Magdeburg po zamachu – miasto ubolewa
Szok, konsternacja i smutek. Wiele ludzi w Magdeburgu po zamachu w ich mieście jest wstrząśniętych i zdezorientowanych. Również politycy, którzy odwiedzają miejsce zdarzenia, są wstrząśnięci.
Zdjęcie: Ronny Hartmann/AFP/Getty Images
W tych ciężkich godzinach, po zamachu na jarmarku bożonarodzeniowym, z kilkoma zmarłymi i wieloma poszkodowanymi, we wcześniej wschodnioniemiecko-ateistycznym Magdeburgu kościół chrześcijański był miejscem zgromadzeń. Kościół św. Jana jest najstarszym kościołem parafialnym w mieście, Marcin Luter głosił tu około 500 lat temu. W międzyczasie parafia się zdezorganizowała, nie odbywają się tu już żadne nabożeństwa. Jednak pod Dom Bożym przychodzą wspólnie ci, co wspominają, którzy pamiętają i którzy chcą się ustawić. Wielu po prostu potrzebuje pocieszenia. Ludzie położyli tam morze kwiatów i świec.
Terror był duży i namacalny
„Jestem skonsternowana. Terror w jakiś sposób zawsze tam istniał, abstrakcja. Ale teraz jest on całkiem duży i namacalny. Odczuwam tylko smutek i niemoc”, mówi Jutta w DW. Swojego nazwiska nie chce zdradzać. Jak wyjaśnia, wielu jej znajomych było lekarzami. „Wielu z nich pomagało wczoraj, gdzie tylko mogl”.”
Ów kościół jest oddalony jedynie o kilka metrów od jarmarku świątecznego, który w piątek wieczór zamienił się w miejsce grozy. Mężczyzna wjechał wynajętym samochodem w spokojnie zgromadzonych ludzi w centrum stolicy Saksonii-Anhalt. W ciągu sekund dla setki ludzi wszystko się zmieniło. Przeżyli terror i nienawiść, ludzie umierali albo zostali ciężko ranni. Również dla pomocników, przyjaciół i znajomych ten dzień wszystko odmienił. I dla Magdeburga.
Rano po tym zdarzeniu jarmark w 240-tysięcznym mieście został zamknięty. I taki pozostanie. Sporadycznie jeżdżą jeszcze radiowozy. Jednak stojące obok centrum handlowe, które jeszcze w piątkowy wieczór było miejscem schronienia dla ludzi szukających pomocy, jest już znowu otwarte. Ruch na głównej drodze przed jarmarkiem toczy się.
W tym samym czasie w mieście jest dziwnie spokojnie – szok. W centrum miasta w drodze są reporterzy i ekipa z kamerami z wielu państw. Również chcą oni relacjonować to, co niemiecki kanclerz powie tego dnia.
Przed późnym porankiem Olaf Scholz biegnie przez uliczkę, którą kilka godzin wcześniej domniemany przestępca ze swoim samochodem zamienił w miejsce zbrodni. Towarzyszył mu Reiner Haseloff (CDU), premier kraju związkowego Saksonia-Anhalt. Przyszła również Nancy Faeser, minister spraw zagranicznych, a także szef partii i kandydat na kanclerza partii unijnej, Friedrich Merz. Wszyscy ubrani na czarno i z poważnymi twarzami. Przed drzwiami Kościoła św. Jana kładą białe róże, zastygają na moment w spokoju.
Później idą dalej, spotykają siły pomocy i wsparcia oraz dotkniętych - z wykluczeniem publiczności. Później idzie to w stronę zamkniętego jarmarku. Tam chcą dodać ludziom otuchy.
Nie wszyscy uważają za dobry pomysł to, że politycy przybyli, uważają to za manewr w kampanii wyborczej. Paru awanturników wyraża to głośno przed barierkami zamykającymi jarmark. Na początku mówi premier Reiner Haseloff. Jest on wyraźnie dotknięty. Haseloff mówi, że dziś chciałby przeżywać żałobę, „później porozmawiamy o bezpieczeństwie”.
Pokazanie, że „Magdeburczycy trzymają się razem”
Kanclerz Federalny mówi o „okropnym, szalonym przestępstwie”. Państwo musi teraz być razem w „solidarności”. Scholz, który właściwie nie jest znany ze szczególnej emocjonalności, swoimi wypowiedziami otwarcie wstrząsnął pomocników i dotkniętych. Ludzie musieli „zmierzyć się” z tym doświadczeniem, mówi, ale nie zostaną pozostawieni z tym sami. Nie „nienawiść” będzie decydować, a „współistnienie”. Pascal Kober, pełnomocnik Rządu Federalnego, na prośbę ofiar i ocalałych w przestępstwach terrorystycznych, będzie troszczył się o dotkniętych.
U Mandy Bode szok nadal siedzi bardzo głęboko. Opuściła ona jarmark bożonarodzeniowy tylko parę minut przed zamachem. W wywiadzie z DW płacze. W sobotę przybyła do Kościoła św. Jana, by „pokazać, że Magdeburczycy trzymają się razem”. To, że politycy również przybyli, było dla niej obojętne: „To, że ludzie poumierali, politycy przyjmują na klatę”, uważa. W żałobę tego dnia miesza się również pytanie: Dlaczego?
Zamach na Jarmark Bożonarodzeniowy w Magdeburgu
Przed Kościołem św. Jana ustawili się również zwolennicy sceny prawicowej. Głośno wykrzykiwali, co myśleli: „Deportujcie takich ludzi, natychmiast!” Jeden z nich miał założoną opaskę na rękę z flagą Niemieckiej Rzeszy.
Zamyśleni, tacy jak Jutta i Mandy Bode nie pozwalają na to, by ten dzień był okupowany przez ekstremistów. Zdecydowanie ich przepędzają. Wielu z nich chce wieczorem uczestniczyć w ekumenicznym nabożeństwie w Katedrze w Magdeburgu. Wspominają tych, którzy zostali zamordowani lub których ciało albo dusza została zraniona.
Dział: Europa
Autor:
Volker Witting | Tłumaczenie: Angelika Grześkowiak - praktykantka fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/