2024-07-01 20:51:11 JPM redakcja1 K

O katastrofalnej debacie Bidena i chaotycznych próbach stłumienia paniki wśród Demokratów

Podczas gdy prezydent Joe Biden przeglądał wraz ze swoimi najbliższymi współpracownikami swoje finałowe notatki i przygotowywał się na debatę z Donaldem Trumpem mającą odbyć się 27 czerwca w Atlancie, jego żona udała się na spotkanie z największymi sponsorami Partii Demokratycznej.

Ilustracja: TIME, Getty Images (2)

Grube ryby z organizacji Biden Victory Fund i z Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej zebrały się w hotelu Ritz Carlton w ramach dwudniowego politycznego wydarzenia, w którym miały miejsce poruszające przemowy motywacyjne i osobiste spotkania z VIP-ami. „Joe jest gotowy” – Dr Biden oznajmiła grupie.

To okazało się być fałszem.

Niedługo przed północą, Joe Biden przez 90 minut wlókł się przez debatę z Trumpem, którą nawet najbliżsi sojusznicy Bidena prywatnie nazwali katastrofą. Biden pod każdym możliwym względem wypadł na 81-letniego dziadka, którym zresztą jest, wyjękując z chwiejnym głosem niezrozumiałe argumenty i często patrząc się z pustym wzrokiem i otwartymi ustami, podczas gdy Trump rzucał jednym werbalnym atakiem za drugim. Biden często zamierał i mylił się nawet podczas wygłaszania kwestii, które wcześniej sobie przygotował. Gdy zadano mu pytanie o dług publiczny, w ledwo zrozumiały sposób próbował uargumentować płacenie większej ilości podatków przez bardzo bogatych Amerykanów. „Upewnilibyśmy się, że wszystko co musimy zrobić - opieka nad dziećmi, opieka nad osobami starszymi, dalsze wzmacnianie systemu służby zdrowia, uprawnienie wszystkich do skorzystania ze wszystkiego, co udało mi się osiągnąć z..., z..., z Covidem. Przepraszam, do poradzenia sobie ze wszystkim, co musimy zrobić z – jeśli - w końcu pokonaliśmy Medicare”.

Panika nie jest przesadnym określeniem na opisanie tego, co wydarzyło się wewnątrz Partii Demokratycznej w trakcie debaty, od najniższych rangą członków po sam szczyt. „Co do k... się wyprawia?” – napisała jedna z osób zajmująca się pozyskiwaniem sponsorów dla Demokratów. Ktoś inny po drugiej stronie pomieszczenia przesłał coś, co jednocześnie wyglądało jak sygnał SOS i nagranie stworzone przez zakładnika: „To nie będzie tak druzgocące dla wyborców jak dla nas, prawda?”. Od progresywistów do pragmatystów, werdykt, do którego doszli wspólnie wszyscy Demokraci, był być może pierwszym razem od dekad, w którym członkowie wyższej rangi partii byli ze sobą tak bardzo zgrani. „Napisy do występu Bidena chyba cały czas musiały wyświetlać napis niezrozumiałe” – rozmyślał jeden ze starszych strategów partii. „Tak byłoby najszczerzej”. Niedługo po zakończeniu debaty, Demokraci zaczęli zastanawiać się czy – i w jaki sposób – dałoby się namówić Bidena do ustąpienia dla dobra partii, kraju i jego samego.

Lojaliści Bidena ruszyli z odsieczą. Wiceprezydentka Kamala Harris wzięła udział w szeregu późnych wystąpień telewizyjnych, robiąc przy tym, co mogła, żeby zażegnać marzenia partyjnych aktywistów o pozbyciu się Bidena i być może jej samej. Drużyna Bidena publicznie usiłowała przekonać wszystkich, że to wystąpienie było tylko jednym z wielu, a ich kandydat jest absolutnie, stuprocentowo gotowy na następne 4 lata rządzenia. Aby to udowodnić, pozostali przy swoim planie na okres po debacie, wysyłając Bidena do hotelu Hyatt Regency w Atlancie, gdzie spędził 45 minut na spotkanie i wspólne zdjęcia z ludźmi, którzy wspólnie oglądali debatę, a następnie, po krótkiej północnej wizycie w lokalnym Waffle House, udał się na lokalne lotnisko w Atlancie, aby polecieć do Raleigh w Północnej Kalifornii, gdzie prowadziłby następnego dnia kampanię. Nazajutrz, najpopularniejsza elita pośród Demokratów, Barack Obama, powiedział sojusznikom, żeby odczepili się od Bidena. „Uwierzcie mi, słabe debaty się zdarzają” – napisał były szef Bidena.

