Genialnie bezcelowe
Per Schreiner wyrasta na jedną z najbardziej intrygujących gałęzi współczesnej literatury norweskiej. W powieści „Heidruns gate” nadaje język bezsensowi istnienia.

Zdjęcie: Terje Brendiksby/NTB
„Co robimy teraz, kiedy jesteśmy szczęśliwi?”
Tym cytatem z „Czekając na Godota” Samuela Becketta Per Schreiner otwiera swoją najnowszą powieść. U Becketta to dwaj bezdomni włóczędzy zadają sobie to pytanie. Schreiner natomiast kieruje je do nas – ludzi prowadzących wygodne, uporządkowane życie.
Autor odpowiada na nie, opowiadając historię kilku pokoleń jednej rodziny. Choć śledzimy losy ludzi, centrum opowieści nie stanowi człowiek, lecz mieszkanie. Ludzie przychodzą i odchodzą, ale mieszkanie przy Heidruns gate trwa.
Sam Schreiner jest niezwykle aktywny twórczo – książka po książce „wjeżdża na strome wzgórze”. W ciągu ostatniej dekady opublikował dziesięć powieści i zbiorów opowiadań. Wcześniej odnosił sukcesy jako scenarzysta filmowy i telewizyjny (napisał scenariusz m.in. do filmów „Kłopotliwy człowiek” i „Struggle for Life”).
Punktem wyjścia jego prozy jest założenie, że życie nie ma sensu, więc przyjrzyjmy się mu z bliska.
Powieść zaczyna się od przypadkowego spotkania Larsa i Evy w lutym 1960 roku.
W ciągu miesiąca zamieszkują razem, po pół roku spodziewają się dziecka,
a jedenaście miesięcy i 12 stron później rodzi się Knut – ciche, niemal nieobecne dziecko. Dziecko, które staje się statystą na własnym przyjęciu urodzinowym.
Lars zostaje inżynierem, Eva odkłada studia. Po latach rodzi się kolejne dziecko,
a rodzina wprowadza się do mieszkania na Frognerze – przy ulicy, od której tytuł bierze cała książka „Heidruns gate”.
Wszystko to jest tak zwyczajne, że można by to opisać niemal wyłącznie jako serię następujących po sobie wydarzeń. Spokojny przepływ zdarzeń, który nazywamy życiem.
Szkielet fabuły
Większość powieści opiera się na dwóch typach narracji: zewnętrznych wydarzeniach oraz emocjonalnych reakcjach bohaterów. Zwykle to ta druga warstwa sprawia, że książka „żyje”. Schreiner jednak eksperymentuje – usuwa wewnętrzną, emocjonalną narrację i pozostawia nas z surowym szkieletem akcji: rodzimy się, żyjemy, pracujemy, żenimy się i rozwodzimy. Umieramy.
To podejście wywołuje egzystencjalny dyskomfort. Wszystko jest harmonijne,
w porządku – nawet z tragediami da się żyć. Ale czy naprawdę powinno być coś więcej? A może to wszystko?
Zdjęcie: Paal Audestad/Tiden.
Najbardziej dramatyczne wydarzenia ukryte są często w przypisach – tam pojawiają się informacje o tym, co stało się z postaciami, które znikają z głównego nurtu fabuły.
W głównym wątku i jego odgałęzieniach dostrzec można ślady delikatnego, wytrawnego humoru, choć nie przekracza on progu tytułowej bramy Heidrun. To celowy zabieg – nie mamy (za bardzo) śmiać się z bohaterów, nie mamy im (zbytnio) współczuć. Zamiast tego autor daje nam okazję do refleksji nad własnym życiem – życiem zanurzonym w znośnej zwyczajności, kruchym jak cień na ścianie.
Rozpoznanie
Styl schreinerowskiej narracji przypomina chłodne, precyzyjne notatki terapeuty.
W jego zdystansowanym, ale trafnym opisie łatwo rozpoznać siebie i swoje życie.
Jeśli czytelnik czeka na punkt kulminacyjny – na moment, w którym emocje eksplodują jak tłumiona lawa – będzie czekał na próżno.
W wizji Schreinera życie to otwarty, jeśli nie opustoszały krajobraz. Nie ma tu uśpionych wulkanów – jest w miarę dobre życie, prowadzone w miarę dobrze. Bohaterowie – podobnie jak chłopiec Knut – stają się statystami we własnym życiu,
w którym jedno wydarzenie spokojnie popycha następne, aż do cmentarza.
Schreiner precyzyjnie operuje swoim literackim instrumentarium. Jego narracja umożliwia nam niepokojące zbliżenie się do egzystencjalnego bezsensu – czegoś, co może interesować filozofów, ale z czym reszta z nas musi sobie po prostu jakoś radzić.
Bo za sto lat wszystko zostanie zapomniane. Przynajmniej ty i ja.
Dział: Literatura
Autor:
Andreas Wiese | Tłumaczenie: Miłosz Nawrot - praktykant fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/
Źródło:
https://www.dagbladet.no/bok/glimrende-meningslos/82703701