2024-04-04 09:44:23 JPM redakcja1 K

Potrójny szok dla europejskiej gospodarki

Po kryzysie energetycznym Europa musi zmierzyć się z rosnącym importem z Chin i groźbą ceł Trumpa.

Grafika: Justin Metz

Europa nie jest znana ze swojej dynamiki, ale obecnie jest w stagnacji pod każdym względem. Sparaliżowana szokiem energetycznym, który nastąpił po inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 r., gospodarka Unii Europejskiej urosła w tej dekadzie o zaledwie 4%, w porównaniu z 8% w Ameryce; od końca 2022 r. ani ona, ani Wielka Brytania w ogóle się nie rozwinęły. Gdyby tego było mało, Europa stoi w obliczu gwałtownego wzrostu taniego importu z Chin, który, choć przyniesie korzyści konsumentom, może zaszkodzić producentom i zwiększyć konflikty społeczne i przemysłowe. Ponadto w tym roku Donald Trump może wrócić do Białego Domu, a tym samym nałożyć ogromne cła na europejski eksport.

Europa nie może sobie pozwolić na kolejne problemy. Kontynent ten potrzebuje silnego wzrostu, aby sfinansować większe wydatki na obronę, zwłaszcza że amerykańskie wsparcie dla Ukrainy zostało ograniczone, a także, aby zrealizować swoje cele w zakresie zielonej energii. Wyborcy są coraz bardziej rozczarowani i skłonni poprzeć partie prawicowe, takie jak Alternatywa dla Niemiec. Długotrwałe hamulce wzrostu — szybko starzejąca się populacja, nadmierne regulacje i niewystarczająca integracja rynku — wciąż dają się we znaki.

Stolice europejskie ogarnął szał aktywności, a rządy starają się jakoś zareagować na zaistniałą sytuację. Trzeba jednak zachować ostrożność dlatego, że pomimo faktu, iż problemy te mają swoje źródło za granicą, błędy europejskich liderów mogą znacznie pogorszyć sytuację. 

Dobrą wiadomością jest to, że szczyt szoku energetycznego mamy już za sobą: ceny gazu są już znacznie niższe od swoich szczytowych wartości. Niestety inne problemy właśnie się zaczynają. W obliczu deflacji i wynikającej z niej spadku konsumpcji rząd Chin powinien podjąć kroki, żeby pobudzić popyt konsumencki. W ten sposób mógłby ograniczyć efekty zapaści w sektorze nieruchomości na popyt wewnętrzny kraju. Zamiast tego prezydent Xi Jinping subsydiuje chińską produkcję przemysłową, która już teraz stanowi około jednej trzeciej światowej produkcji towarów. Tym samym polega on na konsumpcji zagranicznej w celu podtrzymania wzrostu gospodarczego.

Chiny koncentrują się na produktach ekologicznych, w szczególności na pojazdach elektrycznych, których udział w globalnym rynku może podwoić się do jednej trzeciej do 2030 roku. Oznaczałoby to koniec dominacji europejskich championów, takich jak Volkswagen i Stellantis (którego największy udziałowiec, Exor, jest współwłaścicielem spółki macierzystej The Economist). Od turbin wiatrowych, po sprzęt kolejowy, europejscy producenci nerwowo spoglądają na wschód.

Być może po wyborach w listopadzie kolejny cios dla producentów w Europie nadejdzie z zachodu. Ostatnim razem, gdy Trump sprawował swój urząd, nałożył cła na import stali i aluminium, ostatecznie obejmując te z Europy. W odwecie UE nałożyła cła na motocykle i whisky, aż do zawarcia niełatwego porozumienia pod przewodnictwem prezydenta Joe Bidena w 2021 roku. Dziś Trump grozi wprowadzeniem 10% ceł na cały import; jego doradcy chcą jednak pójść jeszcze dalej.

Kolejna runda wojny handlowej zagraża europejskim eksporterom, których sprzedaż w Ameryce w 2023 r. wyniosła 500 mld euro (540 mld USD). Trump ma obsesję na punkcie dwustronnych bilansów handlowych, co oznacza, że 20 (z 27) państw członkowskich UE z nadwyżką w handlu towarami jest jego naturalnym celem. Ludzie Trumpa są również wściekli na Europę za opłaty cyfrowe, podatek od śladu węglowego i VAT.