Faktem pozostaje jednak to, że każdy Amerykanin, który zdecydował się obejrzeć debatę, mógł na własne oczy zobaczyć jak bardzo Biden się zestarzał. W najlepszym wypadku wyrównany wyścig o zwycięstwo Bidena wydawał się zamieniać na oczach Demokratów w ślepy zaułek. To sprawiło, że partia zaczęła sobie zadawać dwa pytania. Czy dałoby się jakoś zawiesić jego kandydaturę? A jeśli nie, to czy istniałaby jakaś szansa na dotarcie do mety z tak niedoskonałym kandydatem? Tak czy inaczej, było to zupełnie niepodobne do czegokolwiek, czego oczekiwała drużyna Bidena, która spędziła sześć dni na próbach przed debatą w górskim prezydenckim ośrodku wypoczynkowym Camp David w stanie Maryland. Pomimo całej tej gadki o najbardziej pomyślnej pierwszej kadencji w historii i przeczących historycznym precedensom wynikach wyborów śródokresowych, drużyna Bidena spędziła wczesny czwartkowy poranek i cały piątek na zniechęcaniu Demokratów do skoczenia z mostu.

Kiedy kandydat sobie nie radzi, często oczekuje się od asystenta, żeby objął rolę kozła ofiarnego, a niewiele osób ma tyle doświadczenia w rzucaniu innych ludzi na pożarcie co Joe Biden. Gdy zawaliła się jego pierwsza kampania wyborcza w lecie 1987 roku, młody asystent i przyszły prezes Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej o imieniu David Wilhelm wziął na siebie winę za podesłanie Bidenowi przemów lidera brytyjskiej Partii Pracy, z których Biden ściągał w trakcie debaty. Kiedy jego trzecia próba uzyskania stanowiska skończyła się czwartym miejscem w stanie w rozpoczynającym sezon wyborczy stanie Iowa, Biden zwolnił swojego od dawna współpracującego z nim asystenta i menadżera kampanii Grega Schultza, podczas gdy on i jego świta udawali się na debatę do mroźnego New Hampshire. W czasie długich śledztw badających związek jego syna z szemranymi partnerami biznesowymi, Biden obwiniał swój personal za to, że nie zawiadamiali wcześniej o potencjalnych konfliktach interesów. Gdy poufne dokumenty zostały odnalezione w jego prywatnym posiadaniu, raz jeszcze obarczył winą swoich pomocników.

Ale tym razem, winą często obarczyć kogokolwiek spoza samego prezydenta i jego najbliższej rodziny. Nikt nie może powiedzieć, że to, co się stało w Atlancie, było nieprzewidywalne. Wyborcy od dawna komunikowali w sondażach swoje obawy co do wieku obu kandydatów. Według sondaży sporządzonych przez Ipsos, niemal dwie trzecie populacji Stanów Zjednoczonych uważają, że zarówno Biden, jak i Trump są za starzy na bycie prezydentem. Pozostałe 25% uważa, że tylko Biden jest za stary. Inny sondaż sporządzony przez Gallup odkrył, że tylko 22% Amerykanów jest usatysfakcjonowanych z kierunku, w jakim zmierza państwo, co stawia Bidena w niebezpiecznej sytuacji. W 2020 roku, wyniki tego samego sondażu wyniki wynosiły 20% i Trump wtedy przegrał wybory, zaś Barack Obama był na podobnym poziomie i wywalczył kolejną kadencję. W 1992 roku, gdy George H.W. Bush starał się o reelekcję, liczba ta wynosiła 14%; Bush wtedy przegrał.

I to też wcale nie tak, że nikt wcześniej ich nie ostrzegał przed dokładnie tym scenariuszem. Starsi Demokraci od dawna mówili swoim podopiecznym, że Biden nie jest najlepszą wersją siebie. Insiderzy Obamy jak David Axelrod i David Plouffe ostrzegali zarówno sponsorów partii, jak i jej szefów, że stawianie na Bidena jest ryzykowne i partia potrzebuje nowej krwi. Podnoszenie kwestii wieku wiązało się jednak z ryzykiem wydalenia ze sztabu Bidena. Wokół najwyższych rangą doradców Bidena krążyły mroczne historie o bliskim asystencie, który podniósł kwestię związaną z wiekiem i został wyrzucony na bruk.

Zaraz po zakończeniu debaty zaczęto mówić o powstaniu; niektórzy anonimowi członkowie Kongresu z Partii Demokratycznej, świadomi swojej własnej wyborczej wrażliwości, zapierali się, że tym razem dojdzie do interwencji ze strony liderów partii. Ale skoro Biden oparł się rozmowom o pojedynczej kadencji, gdy była okazja na taktowne odejście, to teraz ma tym silniejszy fundament na pozostanie przy swoim. Reguły Partii Demokratycznej sprawiają, że wymiana Bidena jako kandydata na prezydenta jest niemal niemożliwe, chyba że sam dobrowolnie ustąpi. Biden ma pod sobą 3894 z około 4000 szacowanych delegatów, z których większość jest zobowiązana do lojalności wobec Bidena w czasie pierwszej rundy głosowania, które odbędzie się internetowo przed konwencją Partii Demokratycznej. Około 25% delegatów na konwencji byłoby potrzebnych, aby zainicjować głosowanie o wymianę kandydata na prezydenta. To wciąż pozostaje bardzo nieprawdopodobne. 

