„Przygotowuję się na najgorsze”: Młodzież Bejrutu przystosowuje się do życia w wyludnionym mieście
Gdy większość opuszcza stolicę Libanu, uciekając w góry i poza ich granice, nowe pokolenie doświadcza terroru pod izraelskimi atakami.
Zdjęcie: Amr Abdallah Dalsh/Reuters
Gdy potężna fala izraelskich nalotów lotniczych uderzyła nocą w południowe przedmieścia Bejrutu, kuzyni Nader Ismail i Lyne Nassar siedzieli na balkonie w pobliskiej miejscowości Baabda, przytłoczeni szokiem. Ismail przyznał, że terror sprawił, iż zamarł na miejscu, podczas gdy Nassar powiedziała, że nagle wstała, po czym usiadła z powrotem, próbując się uspokoić w obliczu tego, co obecnie stało się niemal nocną rutyną. „Mieliśmy wrażenie, jakby fale ciśnienia z bombardowań przechodziły przez nas”, powiedziała Nassar. „Okna drżały, cały budynek drżał. To było traumatyczne”.
21-letnia studentka medycyny wraz z rodziną po raz pierwszy uciekła z południowych przedmieść Bejrutu do miasta Aley w górach wokół stolicy pod koniec sierpnia, początkowo w ramach ostrożności. Ismail, 20-latek, wraz ze swoją rodziną dołączył do nich po raz drugi 10 dni temu, uciekając przed bombardowaniami uderzającymi w bastion Hezbollahu w Dahiyeh, które zmusiły mieszkańców do opuszczenia swoich domów i przeniesienia się do innych części miasta oraz okolicznych terenów.
Kuzyni powiedzieli, że rodzinny dom w górach jest teraz tak przepełniony ludźmi, że postanowili zrobić sobie przerwę w mieszkaniu w Baabda, mimo że znajduje się ono bliżej nalotów. Jednak intensywna fala ataków, która zeszłej nocy wyrzucała kolumny dymu i ognia na nocne niebo, zmusiła ich do powrotu do Aley. Oboje, jako studenci, wraz z rodzinami, zmagają się z szybkim dostosowaniem do nowej rzeczywistości wojennej, w której naloty wywróciły życie mieszkańców całego Bejrutu do góry nogami. W niektórych częściach miasta, na północ od Dahiyeh, sklepy, bary i restauracje pozostają otwarte, choć czasem z ograniczonymi godzinami, gdy ludzie próbują zachować namiastkę normalności i żywić nadzieję na szybkie zakończenie konfliktu.
Drogi w innych częściach miasta, które zwykle są zatłoczone samochodami stojącymi zderzak w zderzak, są wyraźnie puste, ponieważ wielu mieszkańców, którzy dotąd wypełniali ulice, wyjechało w góry wokół Bejrutu. Menedżer jednej z siłowni w dzielnicy Achrafiyeh narzekał, że stracił ponad 100 członków swojej klienteli, ponieważ większość z nich przeniosła się do innych obszarów w ramach ostrożności, podczas gdy ci, którzy mogli, wyjechali z kraju. „Okolica teraz się wyludnia; wiele osób z klasy średniej i wyższej wyjechało na północ Libanu lub w góry” – powiedział Mansour Aziz, właściciel restauracji i baru Mezyan w samym sercu dzielnicy Hamra w zachodnim Bejrucie, od dawna znanej z tętniącego życiem nocnego życia.
Według niego działalność ucierpiała, momentami spadając nawet o 80% w ciągu ostatniego roku, ponieważ ludzie woleli zostać w domu, w strachu oglądając wiadomości o wojnie Izraela w Gazie i obawiając się, co może wydarzyć się w Libanie. „Ale teraz, wraz z tym niedawnym atakiem, sytuacja jest bardzo napięta” — powiedział. „Rzeczy się zmieniły — i oczywiście ludzie nie mają ochoty wychodzić. Paradoksalnie, jeśli pojedziesz na północ do Batroun lub w góry, ludzie są na zewnątrz i aktywni”. Dodał: „Przygotowuję się na najgorsze — mówi się o wpływie na dostawy żywności. Wielu dużych dostawców mięsa i warzyw to rolnicy z południa i Bekaa, więc jeśli te linie zostaną przerwane, a rolnicy będą uciekać, jak żywność dotrze do nas?”.
