Chivas - analiza twórczości (nie) rapera
Chivasa nie trzeba przedstawiać żadnemu fanowi polskiego rapu. Jest to dość nietuzinkowy i kontrowersyjny artysta, który przez ostatnie 3 lata podbija rynek muzyczny. Co czyni go tak popularnym? Czy to wyjątkowy image, styl muzyczny, indywidualizm, czy złamanie zasad rapu? W tym artykule przeanalizuję twórczość artysty i postaram odpowiedzieć na te pytania.
Zdjęcie pochodzące z Instagrama _chivas_042_
Krystian Gierakowski urodził się 23 kwietnia 1998 roku w Zgierzu. Karierę muzyczną zaczął już jako nastolatek - był producentem takich raperów jak White 2115, czy Blacha 2115. Pod koniec ostatniej dekady postanowił on sam zająć się muzyką i stanąć za mikrofonem pod swoim producenckim pseudonimem Chivas.
Początkującego rapera przyjęło wydawnictwo GlobalHertz. Nagrał dla nich takie numery jak „Gabbana”, „Doritos”, czy „Septum”. Nie były to łatwe początki dla łodzianina. Jego single nie wykręciły dużej liczby odtworzeń na Spotify ani na YouTube. Chłopak mierzył się z dużą krytyką. Największym zarzutem był brak zdolności do „nawijania” - teksty były nudne, wersy bezsensowne i naciągane, a forma przypominała niewybijający się od reszty trap bez przekazu. Początki nie były łaskawe dla młodego rapera. Nie poddał się on jednak i przeniósł się do wytwórni New Bad Label. Wydał tam takie utwory jak „Vroom”, „Trash”, czy „Maxfactor”. Był to pierwszy większy krok w kierunku sławy. Jego muzyka stała się bardziej znana, lecz wciąż jej jakość pozostawiała wiele do życzenia. Zmienił on swój image z typowego twórcy trapu z okresu 2014-17, na bardziej wyjątkowy, z metalową nutką.
Kariera rapera nabrała prawdziwego tempa po przejściu do GUGU w 2020 roku. Trafił on pod opiekę, wciąż wielce popularnego Szpaka. Wytwórnia stała się domem Krystiana na wiele lat. Tam właśnie zaczął pracować nad nowym projektem – swoim debiutanckim albumem. Zmienił on swój image nie do poznania. Z typowego rapera przyjął aparycję emo metalowca z kolorowymi włosami obwieszonego łańcuchami. Na tym jednak zmiany nie kończą się. W 2021 roku zadebiutował z krążkiem „Nauczyłem się przeklinać”. Pierwszy album Chivasa wniósł niemałą rewolucję do polskiego rapu. Można śmiało stwierdzić, że wprowadził on metal rap do Polski. Wyjątkowa forma muzyki szybko przysposobiła mu rzeszę fanów niemal od razu. Nowy krążek artysty wyróżniał się innym spojrzeniem na rap i przełamaniem jego konwencji. Sam autor stwierdza w utworze „Generacja Hip-Hop”, że nie czuje się raperem. Gościnnie na albumie znaleźli się White 2115 oraz Szpaku. Był to pierwszy duży krok w życiu artysty. Rozpoczął on nowy movement.
Kolejną rewolucją w karierze Krystiana był, wydany rok później, album „Nowy Say10”. Chivas znów przeszedł metamorfozę. Zrzucił on z siebie emo łańcuchy, przefarbował włosy na blond i przyjął image rockowca. Podobnie zmieniła się jego muzyka. Zrezygnował on niemal zupełnie z rapowej formy i postawił na emo-rockowe brzmienia. Niemal każdy utwór z albumu okazał się ogromnym sukcesem - należy wróżnić takie kawałki jak „Anyżowe żelki”, „Narcyz”, czy „Kupić jej gaz czy torebkę”. Zmiana konwencji i jakości z roku na rok była wręcz oszołamiająca. Jest to prawdopodobnie największy i najszybszy przeskok w polskim rapie. Autor odsłonił na utworach swoją przeszłość i skonfrontował się z nią ukrywając często mroczne przesłanie pod płaszczykiem zdrobnień i niewinnie brzmiących określeń. Chivas poruszył temat swojej depresji, zaburzeń psychicznych, nieudanych związków i innych dylematów. Poziom liryczny wciąż nie stał na wybitnym poziomie, lecz nie jest to muzyka dla fanów poetyckiej wręcz twórczości Taco Hemingwaya. Krystian korzysta z emocji wkładanych w każde słowo utworów. Teksty Chivasa nie podlegają analizie, gdyż po prostu „się je czuje”. Nikt nie mógł konkurować z Krystianem, bo po prostu nie było drugiego takiego artysty na rynku. Album stanowił kolejny wielki krok w karierze, który stworzył mu całą niszę.
