Wysoka stawka i duże napięcie w obliczu zbliżającej się debaty Bidena i Trumpa
Kiedy w czwartkowy wieczór Donald Trump i Joe Biden wejdą na scenę debaty, będzie to ich pierwsze spotkanie po latach – choć nie do końca przyjazne.
Zdjęcie: BBC
Obecny prezydent nigdy wcześniej nie debatował ze swoim poprzednikiem, a waśń między tymi dwoma mężczyznami będzie oczywista na scenie debaty CNN w Atlancie. Trump nigdy nie uznał wygranej Bidena w wyborach w 2020 r., a kilka dni po ataku jego zwolenników na Kapitol zerwał z tradycją, odmawiając udziału w inauguracji swojego przeciwnika. Obaj mężczyźni ponownie walczą o fotel prezydenta, a ta debata będzie pierwszym momentem w tej kampanii wyborczej, który skupii uwage całęgo kraju. Stawka jest wysoka, a napięcie na sali będzie o wiele wyższe niż wcześniejsze sprzeczki, ponieważ obaj mężczyźni próbują przekonać amerykańskich wyborców, że zasługują na swoje głosy w listopadzie.
Niezwykły wieczór
Czwartkowa debata będzie także pierwszym wystąpieniem Joe Bidena i Donalda Trumpa od czasu ich debat cztery lata temu. Pierwsze spotkanie w 2020 r. było zawziętym wydarzeniem z powtarzającymi się przerwami i sfrustrowanym pytaniem Bidena: „Zamkniesz się, człowieku?”. Na początku drugiej debaty ubiegłej kampanii, opóźnionej ze względu na diagnozę Trumpa dotyczącą Covida, obaj mężczyźni nawet nie podali sobie dłoni. Tym razem obaj mężczyźni wypadli z wprawy. Żaden z nich nie brał udziału w żadnej debacie od prawie czterech lat, ponieważ Trump opuścił prawybory republikanów na drodze do zostania przypuszczalnym kandydatem partii na początku tego roku. W początkowej debacie reelekcyjnej obecni prezydenci często uchodzą za bezczynnych – częstym wyjaśnieniem jest to, że są zardzewiali lub nieprzyzwyczajeni do rzucania im wyzwań po czterech latach w bańce Białego Domu. W tym przypadku jednak obaj kandydaci mogliby stanąć przed takim wyzwaniem. W przeciwieństwie do poprzednich debat, ta będzie prowadzona w studiu telewizji kablowej, bez publiczności, która mogłaby wiwatować lub buczeć. Taka była prośba wysunięta przez kampanię Bidena, która według doniesień była zaniepokojona hałaśliwym forum ratuszowym Trumpa zorganizowanym przez CNN w zeszłym roku. Podczas debaty kandydaci będą mieli także wyciszone mikrofony w czasie wyznaczonym przez przeciwnika, co może zapobiec popadnięciu w chaos, który charakteryzował pierwszą debatę Trump–Biden w 2020 r. Może jednak sprawić, że ta wersja będzie mniej zapadająca w pamięć.
Gra oczekiwań
Jeśli słuchać wyłącznie konserwatywnych komentatorów, prezydent Biden będzie miał szczęście, jeśli uda mu się przejść przez debatę bez zasypiania, marznięcia i chodzenia w zamieszaniu po scenie. Republikanie, począwszy od Trumpa, scharakteryzowali prezydenta jako starczego i niedołężnego mężczyznę. Chociaż ataki te wzbudziły bardzo realne obawy wyborców o trwałość osiemdziesięcioletniego prezydenta, postawiły także niską poprzeczkę dla wystąpienia Bidena – oczekiwania, które już nie raz przekroczył w przeszłości, w tym podczas swojego energicznego orędzia o stanie Unii we wczesnym marcu. Urzędnicy kampanii Trumpa próbowali ostatnio podnieść tę poprzeczkę, zauważając, że Biden okazał się bardzo skuteczny podczas debaty wiceprezydenta w 2012 r. przeciwko ówczesnemu kongresmanowi Paulowi Ryanowi. Kwestionują także bezstronność gospodarza debaty CNN. „Czy CNN zdecyduje, że jest moderatorem, czy też CNN stanie się uczestnikiem?” – zapytał we wtorek menadżer kampanii Trumpa, Chris LaCivita. Trump i jego kampania rozpowszechniali także twierdzenia, że podczas debaty Biden będzie musiał polegać na bliżej nieokreślonych „lekach poprawiających wydajność”. Zespół prezydenta Bidena stanowczo zaprzeczył tej koncepcji, ale rozsiewanie takich plotek może stworzyć grunt pod wymówki po debacie, jeśli w czwartek prezydent pokona swojego poprzednika. Rzeczniczka kampanii Bidena, Lauren Hitt, powiedziała, że były prezydent ucieka się do „kłamstw”, ponieważ „boi się, że zostanie pociągnięty do odpowiedzialności za swój toksyczny program”.
Prezydent Biden może jednak nie być jedynym, który ma szansę przeciwstawić się oczekiwaniom. Demokraci ostrzegają od ponad roku, że Trump ma obsesję na punkcie zemsty oraz że jest aspirującym dyktatorem, który stanowi egzystencjalne zagrożenie dla amerykańskiej demokracji. Przedstawiciele kampanii Bidena powiedzieli, że Trump „pstryknął” po porażce wyborczej w 2020 r. i jest innym człowiekiem niż ten którego Amerykanie wybrali w 2016 r. Jeśli byłemu prezydentowi uda się zachować spokój przez 90 minut i złagodzić niektóre zapędy, może mu to pomóc przekonać amerykańską opinię publiczną, że złowieszcze ostrzeżenia dotyczące potencjalnej drugiej kadencji Trumpa są przesadzone. „Biden musi udowodnić, że przekonanie, że jest za stary na to stanowisko, nie jest prawdą” – powiedział Mike Murphy, wieloletni konsultant polityczny Partii Republikańskiej, w rozmowie z Americast, podcastem BBC poświęconym amerykańskiej polityce. „Trump musi udowodnić, że nie jest nietypowym szaleńcem, za jakiego uważa go połowa kraju. Jest to więc szansa dla nich obu, ale ryzyko jest również wysokie.
