2023-08-21 16:30:03 JPM redakcja1 K

Kraje rozwinięte dadzą radę ekstremom, ale miliard ludzi będzie migrować – ostrzega klimatolog

Następna dekada to czas przełomu, ale nie utrzymamy już wzrostu temperatury na Ziemi poniżej dwóch stopni, mówi Radim Tolasz, naczelnik Departamentu Zmian Klimatycznych ČHMÚ.

ShutterStock

Klimatyczne obostrzenia według  Radima Tolasza nie muszą oznaczać załamania gospodarki, wystarczy je odpowiednio implementować. Nawet gdy Czechy i inne kraje rozwinięte poradzą sobie ze skutkami zmian, miliard ludzi z biednych obszarów będzie migrować, podkreślił klimatolog w Interview ČT24. Ostrzegał także przed naukowcami z innych dziedzin, którzy mówią o zmianie klimatu nie rozumiejąc jej. 

Chociaż współczesna klimatologia jeszcze nie wszystko rozumie, to ma wystarczająco dobre dane, aby z pewnością stwierdzić, że klimatyczne ekstrema nie są żadną nowością i zdarzały się w historii, ale „obecnie dochodzi do nich częściej i są bardziej intensywne”, wyjaśnia Tolasz.  

Wskazuje na przykład na pożary lasów, których znacznie przybyło w letnich miesiącach. „To nie ma związku ze zmianą klimatu. Leśne pożary mają związek z czymś zupełnie innym, co my nazywamy pogodą pożarową”, mówi, dodając, że 87% naturalnych pożarów wywołuje człowiek. Jednak to bardziej ekstremalne susze, upały i wiatr sprawiają, że pożary trwają dłużej niż w przeszłości. „Liczby same w sobie prawdopodobnie nie rosną i nie jest to widoczne w statystykach, ale obszar dotknięty pożarami i czas ich trwania wzrasta wyraźnie wraz ze zmianami klimatycznymi”, dodaje klimatolog. 

Współczesne modele według niego pokazują, że optymistyczne i pesymistyczne scenariusze rozwoju zmian zaczynają się różnić dopiero po dwóch czy trzech dekadach. „To bardzo trudny cel, to jest chyba najtrudniejsza rzecz w systemie klimatycznym, którą my, klimatologowie, musimy wytłumaczyć decydującym osobom – że teraz musimy inwestować w coś, co zobaczymy, czy się udało za dwadzieścia, trzydzieści lat”, mówi Tolasz, dodając, że naukowcy są pewni, że proponowane obostrzenia pomogą, bo posiadają oni dobre dane. 

Przypomniał o zobowiązaniu paryskiego porozumienia klimatycznego, w którym świat zapewnił, że do końca stulecia utrzyma wzrost średniej temperatury poniżej dwóch stopni Celsjusza. „Jeżeli chcemy to osiągnąć, to nie mamy innego wyboru, niż globalnie zredukować emisję już w ciągu najbliższej dekady. Jest to punkt zwrotny”, podkreśla. Dodaje jednocześnie, że dwa stopnie uważa za nieosiągalne, ponieważ zatrzymanie emisji z dnia na dzień jest niewykonalne. 

Czechy dadzą radę, ale nie żyjemy w izolacji, zmiany dosięgną miliardów ludzi 

Dla Czech prognozy wyższych temperatur oznaczają, w skutku położenia w centralnej Europie, że średnia temperatura wzrośnie dwukrotnie w stosunku do globalnej, więc o około cztery stopnie Celsjusza. Klimat upodobni się na przykład do obecnego klimatu Węgier. Choć niektórych może to cieszyć, mówi Tolasz, każda kolejna dziesiętna część stopnia przynosi mnóstwo problemów. 

Jesteśmy dość rozwiniętym krajem, aby dać radę ekstremom, ale w innych miejscach na świecie sytuacje są tak radykalne, że ludziom nie pozostaje nic innego jak przemieścić się gdzie indziej”, ostrzega przed przymusową migracją w konsekwencji klimatycznych zmian. Według starszych i nowych badań dotknie to miliardy ludzi z obszarów, które z powodu biedy nie będą w stanie stawić czoła problemom. 

Według klimatologa Czesi muszą się bezpośrednio przygotować na to, że w krajobrazie zabraknie wody z powodu większego parowania. Wrażenie, że z wyparowanej wilgoci znowu spadnie deszcz, jest mylne, pary wodnej będzie więcej, ale to nie oznacza, że będzie więcej kropel i zachmurzenia. „Część powoduje deszcz, część zostaje w atmosferze jako gaz”, rozwija Tolasz, z tym, że chodzi o gaz cieplarniany, w rezultacie czego rozpoczyna się spirala dalszego ocieplenia. 

