2023-09-29 21:14:54 JPM redakcja1 K

Karaibscy rybacy wypowiadają wojnę inwazyjnemu gatunkowi – skrzydlicy

Turyści i społeczności rybackie w Wenezueli są zachęcane do łowienia i zjadania skrzydlic nim te wyprą inne gatunki karaibskich morskich stworzeń.

Piękna, niesamowicie ubarwiona i najeżona jadowitymi kolcami skrzydlica nie tylko wygląda niebezpiecznie, ale okazuje się być poważnym zagrożeniem dla każdej innej ryby na Karaibach. W Wenezueli William Álvarez, mieszkający w zatoce Chichiriviche de la Costa na środkowym wybrzeżu tego kraju, postawił sobie za cel zażegnanie tego zagrożenia. Każdego dnia usuwa je z wody jedną po drugiej. Zachęca również turystów i innych członków społeczności rybackiej do łapania i zjadania skrzydlic w celu kontrolowania jej żarłocznej ekspansji. Gatunek ten dziesiątkuje ryby roślinożerne, które są niezbędne dla funkcjonowania raf koralowych i źródeł utrzymania społeczności przybrzeżnych.

"Morze jest moim źródłem utrzymania i wiem, co się w nim dzieje: skrzydlica wyniszcza inne gatunki i nie ma nikogo, kto mógłby ją kontrolować, więc za każdym razem, gdy wchodzę do morza z harpunem, jest to okazja do ich usunięcia", mówi 37-letni Álvarez po całym dniu połowów.

Skrzydlice zostały nieumyślnie wprowadzone do tego regionu z oceanów Indyjskiego i Spokojnego, gdzie współistnieją z naturalnymi drapieżnikami, takimi jak mureny, rekiny i wiele innych. W Morzu Karaibskim ryba ta nie ma naturalnych wrogów. Jaskrawopomarańczowe, brązowe i czarne linie pokrywające ciało skrzydlicy, wraz z jej trującymi kolcami, służą jako ostrzeżenie dla innych gatunków, które rozważają pożywienie się nią. Niektóre ryby uciekają na sam jej widok.

"Nie jest łatwo je złapać. Jeśli złapie się którąś w sieć, istnieje ryzyko, że zostanie się zranionym przez jeden z kolców. Jej jad potrafi wykluczyć człowieka z pracy na kilka dni", mówi 26-letni Rafael Mayora, który często pracuje z Álvarezem. "Dlatego wielu rybaków po prostu decyduje się do nich nie zbliżać. Ich obecność stanowi również zagrożenie dla turystów".

Ponieważ rybacy mają tendencję do unikania tego gatunku, a także dlatego, że rozmnaża się on tak szybko (składając do 30 000 jaj co cztery dni) nastąpił zauważalny wzrost ich liczebności. Najlepszą techniką ich połowu, jak twierdzi Álvarez, jest użycie włóczni lub harpuna, ale jest to czasochłonny proces.

"Nie możesz po prostu zarzucić sieci i wyciągnąć ich wszystkich, musisz je dopadać jedną po drugiej, tylko niektórzy nurkowie i rybacy to robią", mówi.

"Martwię się. Wiem, że jest to sytuacja awaryjna, ponieważ kiedy wpływam do jaskiń, których wcześniej nie sprawdzałem, czasami znajduję w nich więcej skrzydlic niż innych gatunków. Pożerają one małe ryby przed ich wejściem w wiek rozrodczy, co jest kluczowe dla zapewnienia trwałości populacji".

Álvarez promuje połów i konsumpcję tego gatunku za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych i rozpowszechnia ten pomysł wśród turystów i mieszkańców.

"Cały czas wyławiam skrzydlice. Czasami gotuję je i sprzedaję, czasami dzielę się nimi z rodziną, ale w mojej zamrażarce zawsze są świeże sztuki", mówi.

"Ludzie są drapieżnikami szczytowymi i myślę, że w tym przypadku jesteśmy jedynymi, którzy mogą pomóc kontrolować sytuację na Karaibach. Wcześniej przeprowadzono próby nakłonienia innych gatunków do żerowania na inwazyjnych rybach, ale nic to nie zdziałało", dodaje.

Álvarez nurkuje na głębokość od 20 do 30 metrów, aby łowić ryby i za każdym razem usuwa zarówno skrzydlice, jak i plastik, który znajduje na morskim dnie.

"Wiem, że to, co robię, nie ma takiego wpływu, jakiego bym sobie życzył, nie zmienię sytuacji ani nie położę kresu zanieczyszczeniom, skrzydlicom czy nielegalnym połowom gatunków chronionych, ale wierzę, że jeśli każdy zrobi swoje, sytuacja ulegnie poprawie", mówi.

Ryby te, które pochodzą z oceanów Indyjskiego i Spokojnego, stały się jednym z najbardziej szkodliwych morskich gatunków inwazyjnych na naszej planecie. Gatunki inwazyjne charakteryzują się tym, że po wejściu do nowego ekosystemu mają bardzo nielicznych wrogów, czasem nie ma ich nawet wcale, co powoduje eksplozję ich populacji i wypieranie innych, uniemożliwiając tym samym zdrowe funkcjonowanie ekosystemu.

Te żarłoczne drapieżniki rozprzestrzeniły się w ekosystemach rafowych na Atlantyku, w Zatoce Meksykańskiej i na Karaibach z zadziwiającą prędkością, składając tysiące jaj co kilka dni, nawet do 2 milionów rocznie. Żywią się mniejszymi rybami, które są ważnym składnikiem diety innych drapieżnych gatunków, oraz elementem niezbędnym dla utrzymania zdrowia raf koralowych. Kontrolowany eksperyment przeprowadzony w 2008 roku wykazał, że populacja młodych ryb rafowych może spaść o 80% w ciągu pięciu tygodni od pojawienia się skrzydlicy na Bahamach.

Obrońcy przyrody zachęcają ludzi do zjadania inwazyjnych ryb, które rozprzestrzeniły się w Morzu Śródziemnym, aby utrzymać ich liczbę w ryzach, a na Florydzie i Karaibach odbywają się regularne turnieje wędkarskie.

We wrześniu ocena ONZ wykazała, że gatunki inwazyjne kosztują świat 423 miliardy dolarów (1,85 bilionów złotych) rocznie. Stały się głównym zagrożeniem dla różnorodności na Ziemi, a ekosystemy morskie są szczególnie poważnie zagrożone przez gatunki nierodzime.

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.


INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE