2024-06-09 14:29:00 JPM redakcja1 K

Hipoteza Gai: podróż przez spojrzenie na Ziemię

W 1974, chemik, James Lovelock wraz z biolożką Lynn Margulis, sformułowali teorię porównującą Ziemię do super-organizmu, zdolnego do samoregulacji. To podejście, zdyskwalifikowane w środowisku naukowym, przeniknęło głęboko do myśli filozoficznej i współczesnej ekologii.

Ilustracja: SERGIO AQUINDO

Nasz XX wiek ma swojego zapomnianego Galileusza. Tak, dobrze przeczytaliście. I to twierdzenie nie wyszło od jakiegoś ociemniałego wyznawcy, tylko od autorytetu myśli ekologicznej: filozofa Bruna Latoura, we własnej osobie. A ten współczesny Galileusz nazywa się James Lovelock, brytyjski chemik, który zmarł w 2022, w wieku 103 lat. „Żeby być kompletną, obracającej się Ziemi Galileusza potrzeba poruszającej się Ziemi Lovelocka”, mówi z podziwem Bruno Latour, nie na mediach społecznościowych, tylko w swojej wielkiej książce o rozważaniach ekologicznych Facing Gaia (La Découverte, 2015).

Tym samym, wychwala tam tego inżyniera i umieszcza w sercu obecnej filozofii ciekawy przedmiot, jakim jest Gaja, której sukces jest powodem wielu kontrowersji, od pół wieku. Hipoteza Gai, uznana przez biologów za antynaukową, przeniknęła do wszystkich nauk nad Ziemią. Potępiona, jako myśl reakcyjna swojego autora, zmieniła równocześnie postrzeganie natury naszej planety, inspirując główne myśli ekologiczne oraz ekofeminizm, filozofów takich jak Belgijka Isabelle Stengers i Francuz Bruno Latour.

Pierwszy artykuł pojawił się w 1974 roku, w czasopiśmie naukowym Tellus. James Lovelock napisał go z Lynn Margulis (1938-2011), amerykańską mikrobiolożką, z którą opracował tę hipotezę. „Wszystkie organizmy żywe, które tworzą biosferę, razem tworzą jeden organ, żeby regulować skład chemiczny, pH powierzchni i możliwości klimatyczne”, stwierdza dwójka badaczy.

Ich wizja, równie prosta w wytłumaczeniu, jak nieobliczalna w działaniu, proponuje inny sposób wyobrażania sobie planety Ziemi i życia, które się na niej znajduje. Wszystko sprowadza się do odwrócenia perspektywy. W ich oczach, powierzchnia Ziemi nie jest zaludniona przez wiele różnych gatunków, ale całościowo tworzy system cech, które można podsumować jako to, co się na niego składa. Jakby całe życie tworzyło olbrzymią istotę, która rozciąga się poprzez biosferę, atmosferę, oceany oraz ziemię i kształtuje Ziemię tak, żeby sprzyjała jej istnieniu.

Przypuszczenia co do tej rozległej „istoty żywej”, sprawiły, że doszli do trzech obserwacji. Biologiczna: formy życia mogą żyć tylko w konkretnych warunkach fizykochemicznych (pH, temperatura, skład atmosfery…), poza którymi życie by znikło i, które utrzymują się od miliardów lat. Geologiczna: życie do głębi ukształtowało swoje środowisko lądowe, sugerując, że biosfera jest formą „zbyt potężnej maszyny”, żeby być pasywną. Klimatyczna: wiele przykładów nasuwa myśl, że regulacja pozwala złagodzić warunki, które mogłyby zakończyć życie na Ziemi - jak mniejsza początkowa ilość światła słonecznego, która nie spowodowała masowego zlodowacenia. Dla Lovelocka i Margulis, wszystko sprowadza się do potencjalnego istnienia mega-organizmu, który pozwalałby życiu na stabilność mimo przeciwności od miliardów lat.

Życie na Marsie

Od 1972, Lovelock zdecydował się nazywać tę niezwykłą istotę imieniem „greckiej personifikacji Matki Ziemi”, Gai. Ta nazwa nadaje jego konceptowi mocy i tajemniczości, plasując jego pracę między nauką a mitem.

Dla historyka nauki, Sébastiena Dutreuil’a jest to świadectwem „ambicji ontologii”, od początku prezentowanej u Lovelocka: „Jest to pokazaniem istnienia organu, którego wcześniej nie znaliśmy”. Zrozumienie tego konceptu, wymaga wrócenia do źródeł programu badawczego Lovelocka, które Sébastien Dutreuil odtwarza i sumuje w Gaïa. Terre vivante. Histoire d’une nouvelle conception de la Terre (La Découverte, 512 stron, 25 euro), którą właśnie opublikował po szesnastu latach pracy nad teorią Jamesa Lovelocka.

Ten program zabiera nas w serce zimnej wojny i programów kosmicznych NASA. W 1961, amerykańska agencja kosmiczna proponuje Lovelockowi, badaczowi biochemii medycznej, by dołączył do grupy naukowców, szukającej życia na Marsie. To stawia pytanie: jakimi środkami? I nasuwa kolejne: jak zdefiniować życie?

U Lovelocka, sfrustrowanego ograniczeniami podejść, zakładających czym jest życie na podstawie własności biochemicznych obserwowanych na Ziemi, rodzi się myśl. Zwraca się ku fizyce, zainspirowany przez Erwina Schrödingera (1887-1961). W swojej słynnej książce Czym jest życie z 1944, ten współtwórca mechaniki kwantowej wspiera tezę, że organizmy żywe miałyby, jako właściwość podstawową, minimalizować swoją entropię. Innymi słowy, miałyby walczyć z prawem termodynamiki, mówiącym, że materia nieuchronnie zmierza ku rozproszeniu. Ten instynkt, który austriacki fizyk wprowadził w skalę organizmów indywidualnych, Lovelock wynosi, jako właściwy dla całej planety. Ten pierwszy krok w stronę Gai, prowadzi do kolejnego. Ponieważ, podczas przedstawienia swoich prac na konferencji w 1968, poznaje Lynn Margulis.

Młoda badaczka, doktorka genetyki, właśnie rozpoczyna karierę, która doprowadzi do zrewolucjonizowania nauk przyrodniczych. Jej badania nad mikroorganizmami (bakterie, protisty, grzyby) będą prowadzić do symbiozy, czyli współpracy między gatunkami, w celu podtrzymania życia, motoru napędowego ewolucji oraz „potężnego czynnika w zmianach na Ziemi”, podsumowuje w swoim dziele Mikrokosmos, napisanym razem z Dorionem Daganem (Wildproject, 2022).

Ta praca doprowadzi do sformułowania, w latach dziewięćdziesiątych, nowatorskiego podejścia do organizmów, żeby wyrazić nasze realia biologiczne: skoro każdy człowiek może żyć dzięki tysiącom mikroorganizmów, zasiedlającym różne mikrobiory (jelitową, skórną, jamy ustnej, pochwową), proponuje tą całościową formę organiczną, stworzoną przez wszystkie jednostki, nazwać „holobiontem”.

Jest rok 1970, kiedy poprzez list Margulis, te nieskończenie małe rzeczy, krzyżują się z tymi nieskończenie dużymi, którymi zajmuje się Lovelock. Ich współpraca przyczynia się do powstania pierwszych tekstów na temat hipotezy Gaja, artykułu Tellus w 1974 oraz pierwszego dzieła Lovelocka Gaia, a New Look at Life on Earth (Gaja, nowe spojrzenie na życie na Ziemi, nieprzetłumaczone, Oxford University Press) w 1979.

Po kilku latach, hipoteza Gai została postawiona. Wkrótce sformułowana, wywoła prawdziwe zamieszanie. Pierwsze pojawienie się w świecie naukowym: biolodzy ewolucji oburzają się tą hipotezą, oceniając ją jako sprzeczną z głównymi założeniami selekcji naturalnej. Autorytety takie jak Richard Dawkins i Stephen Jay Gould wchodzą w tą niszę w latach osiemdziesiątych. Atakują koncepcje Gaję, sprowadzając hipotezę Lovelocka do konceptu „zacofanego”. Trzeba zaznaczyć, że w tym samym momencie Gaja triumfuje poza kręgiem akademickim.

Neopogaństwo i cyberduchowość 

Koncept wykracza poza swoją kolebkę naukową, żeby stać się nową kosmologią. Festiwale i zgromadzenia nacechowane duchowością New Age czczą Gaję. Neopoganie poprzez stworzenie postaci Bogini Matki, ekopsychologia widząc w Gai duszę świata, wspominaną przez Platona, cyberduchowi łącząc Gaję z utopią technologiczną… To „silne przywłaszczenie kulturowe” pobudza nawet międzynarodowy „ruch Gai”, który Lovelock próbuje zjednoczyć w latach dziewięćdziesiątych, poprzez wprowadzenie Magazynu Gaja i Stowarzyszenia Gai, opowiada Sébastien Dutreuil.

W tych okolicznościach, można lepiej zrozumieć dlaczego krytyka ze strony nauki była szczególnie „złośliwa, lub nawet obraźliwa w stosunku do Lovelocka i Margulis”, kontynuuje kierownik badań CNRS (Centre national de la recherche scientifique - Narodowe Centrum Badań Naukowych), który stwierdza, że ta „pogardliwa postawa” w niewielkim stopniu odnosi się do treści samej teorii. Możliwe, że to dlatego, że grozi ona nie tylko tej dziedzinie ale i samej metodzie badawczej. Szczególnie jej głównemu założeniu, ustanowionego przez filozofa nauki Karla Poppera (1902-1994), zakładającemu, że hipoteza może być oceniona pod kątem naukowym pod warunkiem, że da się zaproponować eksperyment jednoznacznie ją obalający.

Sam Lovelock próbował to zrobić, przynajmniej koncepcyjnie. Od 1983, rozwijał model informacyjny Daisyworld, mający na celu pokazanie możliwości teoretycznych mechanizmu regulacji w skali globalnej. Ale wszystko zdawało się zmierzać ku ślepej uliczce: jakimi kryteriami można określić wiarygodność Gai? Jakimi kontrargumentami można ją obalić? Za każdym razem, próby natykały się na jedno, fundamentalne pytanie: czy ta regulacja życia sama w sobie odpowiadała na niezbędne potrzeby czy była przypadkiem?

„Silna idea Gai, zakładająca, że istoty żyjące wytwarzają i podtrzymują warunki nadające się do osiedlenia, zauważa, ale nie potrafi potwierdzić: być może utrzymywanie życia na Ziemi jest tylko zasługą serii łutów szczęścia”, uznaje geochemik Jérôme Gaillardet, który niedawno zaproponował wrażliwe badania naukowe tego założenia w La Terre habitable. Ou l'épopée de la zone critique (La Découverte, 2023).

Jest to łut szczęścia, którego Mars by nie otrzymał: działanie jego prymitywnej biomasy wywoływałoby brutalne ochłodzenie, czyniące tę planetę nieprzyjazną do życia, przedstawiają badacze francuscy w Nature Astronomy w 2022. Żeby przełamać rutynę, Sébastien Dutreuil proponuje nie uznawać już Gai jako hipotezy, a jako „program badawczy”. Innymi słowy, eksplorować zadawane na ten temat pytania, a nie nalegać na przekonywanie do tego konceptu, jako wniosku popartego dowodami.

Od Shell do tajnych służb

Ten program oddala Gaję od biologii i przybliża ją do innej dyscypliny, dopiero powstającej w drugiej połowie XX wieku, która ukształtuje podejście do problemów związanych ze środowiskiem w XXI wieku: Earth System Science (ESS), obejmującej organizmy żyjące i ich środowisko ziemskie jako system stworzony z skompilowanych wzajemnych relacji.

Ponownie, początki ESS rozgrywają się w sercu strategicznego miejsca zimnej wojny, w NASA, gdzie kosmiczna obsesja pobudza rozwój naukowy. Zmienią one koncepcje Ziemi i zrewolucjonizują postrzeganie jej. Następuje przełom wizualny wraz z pierwszymi zdjęciami Ziemi, powstałymi dzięki programowi „Apollo”. Zdjęcia Wschód Ziemi (1968) i Błękitna kulka (1972) pokazują to, czego żaden człowiek wcześniej nie mógł ujrzeć: nagle, nasza planeta ukazała się w pełni, pogrążona w bezmiernej czerni.

W La Terre vue d’en haut (Seuil, 2014), historyk Sebastian Vincent Grevsmühl pokazuje niejednoznaczność temu „wynalazkowi globalnego środowiska”. Z jednej strony, te programy NASA stworzył te słynne zdjęcia i zapewniły wiedzę, która zasiliła pojawienie się światowej obawy ekologicznej. Z drugiej, te technologie, powstałe przez współpracę z wojskiem, badania i przemysł, zostały początkowo stworzone na użytek „geoenergetyki”, służącej fantazji o kontrolowaniu wszechpotężnej Ziemi.

Te koncepcje można odnaleźć w dwóch wielkich metaforach, które zaintrygują myśl środowiskową: tej o „Ziemi jako statku kosmicznym”, stworzona przez architekta Buckminstera Fullera (1895-1983), dająca ludziom rolę wszechmogących pilotów planety podobnej do maszyny; i Gai, rozumianej jako organiczna całość.

