Co powrót Trumpa może oznaczać dla Europy i jak zaczyna się ona przygotowywać na związane z nim wyzwania?
Przewidywania dotyczące polityki zagranicznej Donalda Trumpa wobec Europy podczas jego drugiej kadencji będą miały dalekosiężne i być może tragiczne konsekwencje.
Zdjęcie: Sachith Ravishka Kodikara pexels.com
Pod koniec ubiegłego tygodnia dziennikarz Nicholas Vincour wyraził opinię, że trwające od dziesięcioleci bliskie stosunki europejsko-amerykańskie wkrótce się skończą, niezależnie od tego, kto wygra wybory. Dodał też, że Europejczycy powinni mniej przejmować się kwestią prezydentury, a „bardziej tym, czy Europa zdoła samodzielnie sprostać wyzwaniom na niebezpiecznej globalnej scenie”. Wczorajszy lekceważący cynizm związany z malejącym zaangażowaniem Amerykanów w sprawy Europy jest dzisiejszą przestrogą. Wizja Trumpa jako prezydenta znacznie pogłębia te obawy, zwłaszcza w odniesieniu do handlu i obronności.
Podczas swojej pierwszej prezydentury Trump rozpętał serię taryf celnych i wojen handlowych z państwami, firmami i regionami, w tym z UE. Jeśli wierzyć obietnicom Trumpa złożonym podczas jego kampanii wyborczej, trend ten będzie się utrzymywał, w tym poprzez nałożenie 10-20% ceł na wszystkie towary importowane, ze szczególnym uwzględnieniem państw takich jak Niemcy i czołowych spółek, wśród których można wymienić Mercedes-Benz.
Celem Trumpa jest przekształcenie łańcuchów dostaw na korzyść USA, czy to poprzez nałożenie oszałamiająco wysokich ceł, czy też zapewnienie większego montażu towarów na terenie Stanów Zjednoczonych po ich wyprodukowaniu za granicą. Stany Zjednoczone są obecnie najważniejszym partnerem handlowym UE, a ilość nabywanych przez nie towarów i usług stale rośnie.
Czy Europa jest na to gotowa?
Komisja Europejska nie tylko ostrzy sobie zęby na szereg mechanizmów związanych z handlem, technologią, sztuczną inteligencją i inwestycjami, mających na celu utrzymanie Trumpa na wodzy. Długo wyczekiwana wojna handlowa została już dawno przygotowana, przynajmniej pod względem ochrony interesów finansowych UE.
Działania Komisji Europejskiej koncentrują się na zwiększeniu ogólnej samowystarczalności UE w zakresie zaawansowanych technologii, w tym technologii klimatycznych i surowców. To z kolei może prowadzić do sporów ze Stanami Zjednoczonymi, podobnie jak ma to miejsce w przypadku nierozstrzygniętych dotąd kwestii dotyczących stali.
Niechęć Trumpa wobec Europy nie jest niczym nowym. Nie jest to również sprawa całkowicie osobista. W Waszyngtonie nie ma już polityków z wrodzoną empatią, a nawet osobistymi powiązaniami z Europą. Jeszcze za czasów rządów Baracka Obamy i Joe Bidena Waszyngton wyraźnie, a być może na stałe, odwrócił się od Europy i NATO, przesuwając wzrok w stronę Azji
Stosunek USA do Europy waha się od neutralności w najlepszym przypadku do wrogości w najgorszym, czy to za sprawą ograniczenia liczebności amerykańskich oddziałów wojskowych stacjonujących na terenie Europy, czy też słabnącego dyplomatycznego zainteresowania Europą wśród urzędników Departamentu Stanu.
W latach 2000. Ameryka odeszła od post-zimnowojennych stosunków w 1994 r. na rzecz sojuszu z Azją. Teraz, rozpędzony przez silną stronniczość, izolacjonizm i drugą zwycięską kampanię Trumpa, Waszyngton wyraża zadowolenie z postępującego „obniżania pozycji Europy w mentalności amerykańskich elit”.
Dzieje się tak pomimo (jak argumentuje emerytowany oficer armii amerykańskiej i były dowódca generalny Ben Hodges) krytycznego zmniejszenia „ogromnej przewagi, jaką [Stany Zjednoczone] dysponują dzięki naszemu przywództwu w NATO i naszym relacjom z krajami europejskimi”. Sprawując urząd prezydenta, Trump jedynie przyspieszy ten proces.
W krajach bałtyckich
Wśród krajów bałtyckich panuje już powszechne przekonanie, że Trump będzie nakłaniał państwa europejskie do zwiększenia wydatków na obronność. Zdaniem niektórych, żądanie Trumpa nie jest jednak niczym złym samo w sobie.
