Drugi akt powrotu Kubana – recenzja i analiza FUGAZI
“Kuban powrócił z nowym krążkiem” - zdanie to wywołałoby pewnie niemały zawał u fana polskiego rapu w okresie 5-letniej przerwy artysty. Na szczęście te mroczne czasy minęły i Kuba wrócił w 2022 roku z krążkiem "spokój". Nie był to jednak do końca powrót przywitany samymi oklaskami. Artysta zmienił konwencję. Z mocnych klubowych brzmień typowych dla lat 2014-2017 przeszedł na utwory inspirowane... popem. Nie przeszkodziło to albumowi zdobyć rzeszy fanów i aprobacji krytyków, lecz wciąż pozostał niedosyt. 3 lata później Kubano wrócił z FUGAZI, które obiecuje zadowolić nowych i starych miłośników tego charyzmatycznego rapera. Jak wypada nowa płyta?
Źródło zdjęcia: mat.pras
Płyta koncepcyjna
Nowe LP rapera z Opoczna przybrało całkiem ciekawą formę. Kuban i odpowiedzialny za produkcję Favst postanowili wydać album w formie 2 płyt. Pierwsza ma charakter rapowy, natomiast druga popowy. Ma być to odpowiedź na krytykę spokoju, który swoim innym tonem mógł odrzucić starszych fanów artysty. FUGAZI za to ma duże ambicje, chce trafić do każdego.
Kilka słów należy też poświęcić promocji projektu. Dostaliśmy kilka singli, które w całkiem zgrabny sposób przedstawiły różnorodność krążka– od staroszkolnego młodego gandolfiniego po bardziej wokalne zanim spadnie deszcz z gościnnym głosem Mroza. Album nie ma ściśle określonej tematyki, lecz nie można tego samego powiedzieć o stronie wizualnej. Dla większości teledysków zostały przygotowane klipy, które przedstawiają swego rodzaju biuro znajdujące się w bezkresnej, czarnej przestrzeni. Z pozoru wydają się one być niepowiązane z trackami, lecz ich główną rolą jest wprowadzanie słuchacza w charakterystyczny klimat. Podobny zabieg widzieliśmy w spokoju. Prawdopodobnie chodzi tu o symboliczne znaczenie owej przestrzeni, kojarzącej się z monotonnym miejscem pracy. W teledyskach główny bohater demoluje przedmioty i meble, wchodzące w skład tego biura, co jest komentarzem podkreślającym indywidualność artysty oraz jego walkę wewnętrznymi demonami. Stanowi to ciekawy kontrast ze spokojem, który również korzystał z podobnego pomysłu. Sama kreacja Kubana na tych klipach zasługuje na uwagę. Na części nagrań nosi on ubiór krzyżujący ze sobą streetwear oraz elegancję stylu korpo. Teledyskiem, który zespala narrację krótszych klipów jest ten do utworu zanim spadnie deszcz. Widzimy w nim Kubę, który kłóci się ze swoim szefem (granym przez Roberta Gonerę). Znów poruszony jest temat pracy w korpo, spełniania deadline’ów oraz indywidualności tłumionej w dokumentach. Warto znów podkreślić - żaden z klipów nie odnosi się wprost do treści tekstów, ale idealnie pasują one nastrojem i kreują klimat. Jednym z głównych motywów krążka jest samotność, toteż idealnie wpasowują się one w tę konwencję.