Mimo ich pozornej różnicy, te dwie wizje opierają się na wspólnym mianowniku. „Te metafory narodziły się z zewnętrzności Ziemi, możliwej do zobaczenia przez zdjęcia kosmiczne. Ta postawa nasila ideę, że rozwiązanie problemów środowiskowych będzie pochodzić raczej od specjalistów i technologii, niż z demokracji”, odczytuje Sebastian Vincent Grevsmüh.

Polityka i radioaktywność, jeśli chodzi o Lovelocka. Mężczyzna zgromadził stanowiska, stawiające ją w obozie liberalnym w temacie ekologii: popiera zawieszenie demokracji, nienawidzi ruchu ekologicznego, popiera energię nuklearną i geoinżynierię… Problem jeszcze wzrasta w związku z jego uporem co do odrzucenia wpływu chlorofluorowęglowodorów na dziurę ozonową i niebezpieczeństwa DDT, pestycydu, słynnego z zatruwania świata, odkąd Rachel Carson napisała na jego temat książkę Cicha Wiosna (1962).

Niespokojne dziedzictwo

Jego niezawodne wsparcie tego sektora podwaja ciągłe konflikty interesów. Od tajnych służb brytyjskich do gigantów petrochemicznych, ta lista przyprawia o zawroty głowy swoją długością. Jak przez swój czas trwania: będzie pracował, między innymi, przez dwie dekady dla Shell i przez trzy dla Hewlett-Packard. Sam Lovelock, zawsze przedstawiał się jako „niezależny naukowiec”, uzasadniając, że to rozprzestrzenianie interesu gwarantowało mu… autonomię. Przeciw cynizmowi, który wytwarza się z obranego przez niego szlaku, mężczyzna sam pracował nad stworzeniem sobie wizerunku wiejskiego wynalazcy. Istotne w jego życiu wycofanie się na wieś na południowym-wschodzie Anglii, cliché, utrwaliło go jako uśmiechniętego dziadka pośrodku zielonego krajobrazu.

Jak wytłumaczyć, że twórca teorii, która zainspirowała tak wiele myśli ekologicznych, przez całe swoje życie bronił interesów anty ekologicznych? To więcej niż skorumpowany „wątpliwy sprzedawca”. Sébastien Dutreuil postawił wyrafinowaną hipotezę: „Lovelock podzielał poglądy firm, dla których pracował”. On sam, który dwukrotnie odwiedził Lovelocka i broni pamięć „wesołego i sympatycznego faceta”, przypomina, że „gromadził u siebie niewyobrażalną ilość produktów, które nie powinny były zawitać do jego domu”. Jego diagnoza: „Lovelock utknął w ideologii stawiającej chemię w pozycji motoru napędowego progresu”. Ta ciekawa mieszanka wrażliwości na naturę i wyparcia ekologii być może najlepiej go podsumowuje. „Miał dwie pasje: naturę i bomby”, wyznaje Jane Lovelock w Many lives of James Lovelock (Tysiąc żyć Jamesa Lovelocka), biografii, która ma ukazać się we wrześniu, autorstwa dziennikarza Jonathana Wattsa.

Poprzez swoje stanowiska, Lovelock pozostawia Gai problematyczne dziedzictwo. Jest tak za sprawą koncepcji etyki ludzkich działań: w jego oczach, „zanieczyszczenie nie tylko jest nieuniknione i naturalne, ale też dostosowujemy się do niego i wręcz jest dobre dla żywych istot”, podsumowuje Sébastien Dutreuil. To właśnie to, co doprowadziło historyczkę nauki, Leah Aronowsky do uznania tej relacji jako “„prehistorię negacji klimatycznej”, w badaniu opublikowanym w 2021 roku w Critical Inquiry: „Bez tej wizji klimatu jako systemu zasadniczo stałego, te zapewnienia o możliwościach planety, żeby się „oczyścić” z zanieczyszczeń byłyby po prostu niespójne”.

Teologia węgla”

Historyk Jean-Baptiste Fressoz, krytykuje to podejście, które jednocześnie rozgrzesza działania przemysłowe za „upowszechnianie odpowiedzialności na jednolitą rasę ludzką”. Przeciwko tym skutkom politycznym prowadzącym do tworzenia garstki ekspertów w temacie „rozumu Gai”, w spojrzeniu na nieświadome szkody ludzkie, jego dzieło L’Evénement anthropocène (Seuil, 2013), napisane z Christophem Bonneuil, zamierzało wyśledzić „relacje władzy” o udziale w ekologicznej destrukcji… która wcale nie była nieświadoma: wiedza o wielkich cyklach biochemicznych ma historię dłuższą niż można w to uwierzyć.