Nie spodziewa się, żeby sytuacja w Czechach doszła do punktu, w którym będzie wprowadzony przydział na wodę, ponieważ państwo ma czas, żeby przygotować się na ten scenariusz. Jednakże kraj nie jest odizolowany, a gdzie indziej sytuacja może być znacznie gorsza, zaznacza. 

Całkowicie czyści nie będziemy, nie musimy ubożeć 

Tolasz nie obawia się ubóstwa w razie dążenia do redukcji emisji. „Nie jestem ekonomem ani ekspertem przemysłu, ale np. Republika Czeska po roku 1990 zaczęła obniżanie emisji gazów cieplarnianych, zaczęła bardziej się opiekować środowiskiem przyrodniczym i nie mam wrażenia, jakoby to wywołało biedę lub niższe PKB, wręcz przeciwnie”, przypomina. 

Obostrzenia, które proponują klimatologowie, nie będą oznaczać drogi do ubóstwa, jeśli będą odpowiednio wdrożone. „Jeśli mówi się, że mamy tendencję do likwidowania np. przemysłu za pomocą zezwoleń na emisje bądź obostrzeń, to spójrzmy, że handel emisjami odbywa się wszędzie, nie tylko w Europie. Dziś emisjami handluje czterdzieści, pięćdziesiąt krajów świata”, mówi Tolasz. 

Za największy problem uważa się obecnie tzw. importowane emisje, czyli te, które powstają w krajach, do których kraje zachodnie przeniosły część swojej produkcji. Nie są one wliczane do systemu, co powinno się zmienić według klimatologa. „Każda molekuła się liczy. Musimy przyznać, że Europa ma pewną historyczną odpowiedzialność. Kolejnym argumentem, dla którego Europa, Ameryka Północna i Azja miałyby to robić, jest to, że mają do tego umiejętności. Mamy możliwość działać tak, żeby nie ubożeć”, klimatolog jest przekonany. 

Sięga po przykład z przeszłości, kiedy udało się odsiarczyć i odpylić produkcję energii elektrycznej. „Dziś powinniśmy dekarbonizować podobnym sposobem. Systemy istnieją, są wykorzystywane na różne sposoby w całym świecie, podlegają testom, ale są drogie, bo na tę chwilę są rzadko wdrażane”, stwierdza. 

Jednocześnie dodaje, że nie można zakładać, że ludzkość da radę wytworzyć w stu procentach czystą energię. „Zawsze w pewnym stopniu pojawią się emisje, chodzi o to, jak będziemy sobie z nimi radzić, jeśli uda nam się sprawić, żeby leśne ekosystemy, zarządzanie na gruntach rolnych i oceany pochłonęły tyle dwutlenku węgla, ile jeszcze 10, 20 czy 30 lat temu”. 

Za dobre przykłady projektów wykonanych według rad klimatologów uważa np. zielono-niebieską infrastrukturę – więcej zieleni w miastach, z jeziorkami i fontannami, szczególnie w gorących miejscach. 

„Zmianę klimatu kwestionuje tylko kilka jednostek” 

Sceptykom klimatycznym Tolasz radzi, aby pomyśleli nad tym, że naukowiec naukowcowi nierówny i każdy jest specjalistą od czegoś innego. „Nie byłbym w stanie wnieść jakiejkolwiek nowej informacji co do nanocząstek”, mówi i dodaje, że chciałby, aby badacze z innych dziedzin nie mówili o zmianie klimatu. 

Największy problem ze sceptycyzmem, który na szczęście opuszcza Czechy, widzę w tym, że wysoce postawieni ludzie przed dziesięcioma laty podważali zmianę klimatu. To duży problem, który się za nami ciągnie. Byli to ludzie, którzy mieli ekonomiczne wykształcenie. Nie mogę poddać w wątpliwość ich wnioskowania w tej dziedzinie, ale myślę, że ekonomiści są po to, żeby powziąć nasze propozycje i powiedzieć – tak, to jest gospodarczo możliwe, a to nie”,  

Ponadto radzi sceptykom, aby spojrzeli, kto pisze raporty IPCC. „To ludzie z uniwersytetów, pracowni akademickich, służb meteorologicznych. Popatrzcie na ich indeksy, które pokazują, jak publikują w recenzowanych czasopismach. Przekonacie się, że to renomowani naukowcy, którzy na pewno nie knuliby spisku pod swoim nazwiskiem, które budowali dziesiątki lat”, wyjaśnia Tolasz. 

Według niego należy też zauważyć, którzy z wątpiących w szeregach naukowców są naprawdę oddani klimatowi, a którzy nie. „W temacie zmian klimatycznych głosy sprzeciwu są w mniejszości, to naprawdę kilka jednostek. Niedawno, przed kilkoma laty, pojawiła się wiadomość, że pięciuset naukowców wątpi w zmianę klimatu. To była wieść na cały świat. Jedynym „klimatologiem” z Czech, który się tam podpisał, był pan Václav Klaus. 

 

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.


INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE