Jak Arteta, Flick i Luis Enrique czerpią inspirację z Guardioli
Model gry, który zdefiniował naszą piłkarską erę – często utożsamiany z Pepem Guardiolą, który rozwinął idee wyniesione od Johana Cruyffa i Louisa van Gaala – to dziś nie tylko najważniejszy sposób grania, ale też ten, który kształtuje teraźniejszość i przyszłość futbolu.

Zdjęcie: Getty Images
Guardiola nie wymyślił „juego de posición” – czyli gry pozycyjnej – ale rozwinął ją bardziej niż ktokolwiek wcześniej. Stworzył fundament pod nową kulturę piłkarską. I czy nam się to podoba, czy nie – ta kultura już dominuje.
W półfinałach tegorocznej Ligi Mistrzów znalazło się aż trzech uczniów Guardioli: Luis Enrique, Mikel Arteta i Hansi Flick. Styl Pepa znów będzie obecny na najważniejszym etapie klubowych rozgrywek w Europie.
Coraz częściej słychać jednak głosy sprzeciwu wobec tego modelu. Krytycy zarzucają mu, że zamienia piłkarzy w roboty, odbiera im spontaniczność i zmusza obrońców do gry jak pomocnicy.
Część kibiców i ekspertów uważa, że futbol Guardioli jest „przetrenerowany”, nadmiernie zorganizowany, pozbawiony chaosu i emocji, które kiedyś nazywano „prawdziwą piłką”.
Ale być może ta krytyka nie dotyczy samego modelu, lecz jego złych wdrożeń. Może nie dostrzegamy szerszego obrazu.
Spójrzmy na liczby – pięć z ośmiu drużyn w ćwierćfinale Champions League grało w oparciu o zasady gry pozycyjnej. Kluby w całej Europie – nawet te o bardziej klasycznej tożsamości, jak Liverpool czy Manchester United (który pod wodzą Rubena Amorima może wreszcie pójść tą drogą) – kierują się właśnie w tym kierunku.
To styl, który potrafi dawać kapitalne mecze – zwłaszcza w Europie, gdzie najwyższej klasy trenerzy i zawodnicy potrafią wydobyć z niego pełen potencjał. To coś więcej niż styl. To model zwycięstwa.
Najważniejsze jednak, że mamy do czynienia z siłą kulturową. Kluby zatrudniają trenerów wierzących w tę wizję. Akademie szkolą zawodników pod kątem tego systemu. Cała piłkarska edukacja na świecie ulega tej zmianie.
Nie każdemu się udaje. Ale tak było zawsze. Nie każda drużyna w latach 70. potrafiła grać jak Nottingham Forest czy Liverpool – ale wielu próbowało, bo te zespoły definiowały swoje czasy. Każda epoka ma dominujący model i naturalne jest, że większość zmierza właśnie ku niemu.
Wychodzimy z kultury gry, którą można było podsumować krótko: organizacja z tyłu, wolność z przodu. Trenujemy obronę, a resztę zostawiamy wyobraźni napastników.
To się zmienia. Ale zmiany kulturowe potrzebują czasu. Nowy paradygmat już się zakorzenia, choć jeszcze nie całkowicie się utrwalił.
Fazę ataku można podzielić na trzy etapy: budowanie akcji, konstruowanie gry i finalizację. Francuzi dodają jeszcze czwartą – przygotowanie ostatniego podania – między konstrukcją a finalizacją. Ale na potrzeby tej dyskusji zostaniemy przy trzech.
Kiedy Guardiola zaczynał pracę trenerską w 2001 roku, skupiał się właśnie na fazie budowania akcji. Legendarna rozmowa z Víctorem Valdésem – kiedy ten uznał trenera za szaleńca, bo kazał mu podawać do stoperów – przeszła do piłkarskiego folkloru. Była momentem przełomowym w ewolucji gry.
Po mundialu w RPA w 2010 roku, a szczególnie po zmianie przepisów w 2019 roku (gdy piłkarze mogli przyjąć piłkę w polu karnym po wznowieniu przez bramkarza), faza budowania akcji stała się nie tylko standardem, ale i filarem nowoczesnej piłki.
Konstrukcja – czyli gra w środkowej strefie – rozprzestrzeniała się wolniej. Guardiola zaczął ją rozwijać już w Barcelonie, dopracował w Bayernie i Manchesterze City.
Faza finalizacji – ostatni akt akcji ofensywnej – pozostaje jednak nadal w dużej mierze nieuporządkowana. Futbol jeszcze nie znalazł sposobu, jak ją w pełni zautomatyzować. Kulturowo – ani piłkarze, ani trenerzy – nie są jeszcze gotowi. Ale kiedyś pojawi się nowy rewolucjonista i popchnie ten etap do przodu. Taka jest historia futbolu.