„Teologia węgla”, narodziła się w XIX wieku, przypomina Jean-Baptiste Fressoz i Fabien Locher w Les Révoltes du ciel (Seuil, 2020). Z odkryciem poprzez nowoczesną chemię, że Ziemia funkcjonuje jako ogromny cykl, angażujący węgiel, który łączy oddychanie zwierząt (które go wydzielają) i roślin (które go pochłaniają), powstała wizja obserwująca w „nieustannej cyrkulacji pierwiastków chemicznych”, „boski projekt”, który zaowocował popularnością podejścia witalistycznego na początku XX wieku.

Gaja i jej teoretyk Lovelock, również kwakier (rodzaj protestantyzmu), lepiej rozumieli się w świetle dalszego planu. Doprecyzował radykalną nowość swojej teorii, wyjaśnia Jean-Baptiste Fressoz: „Myślenie o Ziemi jako o wielkim, samoregulującym się systemie jest pomysłem rozprzestrzenionym już od XIX wieku”. Zamiast innowacji, pojawienie się hipotezy Gai w latach siedemdziesiątych XX wieku, tak naprawdę oznacza koniec zapomnienia. „Znaczenie żywych istot w zmianach globalnych było przyćmione od wielu dekad, kiedy pojawiła się Gaja. To właśnie to nadało temu charakter nowości”, precyzuje Sébasien Dutreuil.

„Czy jesteś gajologiem?”

To wtargnięcie tłumaczy natychmiastową istotność Gai, której wpływ wiąże się jednocześnie z przekleństwem. Stanowisko Lovelocka i sprawa irracjonalizmu będą niezwłocznie miały powód do tej etykiety, która staje się tabu w badaniach. Wymowa „słowa na G” generuje „wylew w niektórych kręgach naukowych”, wyśmiewa Lynn Margulis. Geochemik, Jérôme Gaillardet potwierdza: „W środowisku nauk ścisłych nikt nie mówi o Gai!”. Z wyjątkiem starego, kłopotliwego pomocnika. „Zapraszałem często Bruna Latour na spotkania naukowe w moich kręgach. Jego zabawa polegała na spotykaniu się z moimi współpracownikami i pytaniem ich czy są gajologami. Było to zabawne, ale w rezultacie wywoływało mieszane reakcje”, opowiada z uśmiechem członek L'Institut de physique du globe (Instytut fizyki świata).

To ukrywanie miało miejsce w latach osiemdziesiątych XX wieku, podczas gdy Gaja, mimo wszelkich prób wyniesienia jej jako popularny przedmiot, zniknęła z nauk ścisłych na rzecz bardziej szanowanego określenia: nauki o systemie Ziemi, która to nazwa pojawiła się w 1983… i to jeszcze w raporcie NASA. Natychmiastowo, w tej dziedzinie uformował się wielki program badawczy. International Geosphare-Biosphare Programme (IGBP - Międzynarodowy Program Geosfera-Biosfera) powstał w 1986, dwa lata przed stworzeniem Międzynarodowego Zespołu ds. Zmian Klimatu.

Zupełnie to pomijając, SST (Sauveteur securiste de travail - Ratownictwo Bezpieczeństwa Pracy) w linii bezpośredniej odziedziczyło Gaję, ponownie podnosząc trzy główne zmartwienia: Ziemia jako system, pytanie o możliwości zamieszkiwania planety i wpływ organizmów żywych na jej funkcjonowanie.

Idąc na kompromis z prekursorem, sama postać Lovelocka została usunięta na rzecz rosyjskiego geochemika Vladimira Vernadskiego (1863-1945), który stworzył teorię koncepcji biosfery w 1929. „Vernadski odnalazł niesamowite rzeczy, definiując biosferę jako powłokę na powierzchni Ziemi przekształconą przez życie”, zachwyca się Jérôme Gaillardet, który słusznie woli od Gai koncept „strefy krytycznej”, narodzony na początku lat 2000, żeby scharakteryzować tę powłokę, gdzie wprowadza żywe istoty. „Strefa krytyczna łączy płyty tektoniczne i cykl wody, bez podnoszenia idei Gai, że życie reguluje się samo za wszelką cenę”. Co nie zmienia faktu, upiera się Sébastien Dutreuil: „Wszyscy pomysłodawcy SST przeczytali i obcowali z Lovelockiem, który trwale wpłynął na ich pracę i często później odkrywają Vernadskiego”.

