To nie „wonderful life” : nagrania Louisa Armstronga ujawniają blizny rasizmu na jego życiu oraz karierze.
Pamiętnik w postaci nagrań, zawierający nigdy wcześniej usłyszane fragmenty pokazują gniew giganta jazzu wobec uprzedzeń, z którymi się spotykał.
Występ Louisa Armstronga w programie telewizyjnym Kraft Music Hall w Studio NBC w Nowym Jorku, czerwiec, 1967. Fotografia: David Redfern/Redferns
Był ojcem założycielem jazzu, wirtuozem trąbki oraz właścicielem szorstkiego głosu, podziwianym na całym świecie. Do jego ponadczasowych hitów należą „Mack the Knife” i „Hello, Dolly!”. Jednak Louis Armstrong tak bardzo skupił się na tym, jak oceni go historia, że postanowił uwiecznić swoją historię dla potomnych i nagrał taśmy pełne jego wspomnień, m.in. uprzedzeń ze względu na jego kolor skóry. Twórcy powstającej o tym cenionym muzyku produkcji dokumentalnej na wielką skalę, o pseudonimie Satchmo lub też Pops, w drodze wyjątku otrzymali dostęp do archiwów, w których znalazły się m.in. setki godzin nigdy nie słyszanych nagrań audio.
Na taśmach Armstrong, który zmarł w 1971 roku, opowiada o „urodzeniu się z niczym” oraz o okrucieństwie rasizmu. Pamiętał, jak obraził go jego domniemany fan – „biały chłopak”, prawdopodobnie marynarz, który podszedł do niego po występie. Najpierw uścisnął jego dłoń, chwaląc się posiadaną przez niego kolekcją wszystkich jego nagrań, po czym niespodziewanie: „powiedział, ‘wiesz, nie lubię czarnuchów’, prosto w twarz. Więc powiedziałem ‘cóż, podziwiam twoją cholerną szczerość’. Odpowiedział, ‘nie lubię czarnuchów, ale… jesteś dzieckiem dziwki, na której punkcie wariuję’”.
Armstrong skarży się, że większość białych osób ‘nie lubi’ czarnych osób, ale zawsze mają tą jedną osobę, „na której punkcie wariują”. W innym nagraniu mówi o członku zespołu, który go znieważył, wydając mu rozkazy w czasie nagrywania „Glory Alley” w 1952 roku. Armstrong powiedział mu: „’Po co dajesz mi to gówniane zadanie do zrobienia? Bo jestem kolorowy?’...Nie podobało mi się to. Pokazuję wam, co przeszedłem bez powodu”. Nagrania będzie można usłyszeć tej jesieni w nadchodzącym filmie dokumentalnym, „Louis Armstrong’s Black & Blues”, tuż po jego premierze w tym tygodniu na międzynarodowym festiwalu filmowym w Toronto.
Samych nagrań istniało tak wiele, że twórcom filmu dwa lata zajęło zrekonstruowanie, zdigitalizowanie oraz stranskrybowanie ich. Współtwórca filmu oraz dyrektor Imagine Documentaries, Justin Wilkes, powiedział w magazynie „Observer”, że był zaskoczony ilością dotychczas nieznanego nam materiału: „Zaczynając w grudniu 1950 roku, Louis kupił magnetofon i w niemal religijny sposób nagrywał swoje codzienne przemyślenia”.
„Czasem mówi tylko on. Innym razem to inni ludzie, jego żona, inni muzycy. Wszystko po to, żeby móc zostać uwiecznionym. Na nagraniach dużo mówi o tym, że chce zachować swoją historię dla potomnych. Często okazuje się, że twarz, którą pokazywał publicznie znacznie różniła się od tego, w co tak naprawdę wierzył i co reprezentował. Sporo z jego głęboko skrywanych emocji zostało ujawnionych w czasie nagrań. Wszystkie taśmy czekały w tym archiwum”.
„W naszym posiadaniu znajduje się jedyny film, który uwiecznił go w czasie jego sesji nagrań. Mamy też wycięte fragmenty utworów, których nigdy wcześniej nie słyszano”. „Rasa jest tematem numer jeden, z którym się zmaga, a że kontempluje swoje całe życie jako czarny mężczyzna, który dorastał w 20-wiecznej Ameryce… Z jednej strony, to najsłynniejsza osoba na świecie… a jednocześnie, wciąż istniały hotele [i] restauracje, do których nie mógł wejść głównym wejściem lub zarezerwować miejsca ze względu na jego kolor skóry. Łatwo sobie wyobrazić, że musiał mieć stanowcze przemyślenia na ten temat, jednak czasem mógł hamować się w tym, co mówił publicznie”. Wilkes informuje, że tylko „niewielkie grono historyków zajmujących się jazzem” wiedziało o tym archiwum, należącym do fundacji Louis Armstrong Educational Foundation, odpowiadającej za przebudowę jego domu w Queens w Nowym Jorku w muzeum.
W przemyśle muzycznym zdominowanym przez białych biznesmenów, Armstrong w jednym z nagrań wspomina sytuację, kiedy zakwestionował działanie swojego managera, kiedy ten przywłaszczył sobie znaczną większość zarobków Armstronga: „Powiedziałem, ‘Może i jesteś moim managerem, i możesz być największy [w tej działalności – tłum.] i załatwiać mi miejsca w najlepszych miejscach na świecie… Ale kiedy wychodzę na tą… scenę z moją trąbką i coś mi się dzieje, nie możesz mnie uratować”.
Ricky Riccardi, zarządzający kolekcją badań na rzecz muzeum Armstronga oraz konsultant na planie filmu, opowiada: „Przez większość jego kariery fani na całym globie reagowali pozytywnie na Louisa na scenie, który emanował miłością i ciepłem, ale w latach 50. oraz 60., spora część jego afrykańsko-amerykańskich fanów uznawało go za relikt, za kogoś, kto nie należał do ruchu na rzecz praw obywatelskich oraz kogoś, kto bał się głośno mówić co myśli, ponieważ był tak uwielbiany przez białych. Mam nadzieję, że ten film zburzy te przypuszczenia.
„Usłyszeć, jak sam, we własnych słowach o tym mówi – i usłyszeć jego cierpienie, jego ból, słyszeć, jak przeklina – dla wielu to będzie pierwszy raz, kiedy doświadczą tej strony Louisa Armstronga. Co najważniejsze, to on pozostawił po sobie te taśmy, więc naprawdę chciał, aby ludzie poznali tą stronę jego osoby.”
„Trwało to 51 lat, od czasu jego śmierci, aby tutaj dotrzeć”. Film jest wyreżyserowany przez nominowanego do nagrody Emmy Sachę Jenkinsa oraz stworzony dzięki Apple Original Films. Produkcja ukazuje dzieło stworzone przez Imagine Documentaries Briana Grazera oraz Rona Howarda, we współpracy z Polygram Enterntainment.
Autor:
Dalya Alberge | Tłumaczenie: Natalia Majdak