Poczucie nowej rzeczywistości nasiliło się w niedzielę, gdy minister edukacji Libanu, Abbas Halabi, ponownie opóźnił rozpoczęcie roku szkolnego w szkołach publicznych do 4 listopada, powołując się na „zagrożenia bezpieczeństwa” wynikające z izraelskich nalotów. Budynki szkół publicznych w całym kraju zostały przekształcone w prowizoryczne schroniska, mieszczące ponad milion przesiedleńców z południowego Libanu i Bejrutu. Urzędnicy ONZ poinformowali pod koniec zeszłego tygodnia, że prawie 900 z tych schronisk jest już pełnych.
Prywatne szkoły i uniwersytety próbują ustalić, czy mogą przejść na zajęcia online, czy też zamknąć się i pracować na zasadzie rotacji. Nassar, która jest na trzecim roku studiów medycznych na Uniwersytecie Libańskim, wskazała na nocne bombardowania, które uderzyły w pobliżu kampusu Laylaki w południowym Bejrucie, oraz na niepewność co do tego, kiedy zajęcia mogą zostać wznowione.
Semestr miał rozpocząć się w dniu pod koniec września, kiedy fala izraelskich nalotów na południowy Liban zabiła 492 osoby i raniła 1 645, jak powiedziała, ale jego początek opóźniono o tydzień. Po decyzji ministra edukacji o przesunięciu terminu na początek listopada, Nassar nie wie, kiedy zajęcia mogą zostać wznowione, biorąc pod uwagę zniszczenia kampusu. „Jeśli naloty będą się tak utrzymywać, nie ma szans, żebyśmy mogli uczęszczać na zajęcia, ponieważ kampus jest tak blisko” – powiedziała. Dodała również, że jej rodzice wykorzystują swoje doświadczenie z ostatniego razu, kiedy uciekali z południowego Bejrutu podczas wojny Izraela z Hezbollahem w 2006 roku, aby zachować spokój.
Centrum handlowe w pobliżu kampusu uniwersyteckiego, gdzie Nassar jeszcze niedawno spotykała się z czwórką najbliższych przyjaciół, by robić zakupy i spędzać godziny na rozmowach w kawiarniach na food courcie, zostało zamknięte z wyjątkiem dużego supermarketu wewnątrz – powiedziała. Teraz ich czat grupowy skupia się na upewnieniu, że jedna z przyjaciółek, która została na miejscu, przetrwa nocne naloty, przekazując porady, by podczas bombardowań otwierała okna, aby uniknąć szkła rozbijającego się w pomieszczeniach.
Ismail powiedział, że Antonine University, gdzie studiuje informatykę, ogłosił pod koniec zeszłego tygodnia, że przejdzie na zajęcia online, czego nie lubi. „Trudno się uczyć, w domu jest tłoczno, a dźwięk bombardowań jeszcze bardziej potęguje stres” – przyznał. Nassar zauważyła, że Aley jest wyraźnie bardziej zatłoczone z powodu napływu ludzi. „Sklepy są otwarte, supermarkety są otwarte, ale jest o wiele większy ruch niż zwykle z powodu wszystkich przyjezdnych. Zaczynamy też zauważać braki w zaopatrzeniu supermarketów” – dodała. „Podstawowe rzeczy, na przykład nie zawsze można znaleźć papier toaletowy”.
Dział: Świat
Autor:
Ruth Michaelson | Tłumaczenie: Jakub Grubiński – praktykant fundacji https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/