Praca SST będzie miała znaczący wydźwięk. Ponieważ IGBP, aż do swojego rozpadu w 2015, miała tworzyć koncepty, które stały się głównymi do opracowania kryzysu środowiskowego. Tak więc „antopocen”, termin zaproponowany w 2000 przez niderlandzkiego chemika Paula Crutzena (1933-2021), żeby opisać nasze czasy, w których ludzkość stałaby się najważniejszą siłą przemian planety, lub nawet definicją „limitów planetarnych”, poziomów, powyżej których ten fenomen eksploduje, sformułowany w 2009, w artykule w Nature, spowodował duży hałas.

W galaktyce IGBP, inny rodzaj praktyk naukowych jest wymagany, alternatywny do tego Międzynarodowego Zespołu ds. Zmian Klimatu. Kiedy ta grupa ekspertów rozwinęła liniową przyczynowość między wzrostem CO₂ i jego efektów, SST zrozumiało jego dynamikę, która „pozwoliła myśleć o zakłóceniach, ostrych zmianach i katastrofach”, zdradza Sébastien Dutreuil. To podejście odwróciło rolę badań: Międzynarodowy Zespół ds. Zmian Klimatu stworzył ekspertyzę, chcąc pozostać neutralnym w stosunku do decydujących polityków, podczas gdy SST przejęło adres „silnego wpływu” na społeczeństwo.

Czas mitu

Ten wpływ na epokę wpisuje się w inny wstrząs intelektualny, sprowokowany przez Gaję: zyskała znaczenie w filozofii. Od lat osiemdziesiątych, ten przedmiot jest właściwy dla amerykańskiego ekofeminizmu, który wówczas powstał. Za sprawą aktywistki Starhawk, postaci z neopogańskiej gałęzi ruchu, która przywołuje Gaję jako „ogromny ocean świadomości, w którym pływamy”. Lub Carolyn Merchant, której dzieło Death of Nature (Wildproject, 2021), opublikowane w Stanach Zjednoczonych w 1980, zrobiło z Gai symbol organicznej i kobiecej koncepcji Ziemi, który zostałaby zapomniany z początkiem nowoczesności na rzecz nowej wizji, która zdegradowała go do rangi biernej maszyny bez duszy.

Od powstania tej perspektywy, kryzys ekologiczny nie jest wyjaśniany tylko przez zanieczyszczenia i szkody przemysłowe, ale przede wszystkim przez relację ze światem, która stała się toksyczna. „Mieszanka hipotezy i mitu zawartego w Gai, która denerwuje niektórych naukowców, jest jej najbardziej interesującym aspektem”, cieszy się filozofka i ekofeministka Emilie Hache.

Ta ostatnia zrealizowała ten program w swojej ostatniej książce De la génération (La Découverte, 312 stron, 21 euro), pokazując, że antyczne społeczeństwa stworzyły swój świat jako wieczną prokreację, niezbędna do zaopiekowania się Ziemią i ta kosmiczna relacja została zapomniana na rzecz kultu wydajności, niesionego przez współczesne społeczeństwo.

„Kryzys ekologiczny z powrotem przenosi nas w czasy mitu: żyjemy w nieokreślonym momencie, w którym nawet nasze postrzeganie Ziemi jest przygnębiające”, uważa Emilie Hache. Tam rozgrywa się „najście Gai”, poruszone w In Catastrophic Times (La Découverte, 2009) przez Isabelle Stengers. To ona zwiększyła świadomość Bruna Latour w temacie Gai. „Osiem konferencji o nowych zasadach klimatycznych”, które składają się na jego główne dzieło Facing Gaia, które zakończy się przekształceniem teorii Lovelocka i Margulis w główny przedmiot filozoficzny. Gaja staje się czasoprzestrzenią, skrzyżowaniem geografii - strefy krytycznej - i momentu w historii.

Podczas gdy minione epoki miały miejsce w środku stałego krajobrazu, ziemia obecnie się trzęsie, „jakby dekoracja została wstawiona na scenę, żeby dzielić intrygę z aktorami”. Wraz z Gają, nazwa została aktualnie przypisana oszałamiającemu teatrowi.

Dział: Ziemia

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.


INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE