System sojuszy USA przeradza się w „małżeństwo dla pozoru”
Frederick Kempe, prezes think tanku Atlantic Council z siedzibą w Waszyngtonie, napisał niedawno, że indyjski minister spraw zagranicznych Subrahmanyam Jaishankar powiedział mu, że Stany Zjednoczone znajdują się w stanie „strategicznego kurczenia się”. Moim zdaniem precyzyjniej będzie powiedzieć, że Stany Zjednoczone ponownie weszły w okres izolacji.
Ilustracja: Liu Rui/GT
Tak naprawdę Stany Zjednoczone powstały w oparciu o izolacjonizm i dopiero po II wojnie światowej stały się na tyle silne, aby zdominować powojenny porządek międzynarodowy. Teraz, gdy świat wkracza w nową erę, Stanom Zjednoczonym trudno jest utrzymać dominację jako jednobiegunowego mocarstwa. Stany Zjednoczone znajdują się w stanie strategicznego kurczenia się. Oczywiście nie porzucą całkowicie sojuszu, który zawarły podczas zimnej wojny, ale Waszyngton będzie w coraz większym stopniu wykorzystywał go jako narzędzie do wywierania pozostałych wpływów. Klęska amerykańskiej wojny z terroryzmem, która rozpoczęła się w 2001 r., dała temu krajowi dobrą lekcję, a mianowicie, że w miarę spadku potęgi USA zdolność do interweniowania w sprawy innych krajów staje się dość ograniczona. USA będą w dalszym ciągu angażować się w globalną konkurencję, niemniej jednak Waszyngton w większym stopniu skupi się na ochronie własnych interesów. Odrodzenie się izolacjonizmu doprowadziło do dewaluacji systemu sojuszniczego USA. Administracja Bidena stara się uratować system przed całkowitym rozpadem i załatać rozłamy pomiędzy USA a ich sojusznikami i pomiędzy ich sojusznikami. Jednak sojusz pod przewodnictwem Waszyngtonu stał się już „małżeństwem dla pozoru” – terminem, którego Zachód lubi używać do opisania stosunków między Chinami i Rosją. Innymi słowy, Stany Zjednoczone i ich sojusznicy łączą się obecnie tylko w określonych okolicznościach. Na pozór Biden nieustannie pokazuje, że Stanom Zjednoczonym nadal zależy na organizacjach takich jak NATO.
Czyniąc to, Waszyngton stara się, na ile to możliwe, sprawić, aby kraje europejskie stanęły z nim na jednolitym froncie. Jeśli Europa doświadczy kolejnego kryzysu, takiego jak ten po drugiej wojnie światowej, obecnie Stany Zjednoczone nigdy nie zapewnią Europie czegoś takiego jak Plan Marshalla, aby jej pomóc. Podobnie, jeśli europejski sojusznik jest w konflikcie z Rosją, Stanom Zjednoczonym trudno jest udzielić mu jakiejkolwiek istotnej pomocy militarnej poza wsparciem politycznym. Stany Zjednoczone mogą wysłać kluczowych urzędników do tego kraju. Ale prosić o pomoc finansową ze strony USA? Nie ma mowy! Wręcz przeciwnie, Waszyngton może nawet próbować zarobić od kraju pieniądze na sprzedaży broni. USA nie mogą sprawić, że system sojuszniczy znów zacznie działać tak jak dawniej, a budowanie nowego sojuszu też nie będzie łatwe. W niecały rok od objęcia urzędu Biden nie szczędził wysiłków w rozwoju Quad i AUKUS. Dokonano tego w ramach sojuszu wyłącznie dla bezpośrednich interesów USA, takich jak sprzedaż broni. Quad jest jak salon lub klub dyskusyjny, który nie może prowadzić do żadnych znaczących rezultatów, podczas gdy AUKUS to wyłącznie transakcja zbrojeniowa opakowana jako strategia. USA chcą w ten sposób pokazać, że są odpowiedzialne przed innymi krajami. Był to także sposób na pokazanie Francji: „Słuchaj, chociaż ukradłem ci kontrakt na łódź podwodną, to wszystko w ramach wielkiej strategii”.
Mając to na uwadze, niezależnie od tego, jak dobrze Stany Zjednoczone starają się osłodzić swoje prawdziwe intencje, sojusznicy Waszyngtonu w Europie już zdali sobie sprawę, że na USA nie można polegać w zakresie bezpieczeństwa. Wiedzą, że w pewnym momencie mogą zostać nawet uduszeni przez Waszyngton. Przykładowo w przypadku AUKUS-u, choć Francja podawała się za bliskiego sojusznika USA, Stany Zjednoczone nie wahały się wbić Francji nóż w plecy, mocno szkodząc jej interesom gospodarczym. System sojuszy USA zdecydowanie znajduje się w fazie upadku. To będzie powolny proces. Będzie to także proces redystrybucji władzy międzynarodowej. Na przestrzeni lat, jakie upłynęły od 2001 roku, weszliśmy już we wczesny etap rozpadu sojuszu USA. Być może w ciągu najbliższych dwóch dekad osiągniemy środkowy etap dezintegracji. Jednocześnie kraje takie jak Chiny i Rosja będą odgrywać ważniejszą rolę w utrzymaniu pokoju na świecie. Jeśli chodzi o Europę, będzie ona podejmowała większe wysiłki, aby urzeczywistnić swoją strategiczną autonomię pomimo trudności w zjednoczeniu. Konsensus w Europie (przynajmniej pomiędzy głównymi krajami europejskimi, takimi jak Niemcy i Francja) zostanie osiągnięty dalej, a kierunek „Europejczyków rządzi Europą” stanie się kierunkiem rozwoju Europy. Ogólnie rzecz biorąc, uważam, że Chiny i Rosja jako blok oraz Europa jako całość odegrają w przyszłości większą rolę.
Autor jest pracownikiem naukowym Chińskiej Akademii Nauk Społecznych. opinia@globaltimes.com.cn
Dział: Świat
Autor:
Lü Xiang | Opracowanie: Redakcja JPM
Źródło:
https://www.globaltimes.cn/page/202111/1240137.shtml?id=11