Problemy
Wchodząc w tą debatę, sondaże wykazały, że wyborcy wystawili Trumpowi lepsze oceny z gospodarki i imigracji – dwóch najważniejszych kwestii dla amerykańskich wyborców. Tymczasem prezydent był faworyzowany w kwestiach aborcji, opieki zdrowotnej i środowiska. Zwycięzcą czwartkowej debaty może zostać kandydat, który najlepiej potrafi zapaść w pamięć w obszarach mocnych, broniąc jednocześnie swoich słabości. Czy prezydent Biden może przekonać wyborców, że podziela ich obawy dotyczące wzrostu imigracji, choć Republikanie utrudniają mu poradzenie sobie z tym problemem? Czy były prezydent Trump znajdzie sposób, aby przekonać wyborców, że kolejna kadencja nie doprowadzi do większych ograniczeń aborcji – zwłaszcza że mianował trzech sędziów Sądu Najwyższego, którzy głosowali za uchyleniem federalnego prawa do tej procedury? Biden od ponad roku próbuje przekonać amerykańską opinię publiczną, że gospodarka jest lepsza, niż się wydaje. Będzie miał szansę ponownie przedstawić tę argumentację dziesiątkom milionów odbiorców, ale będzie musiał to zrobić w obliczu z pewnością miażdżących ataków ze strony przeciwnika, który ma skupić się na rosnących cenach oraz wysokiej inflacji, z którą Amerykanie musieli żyć w ostatnich latach. „Wiemy, że Joe Biden będzie próbował zrzucić całą winę na prezydenta Trumpa” – powiedział we wtorek dziennikarzom rzecznik kampanii byłego prezydenta Jason Miller. Dodał: „Amerykanie znają różnicę między gospodarką Trumpa, która była świetna, w której wszyscy radzili sobie lepiej, a gospodarką Bidena”.
Coraz bardziej osobiste
W zeszłym tygodniu kampania Bidena uruchomiła nową serię reklam bezpośrednio atakujących Trumpa za jego niedawny wyrok skazujący w sądzie w Nowym Jorku. Ostatnie sondaże wskazują, że wyrok skazujący kosztował Donalda Trumpa poparcie wśród niezależnych wyborców, którzy mogą okazać się decydujący w tych wyborach. Nie ma wątpliwości, że podczas debaty Trump zostanie zapytany o historyczną rozprawę sądową, i że prezydent Biden będzie na to przygotowany. Jeśli były prezydent da się wciągnąć w tyradę przeciwko skorumpowanym sędziom i sfałszowanym sądom, może to jeszcze bardziej zniechęcić umiarkowanych wyborców. „Jeśli uda im się nakłonić Trumpa do spalenia mikrofonu, będąc szaleńcem w neurotycznej obronie, będzie to bardzo dobry temat do debaty” – powiedział Murphy. Tymczasem prezydent Biden ma własną sprawę sądową do rozpatrzenia. Skazanie jego syna Huntera za przestępstwo związane z bronią palną również przeszło do historii, a prezydent – choć nie był zamieszany w tę sprawę – był emocjonalnie zaangażowany w jej wynik. Trump może wykonać kilka ataków na Huntera Bidena, jeśli nie w sprawie broni, to w związku z jego zbliżającym się procesem o uchylanie się od płacenia podatków, który może ujawnić kontrowersyjne szczegóły dotyczące interesów biznesowych młodszego Bidena. Trump prawdopodobnie będzie próbował przedstawić wyrok skazujący Huntera Bidena jako dowód szerzej zakrojonej korupcji w tak zwanej „rodzinie przestępczej Bidena”.
Długa droga
To najwcześniejsza debata prezydencka we współczesnej historii Stanów Zjednoczonych, która odbędzie się, zanim którykolwiek z kandydatów zostanie formalnie nominowany przez swoją partię. Oznacza to, że rozstrzygnięcie może określić nastrój i skalę nadchodzącej kampanii, ugruntowując pewne luźne poglądy na temat kandydatów i lepiej określając kwestie i stawkę wokół listopadowego głosowania. Jeśli jednak któryś z kandydatów nie popełni naprawdę katastrofalnego błędu, wczesny moment może oznaczać, że gdy nadejdzie dzień wyborów, to czerwcowe wydarzenie będzie odległym wspomnieniem dla większości Amerykanów, którzy sporadycznie śledzą politykę. Obaj kandydaci będą mieli szansę na zresetowanie się i odbudowę po wszelkich zniszczeniach podczas ściśle określonych konwencji krajowych, które odbędą się później tego lata. Następnie na wrzesień zaplanowano kolejną debatę, która może jeszcze bardziej wymazać ten tydzień z pamięci wyborców. To rzeczywistość, którą potwierdził starszy doradca kampanii Bidena w rozmowie z partnerem medialnym BBC, CBS. „Czerwcowa debata nie jest momentem, w którym spodziewamy się w najbliższej przyszłości określić trajektorię wyborów lub zmienić wyniki sondaży” – stwierdził doradca, dodając, że wyborcy będą wymagać „konsekwentnego wysiłku”. Innymi słowy, ta debata jest początkiem maratonu, a nie końcem wyścigu.
Dział: Świat
Autor:
Anthony Zurcher | Tłumaczenie: Patryk Hembel - praktykant fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/