Jak strach Europy przed migrantami zdominował jej politykę zagraniczną
Handel, pomoc i wizy są w coraz większym stopniu uzależnione od wsparcia Europy w powstrzymaniu migracji.
W kraju, w którym prawicowi populiści zyskują w sondażach, migracja jest priorytetem politycznym, a pomoc zagraniczna nie. Zdjęcie: peter schrank.
Zapytani o to, czy ich imperialna przeszłość może uprawniać byłe kolonie do rekompensaty, Europejczycy lubią zmieniać temat, wskazując na swoją hojną pomoc zagraniczną. Europa może pochwalić się jednym z najbardziej rozbudowanych programów pomocy zagranicznej na świecie; Unia Europejska ma nawet aspiracje, by bogate kraje przeznaczały 0,7% swojego dochodu narodowego na walkę z ubóstwem na świecie, ale niewielu członków wspólnoty spełnia tę aspirację. Wszyscy, podekscytowani doniesieniami o budowanych szkołach i instalowanych systemach irygacyjnych, powinni sprawdzić, kto konkretnie na tym korzysta. W ostatnich latach Holandia znalazła nowego godnego odbiorcę swojej rzekomej hojności: część kosztów przyjęcia osób ubiegających się o azyl na holenderskiej ziemi jest obecnie pokrywana z budżetu pomocy ministerstwa spraw zagranicznych. Organizacje dobroczynne protestują przeciwko takiemu rozwiązaniu, które w efekcie uszczupla wydatki na rozwój w krajach docelowych. Zwolennicy prawicy twierdzą, że nie ma znaczenia, czy Afgańczyk, któremu się pomaga, znajduje się w Heracie czy w Hadze, bo i tak wszystko trafia do obcokrajowców.
Podział w tej sprawie jest widoczny od dawna. Z jednej strony nielegalna migracja jest postrzegana jako problem, a politycy wiedzą, że „zatrzymanie łodzi” (lub jakiś lokalny odpowiednik twardo brzmiącego środka mającego na celu ograniczenie napływu nowych imigrantów) pozwoli im utrzymać się na stanowiskach. Z drugiej strony, Europejczycy postrzegają siebie jako tych dobrych, z radością handlując i współpracując na płaszczyźnie dyplomatycznej z wieloma krajami na świecie. Przez dziesięciolecia te dwa światy były od siebie oddzielone. Funkcjonariusze policji i ministerstwa spraw wewnętrznych wznosili barykady, aby powstrzymać migrantów, podczas gdy dyplomaci, urzędnicy handlowi i specjaliści ds. rozwoju oferowali pieniądze, szczepionki i korzystne umowy handlowe krajom, z których pochodzili uchodźcy. W następstwie gwałtownego wzrostu migracji w latach 2015-16 i niedawnego napływowi nielegalnych imigrantów, Europa zdecydowała, że powstrzymanie łodzi z migrantami jest ważniejsze niż przymilanie się innym dla własnych korzyści. W celu ograniczenia liczby migrantów polityka zagraniczna została włączona do działań ministerstwa spraw wewnętrznych.
Przepisy UE, które mają zostać przyjęte w kwietniu, wzywają do przyjęcia „kompleksowego podejścia” do kwestii migracji — takiego, które obejmuje wywieranie presji na rządy innych państw, aby zapewnić, że mniejsza liczba ich obywateli nielegalnie trafi do Europy. Pod wieloma względami sformalizuje to taktykę, która stała się normą w ostatnich latach. 17 marca Unia Europejska zgodziła się przyznać ponad 5 mld euro (20 mld zł) dotacji i pożyczek Egiptowi, najnowszemu krajowi leżącemu nad Morzem Śródziemnym, który otrzymał pieniądze na skuteczniejsze uszczelnienie swoich granic. Umowa z Turcją z 2016 r. oraz porozumienie z Tunezją z zeszłego roku posłużyły jako wzorce; kolejne są w trakcie realizacji. Ich cel jest jasny: pomoc w powstrzymaniu napływu ludzi do Europy. Ci, którzy mogą pomóc „uzewnętrznić” problem migrantów w UE — na przykład Turcja, która przyjmuje Syryjczyków, którzy w przeciwnym razie mogliby trafić do Niemiec — mogą otrzymać jeszcze większe środki.
Kraje spoza Europy są także zmuszane do pomocy w zmniejszeniu liczby migrantów. Każdego roku około 400 000 obcokrajowców otrzymuje nakaz opuszczenia UE, często po tym, jak nielegalnie przybyli i nie udało im się przekonać jednego z 27 państw członkowskich, że mają prawo do statusu uchodźcy. Mniej niż jedna czwarta z nich jest deportowana, często dlatego, że ich kraje ojczyste — takie jak Bangladesz, Algieria czy Nigeria — nie chcą ich przyjąć z powrotem. (Mieszkańcy biednych krajów są dumni z posiadania krewnych w bogatych krajach, którzy odsyłają im pieniądze, nawet jeśli pracują nielegalnie). Nowe przepisy UE przewidują szybszą deportację osób przybywających z krajów, których obywatele rzadko otrzymują status uchodźcy. Wymaga to skutecznego narzędzia do deportacji osób uznanych za migrantów ekonomicznych, w czym kluczowa jest pomoc zagranicznych rządów. Dlatego też nowa „oferta dyplomatyczna” brzmi: pomóż nam, bo inaczej.
Zgodnie z nowym podejściem UE, rządy odmawiające przyjęcia własnych obywateli mogą zostać ukarane. Jedną z takich sankcji może być wprowadzenie utrudnień w uzyskiwaniu wiz do krajów UE. Inną jest ograniczenie pomocy na rozwój, co stanowi zagrożenie dla takich krajów jak Etiopia. Trwający od dziesięcioleci program, który pozwala około 60 najbiedniejszym krajom świata eksportować towary do Europy bez ceł lub z niskimi cłami — kluczowy środek redukcji ubóstwa — może wkrótce stać się uzależniony od tego, czy kraje te wykonają polecenia UE, jeśli chodzi o uchodźców. Innymi słowy, pomóż nam z migracją lub płać podatki importowe.
Pomóż mi pomóc tobie
Krytycy twierdzą, że stawianie warunków dotyczących pomocy, handlu i wiz jest nie do przyjęcia. „Europa przedkłada swoje krótkoterminowe cele migracyjne nad potrzeby rozwojowe niektórych z najbiedniejszych krajów świata” - mówi Nadine Biehler z Niemieckiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i Bezpieczeństwa. Wielkie umowy finansowe z takimi krajami jak Egipt i Tunezja są również niezwykle kosztowne. Pomagają one utrzymać u władzy silnych władców, którzy spowalniają rozwój swoich krajów. Uwarunkowanie pomocy w ten sposób stanowi naruszenie zasad, zgodnie z którymi to odbiorcy, a nie darczyńcy, powinni decydować o tym, na co przeznaczane są pieniądze. Trudno jest przekonać kraj afrykański do pomocy Europie, gdy na przykład zabiega on o głosy przeciwko Rosji w ONZ, jednocześnie grożąc jej.
Frakcja w ministerstwie spraw wewnętrznych, która jest głównym zwolennikiem nowego podejścia, pokonała przeciwników. W kraju, w którym prawicowi populiści zyskują w sondażach, migracja jest priorytetem politycznym, a pomoc zagraniczna nie. Europa przechodzi obecnie od „ery naiwności do ery asertywności”, jak powiedział Margaritis Schinas, komisarz europejski pomagający połączyć politykę zagraniczną i migracyjną. Przedstawiciele starej szkoły handlu, rozwoju oraz dyplomacji uważają, że brudna transakcja, ale wiedzą też, że poza narzekaniem na felietonistów niewiele mogą z tym zrobić. Praktycy zajmujący się kwestiami rozwoju w unijnej biurokracji dobrze rozumieją, że bycie postrzeganym jako pomocnik w ograniczaniu migracji jest dobrym sposobem na utrzymanie cennych funduszy. Przedstawiają obraz szerszego „partnerstwa” między Europą a biednymi krajami, którego migracja jest tylko jednym z aspektów. Innymi słowy, dalej będziemy budować wam szkoły i systemy irygacyjne — pod warunkiem, że najpierw zrobicie to, o co prosimy.
Dział: Europa
Autor:
The Economist | Tłumaczenie: Krzysztof Morys