Jak podkreśla dyrektor Międzynarodowego Centrum Obrony i Bezpieczeństwa z siedzibą w Tallinie, Indrek Kannik: „Skoro Stany Zjednoczone wydają 3,5 do 4 procent budżetu na kwestie bezpieczeństwa, podczas gdy Europa wydaje tylko 1,5 do 2 procent, stanowi to zaburzenie równowagi”.
Według Kannika, „Europa będzie sukcesywnie przejmować większą odpowiedzialność za swoją defensywę”, co jest zgodne z poglądami coraz częściej głoszonymi w samej Brukseli. Mówiąc wprost: nadszedł czas, aby Europa w końcu przyznała się do swojego nieudolnego, nieskoordynowanego podejścia do spraw obronności.
Jeszcze inni obawiają się, że Trump „będzie tak wrogo nastawiony do Europy, że Unia będzie zmuszona do zwiększenia wydatków na obronność”.
Z punktu widzenia krajów bałtyckich usprawnienie koordynacji obronnej i uregulowanie kwestii finansowania ma kluczowe znaczenie dla stawienia czoła zagrożeniu ze strony łaknącego terytorium Putina czyhającego na ich granicach.
Pobudka, NATO?
Poprzednim razem Trump był zaciekle krytyczny wobec NATO, przede wszystkim dlatego, że to właśnie Stany Zjednoczone finansują największą część wydatków na obronność. W roku 2016 Trump zauważył, że zachęca to inne państwa członkowskie, wnoszące mniejszy wkład, do „jazdy na gapę” kosztem USA. Tym razem Trump nasilił swoją krytykę, że członkowie NATO wciąż nie wydają wystarczająco dużo. To z kolei skłoniło Trumpa do kontrowersyjnego komentarza, sugerującego, że „zachęci” Rosję, by „robiła, co zechce” z sojusznikami NATO, nieregulującymi swoich zobowiązań.
Powstaje zatem pytanie, czy Stany Zjednoczone obronią innego członka NATO w przypadku ewentualnego ataku, a nawet czy opuszczą tę organizację. Opcje Trumpa dotyczące Ukrainy są proste: albo ją uzbroić, albo odmówić jej pomocy. Pierwsze rozwiązanie grozi zamrożeniem linii walk i wymuszeniem pozornego pokoju na Ukrainie, drugie daje prezydentowi Władimirowi Putinowi satysfakcjonujące zwycięstwo, sprowadzając agresywną Rosję na sam próg UE i NATO. Jest to szczególnie niepokojące dla krajów bałtyckich: pokonanie Ukrainy oznaczałoby odsłonięcie wschodniej flanki UE i NATO, co z kolei zdestabilizowałoby europejskie bezpieczeństwo w szerszym zakresie.
Z perspektywy polityki zagranicznej frustrujące jest to, że europejscy politycy nie mogą być pewni co do rzeczywistych działań porywczego prezydenta Trumpa. Jak zauważył dziennikarz Janan Ganesh, Stany Zjednoczone „u szczytu swojej potęgi miały coś więcej niż tylko przytłaczającą siłę. Miały też pewną dozę przewidywalności. Bez którejkolwiek z tych cech, ich wpływ na aktualne wydarzenia nie będzie taki sam”.
Wpływowi przyjaciele
Zwycięstwo Trumpa zostanie ciepło przyjęte przez niektórych Europejczyków, zwłaszcza tych ze skrajnie prawicowych partii, którzy będą teraz pewni, że Biały Dom podziela ich ideologię. Trump może nawet udzielić aktywnego wsparcia skrajnie prawicowym rządom na Węgrzech i we Włoszech.
Możliwości jest mnóstwo. Premier Węgier Viktor Orbán spędził całe lata pielęgnując głębokie więzi z Trumpem i Republikanami MAGA. Z kolei włoska premier Giorgia Meloni może dalej odgrywać swoją rolę w UE, wraz z próbami godzenia sprzecznych interesów w kluczowych kwestiach, takich jak imigracja.
Pozostali, tacy jak Wielka Brytania i Komisja Europejska, będą zmuszeni albo zagrać pragmatyczną kartą, albo być przygotowani na dzielne zwalczanie wszelkich przeciwności, od izolacjonistycznych taryf po słabnące zobowiązania obronne Stanów Zjednoczonych.
Dział: Świat
Autor:
Amelia Hadfield | Tłumaczenie: Alicja Tyrańska – praktykantka fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki