2024-04-05 21:53:56 JPM redakcja1 K

Zbliża się zagrożenie z Antarktydy

Arktyka i Antarktyka to, nomen omen, biegunowe przeciwieństwa. Pierwszy z nich to ocean otoczony kontynentami, drugi to kontynent otoczony oceanem. Na pierwszym z nich żyją rdzenni mieszkańcy i osadnicy, a na drugim tylko przejezdni, przebywający tam przez sezon lub dwa.

Fot. Panos/Greenpeace

Potęgi uzbrojone w broń nuklearną ścierają się w Arktyce od czasów zimnej wojny; a jednocześnie stworzono tam system zarządzania oparty na pokojowej współpracy naukowej dla Antarktydy, który jest bardziej utopijny w swojej koncepcji niż jakakolwiek inna umowa w annałach dyplomacji. Północ charakteryzuje się majestatem niedźwiedzi polarnych, a południe patosem pingwinów. Oba te regiony łączy to, że stoją w obliczu głębokich zmian spowodowanych globalnym ociepleniem. Jednak w porównaniu ze zmianami wpływającymi na Arktykę, zmiany zagrażające Antarktydzie są bagatelizowane.

Częściowo ten brak zainteresowania jest spowodowany położeniem Antarktydy; największa baza znajdująca się na Antarktydzie, amerykańska McMurdo, jest oddalona o prawie 4000 km od najbliższego miasta (Christchurch w Nowej Zelandii). W większości przypadków odwiedzają ją tylko naukowcy, poszukiwacze przygód i personel pomocniczy. Po części panuje tu również pozorny zastój. Zmiany na Antarktydzie nie przypominają tych na Alasce, gdzie topniejąca wieczna zmarzlina niszczy drogi i przewraca budynki, ani na Syberii, gdzie pióropusze dymu z płonącej tundry malują niebo i trawią płuca. Rzeczywiście, przez długi czas naukowcy postrzegali Antarktydę jako stosunkowo stabilne miejsce, przynajmniej w perspektywie krótko- i średnioterminowej. Co prawda jej pokrywy lodowe zawierają wystarczającą ilość wody, by podnieść poziom mórz o 60 metrów, ale jakakolwiek katastrofa to kwestia stuleci.

Okazuje się jednak, że „kwestia stuleci” jest znacznie krótsza niż setki lat. Największa lodówka na Ziemi, jak opisujemy Antarktydę na stronach poświęconych nauce i technologii, wykazuje niepokojące oznaki wielkiej odwilży, która może mieć poważne konsekwencje dla reszty planety. Ekstremalne wydarzenia, takie jak zniknięcie obszaru lodu morskiego wielkości Grenlandii podczas zeszłorocznej australijskiej zimy, są objawem przyspieszającej destabilizacji. Glacjolodzy mówią o „zmianie reżimu”. Części jednej z ogromnych pokryw lodowych, które pokrywają 98% kontynentu, przesuwają się w kierunku mórz.

20 lat temu woda wpływająca z kontynentalnego podłoża Antarktydy do Oceanu Południowego odpowiadała za zaledwie 4% globalnego wzrostu poziomu morza. Obecnie jest to już 12%, a w nadchodzących dziesięcioleciach poziom ten będzie jeszcze rósł. Efekt ten wiąże się jeszcze z czymś poważniejszym. W miarę topnienia Antarktydy słabnie przyciąganie grawitacyjne, jakie kurcząca się pokrywa lodowa wywiera na sąsiednie morza. To z kolei powoduje, że poziom mórz w innych miejscach na Ziemi podnosi się jeszcze szybciej. Wzrost poziomu morza spowodowany topnieniem lodu na Antarktydzie dotknie nie tylko Australię i Oceanię, ale też w ogromnym stopniu Amerykę Północną.

Topniejące pokrywy lodowe nie tylko podnoszą poziom mórz. Powodują również zmiany w cyrkulacji atmosferycznej, które rozciągają się do równika i dalej, powodując zmiany pogody w Sahelu i Amazonii. Ocean Południowy jest jednym z największych na świecie pochłaniaczy dwutlenku węgla, odpowiedzialnym za absorpcję 40% całego dwutlenku węgla, który pochłaniają wszystkie oceany każdego roku. Jeśli ocean ten się ociepli, będzie pochłaniał mniej dwutlenku węgla — a zjawisko to może się jeszcze nasilić, gdy biliony ton słodkiej wody spłyną z ogromnego obszaru antarktycznego południa i spowodują zmiany w prądach oceanicznych.

Pomimo tego niektóre kraje zmniejszają swoje budżety na badania Antarktydy. Kłóci się to ze zdrowym rozsądkiem. Pomiary i modelowanie pokrywy lodowej pozostają daleko w tyle za badaniami atmosfery i prądów oceanicznych; jeśli chcemy właściwie ocenić i odpowiednio zareagować na konsekwencje pogarszającej się sytuacji, należy to szybko skorygować.

Debaty na temat tego, co należy zrobić najpilniej i jak najlepiej współpracować, aby to zrobić, powinny pobudzić do działania 56 krajów, które są sygnatariuszami traktatu antarktycznego. Być może nie będą one w stanie skutecznie ochronić Antarktydy, do czego zobowiązuje je protokół środowiskowy traktatu. Mogą jednak przynajmniej zwiększyć swoje wysiłki, aby dowiedzieć się, co zmiany zachodzące na tym ogromnym pustkowiu oznaczają dla reszty świata.

Dział: Przyroda

Autor:
The Economist | Tłumaczenie: Krzysztof Morys

Żródło:
https://www.economist.com/leaders/2024/03/27/antarctica-needs-a-lot-more-attention

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.