Dziś mamy jednak znakomitych wykonawców obecnego modelu. Poza trójką półfinalistów, są też Unai Emery i Enzo Maresca. Roberto De Zerbi zaczął przesuwać granice, ale jego rozwój nieco przyhamował.
– Pep był dla nas wszystkich punktem odniesienia. Dla tych, którzy chcą grać w określony sposób. Zawsze uczysz się, oglądając jego zespoły – mówi Luis Enrique, trener PSG.
– Praca z nim zmieniła moje spojrzenie na piłkę. Dał mi narzędzia, żeby zostać trenerem – dodaje Arteta z Arsenalu.
– Pep miał ogromny wpływ na mnie. Ma niesamowitą zdolność organizowania gry, kontrolowania przestrzeni i znajdowania nowych rozwiązań. Obserwowanie jego pracy w Bayernie otworzyło mi oczy. To jeden z największych piłkarskich myślicieli – mówi Flick, obecnie związany z Barceloną.
Wiele z krytyki gry pozycyjnej wynika z frustracji: „Skoro nie potrafimy tego robić dobrze, to może w ogóle nie róbmy”.
Ale tak nie wygląda postęp. To, że tylko elita potrafi dziś perfekcyjnie stosować ten model, nie znaczy, że jest on błędny. Oznacza to, że jesteśmy w trakcie transformacji. Dyskusja nie powinna brzmieć: „to nie działa”, tylko: „jak możemy to robić lepiej?”.
Łatwo jest idealizować przeszłość. Twierdzić, że kiedyś futbol był bardziej ludzki, bardziej spontaniczny. Ale prawda jest taka, że dzisiejszy futbol jest lepszy. Bardziej złożony, bardziej zespołowy, bardziej inteligentnie zaprojektowany. Trudniejszy do trenowania, trudniejszy do grania – ale kiedy działa, to piękniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.
Dlatego trenerzy tacy jak Emery są tak fascynujący. Przeszli transformację. Zmienili przekonania, nadążyli za rozwojem gry, zaadaptowali się. Przyjęli zasady gry pozycyjnej nie z ideologii, ale dlatego, że dają one większą kontrolę, klarowność i powtarzalność – nawet bez topowych zawodników.
To wymaga odwagi. Nie każdy trener potrafi to zrobić. Nie każdy piłkarz również. Ale szanuję kluby, które żyją tu i teraz – zamiast kurczowo trzymać się przeszłości.
Dlaczego obrońcy tacy jak van Dijk, Pau Torres czy Cubarsí nie mogą mieć więcej kontaktów z piłką niż pomocnicy? Dlaczego nie mogą być architektami gry? Dlaczego nie mogą stać się wzorcami dla nowego pokolenia defensorów?
Nawet PSG – klub przez lata oparty na indywidualnych popisach – zaadaptował zasady gry pozycyjnej w ataku. Dziś ich pressing po stracie piłki to przemyślany system.
Najtrudniej w futbolu – jak i w życiu – patrzeć do przodu. Łatwiej powiedzieć: „kiedyś było lepiej”.
Nie wiem, jak będzie wyglądał futbol za 10 lat. Ale słucham tych, którzy to przewidują. I wierzę, że gra pozycyjna to teraźniejszość i przyszłość.
Jesteśmy w trakcie kulturowej zmiany. Część trenerów kopiuje model. Niektórzy odnoszą sukcesy. Inni się uczą. Jeszcze inni wciąż się opierają.
Ale za pięć lat niemal każdy będzie grał w jakiejś wersji gry pozycyjnej. Nie dlatego, że zostanie do tego zmuszony. Dlatego, że piłka nie czeka na tych, którzy nie chcą się rozwijać.
Nowe pokolenie trenerów już mówi tym językiem. Wkrótce stanie się on uniwersalny.
Nie wymagamy, żeby każda restauracja miała gwiazdkę Michelin. Ale przestańmy już serwować mrożonki.
Nie walczmy z tym modelem. Cieszmy się procesem. Doceniajmy drużyny, które próbują – łącząc strukturę z własną tożsamością – zamiast odrzucać je tylko dlatego, że nie są Manchesterem City Guardioli.
Nowa piłkarska kultura już nadeszła. I zostanie z nami na dłużej.
Dział: Nożna
Autor:
Guillem Balague | Tłumaczenie: Maksym Chmielak — praktykant fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/
Źródło:
https://www.bbc.com/sport/football/articles/cpvrx8mygr4o