Po co wskrzeszać wilka, skoro istniejące zwierzęta są zagrożone wyginięciem?
Nie jest to tak spektakularne jak odtwarzanie dawno wymarłych gatunków, ale ochrona współczesnej fauny jest o wiele bardziej priorytetowa
Źródło zdjęcia: Animalia
Przypowieść o misji na Marsa: wolimy wydać biliony, wysyłając się na jeszcze niezdatną do życia planetę, niż dbać o tę, którą mamy. A zaraz po nim przypowieść o groźnym wilku. Wolimy wskrzesić z martwych gatunek sprzed 12 500 lat, niż ocalić te, które nadal istnieją. Oczywiście chcielibyśmy tego. Recykling jest nudny, a robienie tego, przed czym ostrzegają nas filmy science fiction z lat 90. zabawne.
Nie jesteśmy na skraju przywrócenia starożytnych gatunków. Jednak w zeszłym tygodniu kampania PR rozpoczęła się na dobre. Colossal Biosciences– firma znana z prób wskrzeszenia dodo, mamuta i thylacine - zaprezentowała trzy duże, urocze białe szczeniaki, twierdząc, że stworzyła „pierwsze na świecie z powodzeniem wymarłe zwierzę”: wilka, rozsławionego przez Grę o tron. Firma zaprosiła autora George'a RR Martina do obejrzenia — należycie zalał się łzami.
Naukowcy szybko zauważyli, że firma nie zrobiła nic podobnego: zamiast tego stworzyła zupełnie nowe zwierzę - większego, bielszego i bardziej umięśnionego wilka. W tym celu naukowcy dokonali zmian w genomie wilka szarego, a następnie wszczepili powstałe zarodki dużym psom, usuwając je przez cesarskie cięcie. Szczenięta wyglądają jak wilki, ale tym, co zdradza projekt, jest fakt, że jest to tylko 20 zmian genów dokonanych w genomie liczącym miliardy baz - co czyni je bliższymi szaremu wilkowi niż cokolwiek innego.

Nie ma sensu przywracać zwierzęcia, jeśli po prostu doprowadzimy je do ponownego wyginięcia
Mimo wszystko jest to ogromne osiągnięcie, ogłoszone wraz z innym osiągnięciem: firma sklonowała cztery szczenięta wilka czerwonego, gatunku, w którym na wolności żyje mniej niż 20 osobników. Może to pomóc w odrodzeniu ich przerzedzonej populacji. Czy zwiastuje to rozwiązanie problemu malejącej bioróżnorodności i umierających ekosystemów?
Nie do końca. Zacznijmy od oczywistego problemu etycznego: dobrostanu tych zwierząt. Pierwsze pokolenie wymarłego gatunku pojawi się bez krewnych. Wilki to towarzyskie stworzenia, ale trzy szczenięta nie mają stada, do którego mogłyby dołączyć, ani rodziców, którzy nauczyliby je, jak przetrwać i prosperować. Nie można ich również wypuścić do ich naturalnego środowiska, ponieważ ono już nie istnieje. Colossal planuje trzymać trzy „straszne wilki” w (przestronnej) niewoli przez całe ich życie - oczywiście nie ma innego rozwiązania. Nie będą się mogły rozmnażać. W rzeczywistości trudno jest wyobrazić sobie przyszłość starożytnych zwierząt, takich jak wymarłe gatunki wilków, która nie wiąże się z życiem w zoo, trzymanych jako egzotyczne ciekawostki.
W tym momencie niektórzy używają brutalnego argumentu, który często stosują ogrody zoologiczne: cierpienie tych zwierząt ma większy cel; poświęcenie dobrobytu kilku charyzmatycznych stworzeń pośrednio pomoże innym. Tak jak trzymanie zwierząt na żałosnej wystawie rzekomo napędza entuzjazm dla ochrony przyrody, tak ekscytacja wskrzeszonym mamutem może przyciągnąć fundusze, rozwijając technologię, która może zostać wykorzystana do bardziej wartościowych działań, takich jak wzmocnienie populacji zagrożonych zwierząt i roślin.
Jednak jest to okazja, która się nie opłaca. Nie musisz odtwarzać wilka strasznego ani dodo, aby pracować nad czerwonym wilkiem. I czy zbliżające się ryzyko wyginięcia wielu stworzeń nie powinno być motywacją samą w sobie? Czy jesteśmy takimi dziećmi, że potrzebujemy ogrodów zoologicznych i Gry o Tron, aby skusić nas do ratowania planety?
Czy de-ekstynkcja zadziała, nawet w najbardziej obiecujących przypadkach? Załóżmy, że zrezygnowaliśmy z absurdalnego projektu ożywiania dawno wymarłych stworzeń i skupiliśmy nasze wysiłki na zwierzętach, które niedawno wyginęły i dla których pozostało trochę siedlisk.
Na naszej drodze stoją dwa problemy. Po pierwsze, niezwykle trudno jest wypuścić zwierzęta hodowane w niewoli, które nie wiedzą, jak przetrwać na wolności. Ludzie nie nauczyli się jeszcze trenować ich w sztucznych środowiskach - i być może nigdy się tego nie nauczymy.
Po drugie: nie ma sensu przywracać zwierzęcia, jeśli po prostu doprowadzimy do jego ponownego wyginięcia. Większość zwierząt wymiera z powodu zmian klimatycznych i niszczenia ekosystemów. Wyginięcie nie jest alternatywą dla ochrony - musielibyśmy zrobić jedno i drugie.
To prowadzi nas do najważniejszego argumentu przeciwko de-ekstynkcji: kosztów alternatywnych, czyli utraconych korzyści, które można utracić, wspierając ją. Może lepiej wydawać na żywych niż umarłych. W badaniu opublikowanym w Nature obliczono, że utrzymanie populacji wskrzeszonych zwierząt byłoby tak kosztowne, że wymarłyby dwa gatunki na każdy jeden wskrzeszony, gdyby pieniądze pochodziły z rządowych budżetów na ochronę przyrody. Jeśli prywatne pieniądze zostałyby przekierowane z projektów de-ekstynkcji na ochronę, można by uratować od dwóch do ośmiu razy więcej gatunków . Innymi słowy, jeśli Colossal chce „naprawić wymieranie”, jego ogromny budżet i geniusz technologiczny byłyby lepiej wykorzystane do ratowania orangutanów, płetwali błękitnych i goryli górskich.
W rzeczywistości koszty alternatywne mogą być większe: krytycy ostrzegają, że pomysł, że możemy przywrócić gatunki, osłabi ochronę przyrody. Szybko okazało się, że ich przewidywania się sprawdziły. Administracja Trumpa uznała roszczenia Colossal za argument przemawiający za obcięciem ochrony zagrożonych gatunków. „Idąc dalej, musimy świętować usuwanie z listy zagrożonych gatunków, a nie dodawanie” - powiedział sekretarz spraw wewnętrznych USA Doug Burgum. "Jeśli będziemy się martwić utratą jakiegoś gatunku, teraz mamy okazję go przywrócić. Wybierz swój ulubiony gatunek i zadzwoń do Colossal".
Dział: Ochrona Środowiska
Autor:
Martha Gill | Tłumaczenie Bartłomiej Linek — praktykant fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/