Ostatnim dotąd wydanym LP jest „Deathcore”, który miał premierę na początku 2024 roku. Jest to album najbardziej odchodzący od konwencji rapu w całej karierze artysty. Chivas postawił na tytułowe deathcore’owe tony, metalowe krzyki, przerywane dźwięki gitary elektrycznej i mrok. Widoczne są tu wyraźne inspiracje zespołem Bring Me The Horizon. Album, tak jak poprzednik, wnika w psychikę i przeszłość artysty. Jest to chaotyczna jazda bez trzymanki, która niemal całkowicie zrywa z rapem na rzecz ostrych breakcore’owych bitów i screamów. Na uwagę zasługuje niesamowity podkład muzyczny stworzony przez Krystiana, a szczególnie utwór „Opium”, który nie miał prawa powstać na rapowym podwórku. Na albumie jako jedyny gość, pojawił Bedoes w utworze „Nienawidzę Warszawy”. Movement Chivasa nie zwalniał. Sam Deathcore miał swoją wyjątkową stylistykę, która sprzedała tysiące sztuk merchu sygnowanego nazwą krążka. Artysta nie tylko udowodnił po raz kolejny, że jest w stanie zrewolucjonizować rynek, ale i przyciągnął nowych słuchaczy, niekoniecznie tylko fanów rapu.
W tym samym roku Krystian odszedł z wytwórni Szpaka, tuż przed jej zamknięciem. Zapowiedział on, że przechodzi na swoje, co nie jest do końca prawdą, gdyż jego następny projekt wydawany był przez Def Jam Records. Chivas znów postawił na zmianę image’u i stylu. Zniknęła punkowo-metalowo aparycja na rzecz zmęczonego życiem grajka, wręcz trubadura snującego się po świecie. Artysta stał się śpiewakiem grającym samotnie na gitarze wśród zielonych pól (odzwierciedla to chociażby okładka albumu). Jego następny projekt – ep „Lato 2024” wydał w sierpniu tego roku. Chivas całkowicie odrzucił rap z rockowym akcentem na rzecz krótkiej ballady reflektującej na jego przeszłość. Tematem utworów jest odpoczynek wyrównanie rachunków z przeszłością, przemyślenia na temat nadchodzącej przyszłości i przezwyciężanie strachu, by iść do przodu. Jest to bez wątpienia jego najbardziej zaawansowany lirycznie album. Na uwagę zasługuje szczególnie utwór „Szafka w małym pokoju”, który stanowi formę testamentu. Piosenka ta jest dowodem talentu wokalnego artysty, który wykracza nawet poza wcześniej wyznaczone formy. Krystian reflektuje nawet na własną przeszłość, przyznając, że przez swoją metamorfozę na przestrzeni 3 lat zmienił się nie do poznania. Czy oznacza to, że Chivas porzuci swój styl i będzie grać na gitarze smutne piosenki? Wątpię, jest to raczej jednostrzałowy popis umiejętności (nie) rapera.
Niedługo później raper pojawił się gościnnie na kawałku White’a 2115 – „Sto tysięcy razy”. Znów wystąpił w swojej czysto punkowej odsłonie. Zaraz potem wypuścił singiel o tytule „Hellstar”, w którym znowu zaskoczył słuchaczy innym brzmieniem. Kilka miesięcy temu, w wywiadzie dla Eski, zdradził on, że pracuje nad nowym projektem – prawdopodobnie albumem. Chivas wciąż pozostaje numerem jeden we własnej niszy i fani mogą spodziewać się, że na przestrzeni lat wciąż będzie redefiniować swoją twórczość i ustalać nowe trendy w muzyce.
Dział: Muzyka
Autor:
Maciej Łoziński - praktykant fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/
Źródło:
Tekst autorski