Co zatem powinna zrobić Europa? Przed nami droga pełna pułapek. Jednym z błędów byłoby utrzymywanie zbyt restrykcyjnej polityki fiskalnej w czasie kryzysu, na co Europejski Bank Centralny pozwolił sobie już wcześniej. W ostatnich latach słusznie walczył on z inflacją za pomocą podwyżek stóp procentowych. Jednak w przeciwieństwie do nieskrępowanej wydatkami Ameryki, europejskie rządy przywracają równowagę budżetową, co powinno schłodzić gospodarkę, a tanie chińskie towary bezpośrednio obniżą inflację. Daje to europejskim bankom centralnym przestrzeń do obniżania stóp procentowych w celu wsparcia wzrostu gospodarczego. Łatwiej będzie poradzić sobie z zaburzeniami z zewnątrz, jeśli banki centralne uchronią gospodarkę przed załamaniem, które uniemożliwiłoby zwolnionym pracownikom znalezienie nowej pracy.

Inną pułapką byłoby skopiowanie amerykańskiego i chińskiego protekcjonizmu poprzez uwolnienie ogromnych dotacji dla faworyzowanych gałęzi przemysłu. Wojny o subsydia nie przynoszą żadnych korzyści i marnują ograniczone zasoby — w Europie kraje już rozpoczęły wewnątrz-kontynentalny wyścig na dno. Niedawne problemy gospodarcze Chin pokazują wady, a nie zalety nadmiernego planowania rządowego; amerykańska polityka gospodarcza nie oczarowała wyborców w sposób, na jaki liczył prezydent Biden, a cła pochłonęły więcej miejsc pracy, niż stworzyły.

Z kolei handel sprawia, że gospodarki stają się bogatsze, nawet jeśli ich partnerzy handlowi stosują protekcjonizm. Boom produkcyjny w Ameryce jest szansą dla europejskich producentów na dostarczanie części; tani import z Chin ułatwi przejście na zieloną energię i przyniesie ulgę konsumentom, którzy ucierpieli podczas kryzysu energetycznego. Selektywne i proporcjonalne działania odwetowe przeciwko protekcjonizmowi mogą być zatem uzasadnione jako próba zniechęcenia Ameryki i Chin do dalszego zakłócania globalnych przepływów handlowych. Byłoby to jednak kosztowne dla europejskiej gospodarki, a także szkodliwe dla osiągnięcia zamierzonych celów.

Zamiast tego Europa powinna wypracować własną politykę gospodarczą dostosowaną do chwili obecnej. Podczas gdy Ameryka dotuje przemysł publicznymi pieniędzmi, Europa powinna wydawać na infrastrukturę, edukację oraz badania i rozwój. Zamiast naśladować interwencjonizm Chin, Europa powinna wziąć pod uwagę korzyści, jakie chińskie firmy czerpią z ogromnego rynku krajowego. Integracja europejskiego rynku usług, na którym handel jest nadal utrudniony, pomogłaby firmom rozwijać się, premiować innowacje i zastąpić niektóre utracone miejsca pracy w przemyśle wytwórczym. Unia Europejska powinna zreformować swoje uciążliwe, niejednolite przepisy, które również hamują rozwój branży usługowej. Ujednolicenie rynków kapitałowych — w tym tych w Londynie — miałoby ten sam efekt. Europejscy dyplomaci powinni podpisywać umowy handlowe wszędzie tam, gdzie są one nadal na stole, zamiast oglądać się na rolników, jak miało to miejsce w przypadku kilku ostatnich negocjacji. Połączenie sieci elektroenergetycznych uczyniłoby gospodarkę UE bardziej odporną na wstrząsy energetyczne i ułatwiłoby zieloną transformację.

Taka otwarta polityka w erze protekcjonizmu może wydawać się naiwna. Jednak to właśnie silne, otwarte rynki mają potencjał, by pobudzić wzrost gospodarczy w Europie, gdy wokół niej zmienia się cały świat. W obliczu wstrząsów decydenci polityczni powinni stać twardo na ziemi.

Dział: Europa

Autor:
The Economist | Tłumaczenie: Krzysztof Morys

Żródło:
https://www.economist.com/leaders/2024/03/27/the-triple-shock-facing-europes-economy

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.


INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE