2023-01-30 09:58:46 JPM redakcja1 K

Aktywiści klimatyczni powinni właściwie przyklejać się do urzędu skarbowego

Nie tylko w Niemczech jest tak, że to biurokracja odgrywa w tym swoją rolę, kiedy nic nie działa. Co do tego stwierdzenia istnieje powszechna zgoda. Mimo to, nie widać na to lekarstwa. Nic więc dziwnego, że Niemcy idą na dno

Nawet to, czego tak bardzo i tak szczerze chcą nasze rządy, przestaje być dla nich osiągalne. Przykładem jest niemiecki „zwrot energetyczny". Budowa elektrowni wiatrowych zamiast nabrać tempa, zwalnia. Nie żebym wierzył, że możemy zaspokoić nasze potrzeby energetyczne samym wiatrem i słońcem. Nie żebym pochwalał niszczenie krajobrazów. Ale ciekawe jest to, że nawet ten projekt się nie udaje.

Jednym z powodów jest biurokracja podatkowa. Jeśli np. rolnik wydzierżawi swoje pole, aby stało się ono parkiem słonecznym, to od tej pory pole to jest uznawane za grunt komercyjny. Ten szczegół ma dramatyczne konsekwencje dla prawa spadkowego. W „Die Zeit" wyliczono, że pola zbożowe o powierzchni 20 hektarów nie obciążone są ani centem podatku spadkowego, natomiast za obszar solarny tej samej wielkości należy zapłacić w Bawarii 531 tys. euro. To pochłania cały dochód z dzierżawy.

Dlatego wielu rolników, zwłaszcza tych, którzy kochają dzieci, niechętnie wydzierżawia swoje ziemie. Można było zmienić rozporządzenie, jednak tak się nie stało. Właściwie aktywiści klimatyczni powinni przyklejać się do urzędów skarbowych. Ale to nie daje tak dobrych zdjęć jak w Lützerath. Czy po doświadczeniach Niemiec z uzależnieniem od gazu w ogóle mądre byłoby coraz większe uzależnianie się od importu zboża z powodu budowy na polach farm słonecznych, to już inna kwestia.

Kiedy niewiele można zrobić to właśnie biurokracja odgrywa ważną rolę, nie tylko w Niemczech; w Niemczech również niewiele można zrobić w budownictwie mieszkaniowym. Co do tego stwierdzenia panuje powszechna zgoda. Mimo to, nie widać lekarstwa. Unia Europejska tylko pogarsza sytuację. Dlaczego tak trudno oderwać się od „regulacji" narkotykowych? Myślę, że ma to związek ze strachem przed utratą kontroli i strachem przed odpowiedzialnością. Skomplikowane zestawy reguł dają decydentom złudzenie, że mają wszystko pod kontrolą. Ale to co przez to osiągają to stagnacja.

Właśnie w tym punkcie jesteśmy, zwłaszcza w tym kraju. Trudno sobie wyobrazić, co mogłoby się stać, gdyby znowu pozwolono głupiemu ludowi samodzielnie decydować o czymkolwiek! Tak powstał bezsensowny przymus noszenia masek w pociągach, do dziś zresztą. Moim marzeniem byłaby partia, która codziennie, 365 razy w roku, likwiduje jeden zbędny przepis.

Zorganizowałem, całkiem prywatnie i bez żadnych naukowych ambicji, pewien rodzaj ankiety. W każdym razie w ciągu ostatnich kilku tygodni słyszałem w różnych środowiskach powtarzane to samo zdanie: „Niemcy idą na dno“. Ani jedna osoba mi nie zaprzeczyła. Być może więc, ponad wszelkimi podziałami społecznymi, znów jest wreszcie temat, co do którego większość ludzi się zgadza.

Z tego co pamiętam, ostatni raz taka sytuacja miała miejsce, gdy zmarł Helmut Schmidt. Mniej więcej tyle samo osób uważało, że Helmut Schmidt był kimś dobrym, co dziś uważa, że Niemcy idą na dno. Jedyna pociecha jest taka, że wszystkie potoki wpadają do rzek, wszystkie rzeki do morza. Tak więc pewnego dnia Niemcy idąc w dół mają gwarancję, że zostaną zmyte do morza, mimo że unijne dyrektywy o ochronie wód przybrzeżnych na to nie pozwalają. Zdecydowanie chcę być przy tym obecny.

Gdy szukano nowego ministra obrony, czytałem w różnych komentarzach zalecenie, tak lub podobnie sformułowane, że tym razem „kanclerz powinien mieć przede wszystkim wysokie kompetencje". Kiedy w Niemczech ludzie stawiają na kompetencje, aby obsadzić ważne stanowiska rządowe, jest to najwyraźniej traktowane jako wyjątkowo nietypowy środek nadzwyczajny, który zawdzięczamy globalnemu kryzysowi politycznemu i może mieć zastosowanie co najwyżej przez krótki okres przejściowy.

Mimo to pojawiły się gniewne protesty, więc coś tak ekstremalnego nie może się już nigdy powtórzyć. Oczywiście parytety istniały zawsze. Przez długi czas istnieli dyplomaci arystokratyczni, a księżniczce nie wolno było poślubić szewca, a tylko niewielką część miejsc w parlamencie pruskim mogli obsadzić przedstawiciele ciężko pracujących nisko zarabiających, no cóż, coś takiego udaje się dzisiaj nawet bez trójklasowych wyborów. Jednak idea, że „kompetencje są ważniejsze niż pochodzenie, płeć i wszystko inne" była owocem epoki burżuazyjno-liberalnej, mimo trójklasowej ordynacji wyborczej, a teraz jest wraz z nią grzebana.

Według ostatnich badań tylko 29 procent Niemców wierzy, że ich państwo jest zdolne do działania i wypełniania swoich zadań. Kanclerzowi ufa 33 procent. Myślę, że to i tak zaskakująco wysoka liczba.

Dział: Komentatorzy

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.


INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE