ponad milę. Niektórzy zaparkowali swoje
pojazdy i wnosili niechciane przedmioty na teren zakładu, gdzie wszystko było
wrzucane do tej samej ciężarówki z odpadami – metal, szkło, odpady z gospodarstw
domowych oraz recykling. Widać było irytację i złość, a także poczucie, że reputacja
miasta została nadszarpnięta. „To absolutna masakra i skandal”, powiedział mi jeden
z mężczyzn z ciężkimi workami na śmieci w każdej ręce i pełnym autem do
rozładowania.
Kwestia kodu pocztowego
Pierwszy raz spotkałem Naza Khana podczas ostatniego strajku śmieciarzy, kiedy
on i jego przyjaciele wynajęli ciężarówkę, aby zbierać śmieci od ludzi, którzy sami
nie mogli tego zrobić. Osiem lat później znowu na niego wpadłem i po raz kolejny
próbował pomóc ludziom pozbyć się odpadów. Powiedział mi, że problemy w jego
okolicy zostały zaostrzone przez ludzi z innych miejsc, którzy przywożą swoje śmieci
do biedniejszych obszarów śródmiejskich, aby się ich pozbyć.
„Wiele osób wykorzystuje nasze obszary do wyrzucenia śmieci”, tłumaczy, dodając,
że jego zdaniem jest to ‘kwestia kodów pocztowych’, jeśli chodzi o wywóz.
W jednym z największych stosów, jakie widziałem, była i stara rama łóżka, jak i kilka
pustych puszek po gastronomicznym oleju kuchennym, a nawet przedni zderzak
Toyoty.
Inni również robią co w ich mocy, próbując oczyścić swoje dzielnice. Sadia Khan,
przewodnicząca organizacji Friends of Sparkgreen Park, zaczęła organizować
zbiórki śmieci jeszcze przed rozpoczęciem strajku, ale od jego rozpoczęcia sytuacja
się tylko pogorszyła.
„Wydaje się, że zbieranie odpadów nie robi żadnej różnicy, śmieci i muchy wracają w
podwojonej sile. To ponure miejsce i jest to przygnębiające” – mówi. Jej celem było
oczyścić park ze śmieci przed Wielkanocą, tak aby ludzie mogliby przyjść na pikniki,
jeśli pogoda by dopisała. „Chcesz mieć piękny park, cieszyć się Wielkanocą i
wolnym czasem, a ludzie nie mogą iść na piknik, nie mogą nawet spędzić czasu z
przyjaciółmi i rodziną w parku. Jest to smutne” - dodaje
Dwupoziomowe oskarżenia systemowe
Pewnego wieczoru w Balsall Heath rozmawiałem z mieszkańcem, który powiedział
mi, że problemy zostały zaostrzone przez brak dumy obywatelskiej ze strony
mieszkańców, ale obwinił słabe usługi odbioru odpadów, których ich obszar
doświadczył jeszcze przed rozpoczęciem strajku, za wywołanie złego marazmu. Jest
to powszechna skarga, że zbiórki odpadów są pomijane tutaj, a nie w bogatym
Edgbaston. Często słyszy się bezpodstawne stwierdzenie, że ulice, przy których
mieszkają radni, są zawsze zadbane, a te w pobliżu są pozostawione same sobie.
Ludzie wielokrotnie powtarzali mi, że uważają, iż funkcjonuje dwupoziomowa zbiórka
odpadów.
Podczas sporu przedstawiłem te zarzuty zarówno przewodniczącemu rady, Johnowi
Cottonowi, jak i dyrektorowi strategicznemu ds. operacji miejskich, Craigowi
Cooperowi, i każdy z nich powiedział mi, że są świadomi problemów i zobowiązali
się, w ramach reorganizacji przez radę zbiórek odpadów, do poprawy sytuacji oraz
uczynienia jej bardziej sprawiedliwą po zakończeniu strajku.
Strajkujący członkowie Unite również przyznają, że w biedniejszych obszarach istniał
problem, ale twierdzą, iż plany rady dotyczące zbiórek co dwa tygodnie po prostu
spowodują powrót do niektórych scen, których byliśmy świadkami od marca.
„Było tak wiele koszy, że powodowało to konflikty z sąsiadami”, powiedziała
Alexandra Giddings, która mieszka ze swoim 12-letnim synem w małym domu w
pobliżu ruchliwej Ladypool Road, w innej z bardziej ubogich dzielnic Birmingham – w
słynnym Balti Triangle. Jej syn cierpi na przewlekłą astmę, a ich dom jest
zawilgotniały, ale ona nie mogła otworzyć okien nawet podczas ostatnich ciepłych
dni, z powodu smrodu z koszy, które gromadziły się na zewnątrz.
Sytuacja zaczęła się poprawiać, odkąd strajkującym uniemożliwiono opóźnianie
wykonywania zadań przez pracowników, którzy nie strajkują, a do pomocy w
sprzątaniu sprowadzono wojskowych ekspertów ds. logistyki. Pomimo jednej z
ostatnich zbiórek, pojemniki znów się piętrzą, a smród jest naprawdę nieprzyjemny.
„Chciałabym przynajmniej wyjść na spacer, ale teraz nie chcę, bo zapach jest
okropny” – opowiada pani Giddings.
Sytuacja się zmieniła od początku piątego tygodnia strajku. Policja West Midlands
zatrzymała taktykę opóźniania, grożąc aresztowaniem i grzywną, co umożliwiło
zwiększenie liczby pracujących wagonów do przeprowadzana codziennych zbiórek,
dzięki czemu obecnie ok. 50% floty jest w pełni funkcjonalna. Nie jest ona wstanie
oddzielić odpadów zmieszanych od recyklingu, ale każdy powinien mieć co
tygodniową wywózkę śmieci.
Ludzie, którzy czekali na śmieciarkę przez sześć tygodni, w końcu pozbyli się swoich
worków z odpadami, a najbardziej zauważalna poprawa nastąpiła po zatrudnieniu
wojskowych ekspertów ds. logistki, którzy byli w stanie lepiej koordynować
sprzątanie.
Rada miasta stwierdziła, że zalegające odpady powinny zostać usunięte do tego
weekendu. Do środy ilość nieodebranych śmieci spadła poniżej 5 tys. ton. Stanowiło
to poważną operację oczyszczania do czasu zmiany taktyki policji na kordon
pikietujących i zakulisowych interwencji rządu.
Dave, jeden ze strajkujących, powiedział: „Mówimy mieszkańcom Birmingham,
oczywiście sami jesteśmy mieszkańcami i naprawdę przepraszamy…dołożymy
wszelkich starań, aby jak najszybciej wrócić do pracy i ponownie zbierać kosze”.
Prawie każdy, z którym rozmawiałem ma swoją własną historię „ze szczurem”.
Doniesienia o inwazjach były marzeniem autorów nagłówków i twórców memów, ale
gryzonie okazały się zaskakująco trudne do uchwycenia na filmie. Kiedy przed
rozpoczęciem strajku jeden z mieszkańców powiedział BBC News, że po ulicach
grasują „szczury wielkości kotów”, narodziło się zdanie, które będzie prześladować
miasto i może zepsuć jego reputację w niedalekiej przyszłości.
Dział: Świat
Autor:
Phil Mackie/BBC | Tłumaczenie: Sebastian Ludyga — praktykant fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/