„Mamy nad sobą czarne chmury. Co do tego nie ma wątpliwości” – mówi jedna z osób, która od początku pracowała dla Bidena w Białym Domie. „Ale jedyne, co możemy teraz zrobić, to iść naprzód”.

Jeżeli Bidena udałoby się namówić na ustąpienie, w partii zapanowałby chaos, jaki nie był widziany od 1968 roku. Wiceprezydentka Kamala Harris miałaby początkowo przewagę, jaka przychodzi z byciem częścią obecnego rządu, ale jej notowania są niskie i można byłoby walczyć z nią o posadę. Do ważnych kandydatów, oficjalnie walczących o nominację w 2028 wieku, a po cichu wymienianych jako potencjalnych zastępców Bidena w 2024 roku, należą gubernatorzy Gretchen Whitmer z Michigan, Gavin Newsom z Kalifornii i J. B. Pritzker z Illinois.

Sztab Trumpa za to wydaje się być zadowolony ze statusu quo. „Demokraci utknęli z Bidenem czy to im się podoba, czy nie” – mówi Alex Bruesewitz, sprzymierzony z Trumpem konsultant partii Republikanów. To pewnie prawda, a sztab byłego prezydenta wykorzystywała to jak mogła w obliczu debaty. „Joe Biden zapomniał, że 13 bohaterów zginęło w Afganistanie i uważa, że panuje epidemia kazirodczych gwałtów. Powinien być trzymany z dala od kodów nuklearnych. Nigdy nie było bardziej oczywiste, że siła prezydenta Donalda Trumpa jest potrzebna w Białym Domu” – dodaje Bruesewitz.

Żeby uspokoić strach, Biden musiał przyznać się do błędu. „Z niechęcią za Bidenem to nie jest coś, co chciałbym mieć wywieszone w ogrodzie” – powiedział jeden ze sponsorów i strategów partii. Sztab kampanii pozostał przy swoim, roznosząc dalej pozytywne recenzje od swoich sojuszników. Jego członkowie są dalej przekonani, że Trump jest antypatyczną osobowością, która nie zaskarbiła sobie sympatii wyborców po swoim pokazie w czasie debaty. Wczesnym rankiem kierowniczka kampanii Jen O’Malley Dillon pojawiła się przy hotelu Ritz w Atlancie, żeby pokrzepić darczyńców. „Liderzy kampanii dostarczyli kontekst do całokształtu sytuacji, co uspokoiło zwolenników” – mówi Noah Mamet, były ambasador USA w Argentynie. „Zwolennicy mówili sobie, że mogło być lepiej, ale bez moczenia w portki, i że czas się skupić”. W górnych rangach personelu Bidena nie trzeba było sypać brokatem. „Tych wyborów nie da się wygrać lub przegrać pojedynczym wiecem, rozmową czy debatą” – mówi jeden ze starszych doradców. „Nasz elektorat jest w głównej mierze przekonany co do swoich przyszłych głosów, a obaj kandydaci są bardzo jasno nakreśleni – wyborcy, którzy przeważą o wyniku tych wyborów, potrzebują czasu i stałego wysiłku, żeby doprowadzić do wygranej w listopadzie”.

Biden wygłosił te wizję w piątek w Północnej Karolinie, mówiąc tłumowi słuchaczy, że rozumie panikę w partii, ale stanowczo ją odrzucił. „Pozwólcie, że skończę dzisiejsze spotkanie w ten sposób: wiem, że nie jestem młody – to raczej oczywiste” – Biden powiedział w Raleigh w ramach wyznania win, którego oczekiwali sponsorzy i którego znaczenie stratedzy mieli nadzieję, że Biden rozumie. „Nie debatuję tak dobrze jak kiedyś. Wiem jednak jak mówić prawdę. Umiem odróżnić dobre od złego. Wiem, jak wykonywać swoją pracę. Wiem to, co wiedzą miliony Amerykanów: jeśli upadniesz, to musisz się podnieść”.

Prawdą jest to, że Biden wiele razy upadał w czasie swojej kariery, ale czasami najlepiej jest jednak utrzymać się na miejscu. „Daję wam słowo: nie kandydowałbym raz jeszcze, jeśli nie wierzyłbym całym sercem, że jestem w stanie wykonywać tę pracę” – powiedział. Dla wielu Demokratów, którzy obejrzeli debatę, problemem jest fakt, że to, w co wierzy Biden, ma coraz mniej do czynienia z rzeczywistością.

Dział: Świat

Autor:
Philip Elliott | Tłumaczenie: Karol Rogoziński - praktykant fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/

Źródło:
https://time.com/6993760/joe-biden-debate-disaster-democratic-panic/

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Wymagane zalogowanie

Musisz być zalogowany, aby wstawić komentarz

Zaloguj się