Nowe combo NASa, Kendricka i Drake'a
Dość już o stronie stylistycznej. Album został wydany w formacie dwóch CD. Pierwsza płyta ma być w założeniach rapowa, a druga popowa. Tutaj niektórzy mogą poczuć się rozczarowani. Jeżeli ktoś myślał, że “stary Kuban” wrócił i zapewni nam swoje typowe klubowe kawałki sprzed dekady... To trochę się rozczaruje. Na FUGAZI wciąż słyszymy nowego Kubę, tego z poprzedniego krążka, lecz bawiącego się nowymi konwencjami. Niestety nie mogę powiedzieć, że oddzielenie projektu grubą kreską rapu i popu do końca wyszło. Jest to umowny podział i jeżeli chciałoby się przełożyć kilka tracków z jednego do drugiego i odwrotnie to nie byłoby jakiejś przesadnej różnicy. Mimo to podział nie jest znikąd i faktycznie w ogólnym rozrachunku te dwie płyty różnią się i uderzają z grubsza w inne tony. Odwołuję się do tematu, ponieważ nawet przy promocji, stawiany był nacisk na to jak te płyty będą się różnić. Ostatecznie nie jest to tak wyraźne. Nie musi być to wada, ale jeżeli ktoś myślał sobie, że dostanie nowego i starego Kubana, to może się zawieść. Dla mnie nie jest to strata, gdyż uważam to za naturalną ewolucję artysty. To wciąż ten sam Kuba, jedynie z lepszym warsztatem, nawijający na nie ukradzionych bitach i poruszający ambitniejsze tematy niż warszawski clubbing i narkotyki.
Młody Gandolfini
Album zalicza bardzo mocne otwarcie numerem młody gandolfini. Już od pierwszych momentów grania instrumentalu można dojść do szybkiej konkluzji, że to nie tylko płyta Kubana, ale również Favsta. Ten solowy kawałek wręcz kipi energią, której niedosyt można było poczuć po spokoju. Mocne elektroniczne riffy idealnie podkreślają świetnie wchodzące w bit wersy artysty, nie brakuje też bit switcha. Artysta prezentuje nam siebie na nowo – z “ogarniętą głową”, dumnego ze swojej kariery i gotowego na jej wznowienie po kilkuletniej przerwie. Utwór wydaje się być jedną wielką “przechwałką”, lecz wykonaną z wyczuciem i jak najbardziej przy tym zasłużoną. Podobną energię utrzymują następne kawałki z pierwszej płyty. Autor konfrontuje się z burzliwą przeszłością, wspomina swoje dawne grzechy oraz nakreśla, że ma plan na swoją przyszłość. Fajnym przerywnikiem jest najlepszy dzień z Okim. To jeden z niewielu newschoolowych tracków na albumie. Kuban udowadnia jak bardzo szeroki jest jego wachlarz umiejętności, dotrzymując kroku młodszemu raperowi, jednocześnie zostając przy swoim wyznaczonym stylu. Warto to podkreślić, gdyż wciąż w snach nawiedza mnie Taco Hemingway z mulletem na głowie, który dabuje na scenie. Do tworzenia newschoolu nie trzeba przyozdabiać się w sztuczną młodzieżową etykietkę, a jedynie pójść z flow i luzem, które Kuban ma już wpisane w swoje DNA. Gościnny występ zalicza też Kukon, który według mnie wypadł średnio. Sam kawałek jest jak najbardziej w porządku, ale jakoś nie mogłem poczuć, że gość przebija się na utworze. Ciekawym zjawiskiem jest umiejętność Kubana do wyczerpywania i zgrabnego korzystania z niektórych motywów. Przy bliższej inspekcji utwory takie jak nie tym razem, koto freestyle, hooligan flex i inne mają podobną tematykę. Tak jak wspomniałem, Kuba podkreśla na nich swoją indywidualność, gotowość do powrotu i zerwanie ze destrukcyjnym trybem życia. Mimo to udaje mu się uniknąć uczucia monotematyczności dzięki rozbiciu swoich uczuć na czynniki pierwsze. Każdy utwór odnosi się do innej odnogi w mapie myśli artysty. Więcej o tym będę mógł wspomnieć w części popowej, bo tam Kuban wręcz szaleje z tą koncepcją. Kilka słów chciałbym poświęcić na utwór chłopaki jak my z Kizo. Podobnie jak w przypadku młodego gandolfiniego, jest to kawałek trapowy. Bardzo przypadł mi do gustu Kuban w takim energicznym, agresywnym wydaniu i chciałbym usłyszeć podobne numery w takim stylu w przyszłości. Warsztat Kubana pozwala odnaleźć mu się w naprawdę różnorodnych podgatunkach i mam nadzieję, że pokaże to również na następnych projektach. Utworem kończącym pierwszą płytę są tagi. Stanowią świetny sposób na zwieńczenie części rapowej i zwiastun drugiego krążka. Jest to pierwszy utwór poświęcony tematyce miłości. Jak najdalej mu jednak do lovesongu. Mimo traktowania o dość sztampowym motywie, Kubanowi udaje się wcielić w rolę desperata, wyrażającego swój żal z powodu nieszczęśliwej miłości i człowieka noszącego wręcz z dumą swoje nieudane próby powrotu do ukochanej. Całości świetnie przygrywają przesterowe brzmienia, śpiewany refren i mocne wersy. Kuba od zawsze kojarzony był z byciem luzakiem na scenie, ale mimo to potrafi posługiwać się ciężkimi tematami, nie będąc przy tym jednocześnie pretensjonalnym. Jest to niemałe osiągnięcie na scenie, które warto docenić.
