Zakaz używania maszyn dieslowskich podniesie koszty budowy o 150 tys. koron, Norwegia
Nowe przepisy klimatyczne mogą poważnie odbić się na kosztach prywatnych inwestorów budowlanych. Przedstawiciele branży ostrzegają, że zakaz używania maszyn dieslowskich może skutkować dodatkowymi wydatkami rzędu 150 tysięcy koron na jedną budowę.

Zdjęcie: Anne Skifjeld / NRK
Obawy przed klimatycznymi wymogami
Nowe rozporządzenie rządu umożliwia gminom nakładanie lokalnych wymogów klimatycznych nie tylko na własne inwestycje budowlane, lecz także na projekty prywatne. Branża budowlana wyraża silne obawy przed konsekwencjami. – „Dla nas to bardzo frustrujące” – mówi Svein Frustøl, dyrektor zarządzający firmy budowlanej Frustøl AS.
Na terenie inwestycji w Nodeland pod Kristiansand prace idą pełną parą, ale przyszłość jest niepewna. – „Gdybyśmy mieli uczynić ten plac budowy w 100 procentach bezemisyjnym, to koszt zostałby przerzucony na nabywcę działki i wyniósłby około 150 tysięcy koron” – dodaje.
Problem infrastruktury i dostępności energii
Nowe przepisy pozwalają gminom zakazać użycia maszyn budowlanych z silnikami diesla.
Dotąd dotyczyło to wyłącznie inwestycji publicznych, teraz ma obejmować również sektor prywatny. – „Gdybyśmy mieli używać koparek elektrycznych, musielibyśmy ładować je nocą za pomocą agregatów dieslowskich, ponieważ na tym terenie nie ma dostępu do energii elektrycznej” – wyjaśnia Frustøl.
Wieś nieprzygotowana na zmiany
Według organizacji branżowej Maskinentreprenørenes Forbund (MEF), aż 99 procent maszyn budowlanych w Norwegii działa obecnie na olej napędowy. – „To ostatnia rzecz, której potrzebują wykonawcy robót ziemnych.
Jeszcze nigdy nie było tak trudno. To podnosi koszty dla prywatnych inwestorów” – mówi Julie Rosenlind Falch, szefowa MEF na region Agder.
Jej zdaniem zielona transformacja musi być realistyczna. – „Elektryczne maszyny mogą sprawdzić się w miastach, gdzie jest dostęp do infrastruktury ładowania.
Na terenach wiejskich konieczna byłaby ogromna operacja logistyczna, by to umożliwić” – dodaje.
Poparcie dla przepisów ze strony branży ekologicznej
Z kolei Mie Fuglseth, przewodnicząca organizacji Grønn Byggallianse, popiera zmiany. – „Chcemy, by ci, którzy widzą możliwości ograniczenia emisji, mieli taką szansę. Wiele gmin od dawna się o to upominało” – mówi.
Fuglseth zaznacza, że zielone rozwiązania są obecnie droższe, dlatego potrzebne jest zwiększenie popytu. – „Branża potrzebuje przewidywalności. Musimy wiedzieć, że jest na to zapotrzebowanie” – podkreśla.
Sprzeciw polityków
Przeciwną opinię wyraża posłanka z Agder, Gro Anita Mykjåland z Partii Centrum (Sp). Jej zdaniem nowe przepisy powinny być ujednolicone na poziomie krajowym. – „Nie może być tak, że jedna gmina wprowadzi zakaz emisji na budowach, a sąsiednia już nie. Potrzebujemy krajowych regulacji” – argumentuje.
Polityczka zapowiada walkę o wycofanie przepisów. – „Branża już dziś robi wiele, by ograniczyć emisje” – mówi. Jej zdaniem technologia nie jest jeszcze gotowa na pełną elektryfikację budów. – „Powinniśmy mieć pewność, że jesteśmy technologicznie przygotowani. A na razie nie jesteśmy” – dodaje.
Ministerstwo: elastyczność i lokalne dostosowanie
Z danych z 2022 roku wynika, że sektor budowlany odpowiada za 15 procent emisji gazów cieplarnianych związanych z działalnością gospodarczą w Norwegii.
Minister klimatu i środowiska Andreas Bjelland Eriksen (Ap) tłumaczy, że czas na działania jest odpowiedni. – „Sektor musi się przekształcić, by szybciej ograniczać emisje.
Wiele gmin zwróciło się do nas z prośbą o możliwość wprowadzenia lokalnych wymogów klimatycznych” – mówi.
Zdaniem ministra dobrowolne narzędzie daje niezbędną elastyczność. – „Gminy, które zdecydują się na takie wymagania, będą mogły dostosować je do lokalnych warunków i możliwości” – podsumowuje.
Dział: Europa
Autor:
Anne Skifjeld | Tłumaczenie: Julia Ćwik - praktykantka fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki
Źródło:
https://www.nrk.no/sorlandet/kommuner-kan-stille-klimakrav-til-byggeplasser-1.17398235