Mourinho i jego kolejny pierwszy sezon
Wielu miłośników piłki nożnej mogło słyszeć o wspaniałej dziewięcioletniej serii meczów domowych bez porażki, rozgrywanych przez drużyny pod wodzą Jose Mourinho.
Zdjęcie: Wikimedia Commons Creative Commons/ Attribution-Share Alike 2.0 Generic license
Oprócz tego niezwykłego osiągnięcia, tworzy on jeszcze jedną ciekawą tendencję. W trakcie swojej kariery musiał zmieniać drużyny jedenaście razy, nie będąc już w stanie przełamać tego owianego złą sławą trzechletniego okresu i pozornie stając się geniuszem pierwszego sezonu, który albo dość wcześnie zrezygnował z gry, będąc w doskonałej formie, albo gdy zdecydował się pozostać, prędzej czy później musiał porozmawiać z zarządem klubu i usłyszeć polecenie odejścia. Pierwszy raz w Chelsea był najdłuższym w jego karierze zawodowej – pozwolono mu rozpocząć czwarty sezon w drużynie, po czym został zwolniony pod koniec września. Czy jego decyzja o powrocie tam kilka lat później była częściowo podyktowana jego największym marzeniem: związać się z jednym klubem, wówczas jego naprawdę „special” klubem, czy też zostać w nim chociaż na dłużej? Nie ma to większego znaczenia, ponieważ podczas swojej ścieżki zawodowej, pełnej ślepych zaułków i zakrętów, kilkakrotnie zmuszano go do ponownego wymyślenia swojego największego marzenia. Rozumiejąc, że perspektywa bycia kolejną kluczową postacią w Chelsea, jaką był, na przykład, Alex Ferguson dla Manchesteru United, została dla niego rzucona jak moneta, gdy czekał na orła, a wypadła reszka, zdecydował się na inne dążenie – przynieść trofeum klubowi, który utknął na miejsce poniżej kwalifikacji do prestiżowych turniejów europejskich. Tak, zdecydował się.
Nawet gdy zostaje zwolniony, nigdy nie jest zmuszony zadowolić się czymś mniejszym, wszystko jest jego decyzją, i ostatecznie sprawia wrażenie, jakby przeznaczenie zapewniło mu awans na bardziej zasługujące miejsce, spełniające jego rosnące ambicje. Ambicja – dokładnie tym słowem opisał swoje kolejne marzenie po dołączeniu do Fenerbahçe tego lata. Zarządzanie Tottenhamem lub Romą i podejmowanie ogromnego wysiłku, aby konkurować z czterema lub pięcioma krajowymi gigantami ligowymi tylko po to, aby pozostać na 6. miejscu lub gdzieś blisko, zostało zakwestionowane przez Mourinho jako coś dalekiego od ambicji. Posiadanie realnej szansy na zostanie mistrzem w wciąż dość renomowanym klubie w Europie – Fenerbahçe zajął w tym sezonie drugie miejsce w Süper Lig – to jest teraz jego ambicją. Jeśli ta ambicja wydaje się pasować do łatwiejszej pracy, istnieje również inna: ambicją jest odrzucenie Arabii Saudyjskiej w wieku 61 lat i przejście do ligi tureckiej. Czy wie, dokąd tym razem zaprowadzi go tę nowe marzenie? Czy jest gotowy odejść za dwa-trzy lata? Jaka jest jego kolejna największa aspiracja, i czy możemy o tym mówić już dzisiaj? Pytania, których żaden mądry i pełen szacunku reporter nie zadałby mu na konferencji prasowej. Jose Mourinho to człowiek statystyk zarówno zabawnych – dla tych, kto obserwuje, – jak i alarmujących – dla tego, kto trenuje. Dla niego samego.
To właśnie sprawia, że jego pierwszy sezon w Fenerbahçe jest tak intrygujący i fascynujący, jeśli nie do oglądania, to przynajmniej do rzucenia okiem na wyniki lub zapoznania się z jego słynnymi interakcjami z dziennikarzami. 23 lipca „człowiek statystyk” miał bardzo ważny dzień, był to jego pierwszy mecz w nowym klubie. Wyraz twarzy Jose był intensywny równie jak i mecz. Oprócz oczywistego powodu, jakim jest zwykła chęć zwycięstwa, były jeszcze dwa. Po pierwsze, swój premierowy mecz w nowych klubach przegrał tylko raz i to był początek jego kariery jako głównego trenera, kiedy dostał pracę w Benfice dawno temu, w roku 2000. Siedem razy wygrał, dwa razy mecz zakończył się remisem. Jeśli Mourinho chce wywierać na wszystkich wokół mentalną i faktyczną presję swoją niezaprzeczalną mocą magii pierwszego sezonu, musi po prostu wytrzymać presję pierwszego meczu. Po drugie, był to pierwszy mecz drugiej rundy kwalifikacyjnej Ligi Mistrzów UEFA. Jak na ironię, turnieju Roma w tym roku nie rozegra. Mecz zakończył się na korzyść Jose. 3:4 jest stresujący, choć piękny wynik, po którym warto kontynuować, estetyczna bramka Džeko przy asyście Tadicia jest obiecująca, a ogólne tempo i więcej niż entuzjastyczna druga połowa są stanowcze. Wiedząc, jak długa i kręta droga czeka jeszcze Fenerbahçe w nadchodzącym sezonie, lepiej, żeby wszystkie te dobre cechy były wierzchołkiem góry lodowej, aby jeszcze raz społeczność została zaskoczona piłkarską efektem Mourinho.
Dział: Nożna
Autor:
Volha Kalachyk - praktykantka fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/
Źródło:
Tekst autorski