Śpiewać Każdy Może
Drugą płytę otwiera Kyoto z gościnnym występem Zalii. Jest to bardzo mocny wstęp, który przy okazji w ciekawy sposób nawiązuje do tagów. Można wręcz powiedzieć, że stanowi duchową kontynuację poprzednika. Piosenka znów porusza motyw nieszczęśliwej miłości, tym razem w kontekście zrezygnowania we wręcz dekadentycznym nastroju. Bohater odsłania się na utworze, wspominając chwile z utraconą osobą oraz twierdząc, że przez utraconą miłość nie zazna już nigdy spokoju. Z pozoru utwór ma wrażenia “lekkiego”, lecz nic w tym rodzaju. Akompaniament mocnych brzmień instrumentalu Favsta idealnie komponuje się ze słodko gorzką atmosferą piosenki. Kyoto aż kipie postindustrialnym, wręcz futurystyczno-dystopijnym klimatem. Można powiedzieć, że ten track jak i kolejne z płyty są “radiówami”, lecz jeżeli radiówki mają być takiej jakości, tak przemyślane i wyważone to nie mam żadnych obiekcji. Poza tym Kuban naprawdę lubi śpiewać i słychać to na tych kawałkach. Druga część FUGAZI przybiera bardziej wokalną formę, choć rapu na niej też nie zabrakło. Kolejnym numerem zasługującym na szczególną uwagę jest zanim spadnie deszcz. Tak jak wspomniałem, spina on “biurowe klipy” i funduje nam jeden z lepszych singli roku. Wokal Mroza przywodzi mi na myśl łajzę Quebonafide, na której również pojawia się wokalista. Jest to z pewnością najlepsza radiówa z projektu z mocnym i “zimnym” przekazem. Luźniejszy nastrój wprowadza na bombę, będąc typowym, lecz ładnie złożonym lovesongiem, parkietówką przywodzącą uśmiech na usta. Co do uśmiechu, warto wspomnieć o wymyślonej przeze mnie “technice uśmiechu”. Kuban wydaje się wręcz szczerzyć do mikrofonu podczas nawijki, co jeszcze bardziej sympatyzuje rapera i podkreśla jego pozytywną energię, nawet przy głębszych tekstach. Reszta utworów na drugiej płycie dotyczy życia miłosnego bohatera. Utwory: kyoto, sam na świecie, oddzwoń, zapomnę twoje dziary i chcę ci powiedzieć oferują słuchaczowi istny rollercoaster emocjonalny. Raper w pełni wyczerpuje swoją koncepcję miłości rozbijając ją na części pierwsze. Sam na świecie, mimo że jest lovesongiem, skupia się na samotności Kuby. Autor obnaża swoją wrażliwość i zależność od drugiej połówki. Zapomnę twoje dziary zapewnia znów inne wrażenia. Bardzo ciężki utwór, który łączy śpiew z rapem. Wnioskując z tekstu, główny bohater zdaje sobie sprawę, że uczucia, którymi żyje nie są wieczne. Popada w romantyczną autorefleksję. Twierdzi, że przez szarpiące nim stany sam nie poznaje siebie. Zatraca się w miłości, akceptując jednocześnie jej ulotność. Album wieńczy cover piosenki Kory - Chcę Ci powiedzieć coś o tym samym tytule. Jest to według mnie jeden z najlepszych tracków na albumie i niesamowite outro. FUGAZI kończy się przybijającą spowiedzią artysty. Piosenka stanowiąca katharsis projektu opowiada o tym jak protagonista nigdy w życiu go nie odnajdzie. Lekkie, wyważone zwrotki rapowe idealnie łączą się z refrenem Kory. Kuban podkreśla, że mimo wszystkich jego osiągnięć, pokonanych przeszkód, przyjaciół wkoło niego, wciąż jest podatny na apatię związaną z tęsknotą i samotnością. W związku z tym nadal otaczają go “puste ściany, które zdobi chandra”. Pewien ból zostanie z nim na zawsze, mimo progresu jaki dokonał. Raper redefiniuje, czym jest “bezradność”. Jedyne co mu zostało to krzyk w odmętach własnego umysłu, którego nikt nie usłyszy, ani nawet w pełni nie zrozumie. Album staje się antytezą przekazu spokoju.
Eksperymenty
Razem z pre-orderem albumu otrzymaliśmy też trzecią płytę z bonusowymi trackami. W większości przypadków nie wspominałbym o nich, lecz są one na tyle ciekawe i w tak fajny sposób tworzą kompletną całość, że i one zasługują na swoje pięć minut. EP’kę otwiera numer Kanye. Nazwa nawiązuje do bitu, który faktycznie przypomina takie, z których korzysta amerykański raper. Jest to mały eksperyment, w którym Kuban pływa jak ryba w wodzie, wspominając co nieco o kulisach swojego powrotu. Kolejnym utworem na krążku jest Widzisz. Jest to jeden z moich dwóch faworytów tego małego projektu. Utwór ma wręcz oniryczny nastrój. Autor wyraża na nim swoje uczucia do jego miłości, będąc pod wpływem narkotyków, powtarzając przy tym w refrenie “leżę naćpany widzisz?”. We wręcz onirycznym romantyzmie obwinia on swoją miłość o stan w jakim się znajduje. Świetny koncept, który podkreśla wszechstronność Kuby. Pojawia się też remiks śmieszy już freestyle o nazwie dach. Zmodyfikowano bit i zmieniono refren dzięki czemu utwór z trapu zmienił się na “rapową balladkę” - duży plus za kreatywność, bo słucha się tego naprawdę dobrze. Nie brak tu też energicznej, prostej nawijki np. na nie mamy czasu na deprechę. Sama epka stanowi fajny, zamknięty w sobie suplement, który może być zwiastunem przyszłych projektów od artysty. Mam nadzieję, że usłyszymy więcej takich eksperymentów.
Nikt nie jest idealny
Żeby nie było zbyt kolorowo należy też wspomnieć o wadach projektu, które choć nie są zbyt liczne, mogą nieco uprzykrzyć odsłuch. Przede wszystkim album może wydawać się nieco wydłużony. Niektóre utwory można byłoby wyciąć i ziemia by się nie zawaliła. Rozczarować może też numer z Vito Bambino w roli gościa. Z pozoru wszystkie gwiazdy ułożyły się, by była to jedna ze szlagierowych piosenek roku, ale jest ona moim zdaniem wyjątkowo nijaka. Według mnie przydałoby się więcej energicznych kawałków, bo w niektórych momentach może wdać się monotonność.
Jak gdyby nic
Podsumowując, uważam FUGAZI za niezwykle udany projekt. Kuban pokazał scenie, że wciąż jest w rapowej topce i stać go na wiele więcej niż na spokoju. Album ma silne walory koncepcyjne, z których nie boi się korzystać. Również w zakresie jakości instrumentali, zdolności lirycznych widzimy znaczący progres w porównaniu do przeszłości. Nie jest to album innowacyjny, idealny. Nie musiał taki być i nie powstawał w takich założeniach. To bardzo luźny, eksperymentalny projekt, który zaciera granice rapu i śpiewu na swój własny, unikalny sposób. Zachęcam gorąco do odsłuchu i z niecierpliwością czekam na to co przyniesie przyszłość kariery Kuby.
Dział: Muzyka
Autor:
Autor: Maciej Łoziński - praktykant fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/
Źródło:
Tekst Autorski