2025-01-14 09:35:18 JPM redakcja1 K

Nie wykorzystuj naszej kultury w książkach fantasy, bo nie jest ona fantastyką

„A Court of Thorn and Roses”, znany również jako ACOTAR, to popularna niczym TikTok seria książek fantasy, która zdobyła serca fanów gatunku w 2024 roku. Jednak biorąc pod uwagę imiona postaci, takie jak Rhysand, Gwyneth, Alis i Morrigan, wydaje się, że amerykańska autorka Sarah J. Maas nie czerpała inspiracji z rodzimych stron.

Zdjęcie: https://www.bbc.com/news/articles/c5y35pg0pwpo

Nazwana „kolebką Tolkiena” na cześć autora Władcy Pierścieni i Hobbita, który czerpał z języka i literatury walijskiej, Walia niezaprzeczalnie wywarła wpływ na twórczość fantasy, zarówno starą, jak i nową.Jednak gdy niektórzy pochwalają rozprzestrzenianie się walijskiej kultury i języka, inni obawiają się, że jej niewłaściwe wykorzystanie może mieć szkodliwy wpływ na literaturę. „Na początku zawsze mnie to ekscytowało, ale coraz bardziej zaczęło mnie to irytować” – powiedziała księgarka i blogerka fantasy Bethan Hindmarch z Kidwelly w Carmarthenshire. „Tolkien był tym, który otworzył tę "śluzę walijskich inspiracji", jednak Terry Pratchett zawsze świetnie pisał bez uciekania się do czerpania z nich. Jego własna córka ma walijskie imię i chodziło o szanowanie języka i okazanie szacunku.

„Ale trafiają się autorzy, którzy chcą, aby ich fantastyka była bardziej ‘zmyślona’ oraz miała bardziej mistyczny i magiczny i wydźwięk”.

Profesor Dimitra Fimi, wykładowca literatury fantastycznej oraz dziecięcej na Uniwersytecie w Glasgow, która przez ponad 20 lat mieszkała i wykładała w Cardiff, stwierdziła że gatunek ten „w szczególnie pomysłowy sposób pozwala nam na połączenie się z przeszłością”. „Fantastyka – z pewnością w ciągu ostatnich kilku stuleci – świadomie bawiła się mitami, legendami, podaniami ludowymi… Szczególnie Walia ma w tym zakresie bardzo bogatą tradycję i istnieje szereg kluczowych autorów fantasy, którzy zajmowali się tym materiałem.” Powiedziała, że na Tolkiena największy wpływ miał język walijski, szczególnie w jego bardziej popularnych dziełach. „Jeśli pomyślisz o sindarińskim – jednym z dwóch głównych języków elfickich – jest on, w niektórych miejscach, w dużym stopniu oparty na fonologii i gramatyce języka walijskiego” – powiedziała.

„Myślę, że po Tolkienie pojawiło się pokolenie pisarzy, którzy chcą pisać fantasy, ale nie chcą powielać tego, co zrobił ich poprzednik”.


Księgarz i blogerka Bethan Hindmarch twierdzi, że używanie walijskich słów przez autorów spoza Walii staje się coraz bardziej irytujące. Zdęcie:https://www.bbc.com/news/articles/c5y35pg0pwpo

Powiedziała, że naturalnym punktem wyjścia dla wielu autorów były ich własne, często walijskie korzenie, a wpływ na świadomość języka i kultury walijskiej był ogromny.

„To pozytywna rzecz, jeśli chodzi o odkrywanie bardzo bogatej nowej kultury lub otwarcie się na inne perspektywy, ale martwi mnie szczególne postrzeganie Walii jako magicznego, wiejskiego i romantycznego miejsca. „To może być dość protekcjonalne, tworzy nierealistyczny obraz kraju. To nie wszystko, czym jest Walia”. Pani Hindmarch stwierdziła, że nienawidzi „snobizmu”, jaki może otaczać książki takie jak ACOTAR i inne sagi fantasy, które stały się typowymi pozycjami swego gatunku. „Zawsze byłam molem książkowym. Czytam wszystko, ale fantasy to moja nisza, ponieważ pozwala mi uciec od rzeczywistości” – powiedziała.

„Inne gatunki naprawdę patrzyły na to z pogardą, a teraz w fantastyce faworyzuje się tak zwane książki romantyczne, co mnie naprawdę denerwuje. Dzięki temu gatunek zyskuje całą rzeszę nowych czytelników. Do mojego sklepu przychodzą ludzie, którzy normalnie nigdy by tu nie weszli”.

Szacunek dla słowa pisanego

Jako nauczyciel prowadzący jedyny na świecie kurs dla mistrzów literatury fantasy, profesor Fimi była świadkiem „rozszerzania się i przekształcania tego gatunku w gatunki bardziej hybrydowe” oraz „oddalania się od modelu Tolkiena”. Choć obydwie przyznały, że niektórzy autorzy najwyraźniej dobrze przeprowadzili swoje badania, obie kobiety stwierdziły, że mogą pojawić się problemy, jeśli nie zostanie jasno rozróżnione między czymś inspirowanym Walią a prawdziwie walijskim dziełem. 

„W fantastyce rozwinęła się sytuacja typu panceltyckiego, gdzie wszyscy myślą że można to wszystko połączyć w jedną całość – gaelicki, irlandzki, walijski, manx, kornwalijski i tak dalej. Staje się to po prostu jedną wielką fuzją i każdy może wybrać z tego garnka, co chce” – powiedziała profesor Fimi. Pani Hindmarch dodała, że czasami języków celtyckich można używać nie do końca poprawnie, powołując się na błąd popełniony przez autorkę Fourth Wing, Rebeccę Yarros, gdy była ona zmuszona przeprosić za użycie szkockich imion gaelickich, posługując się w tym błędną ich wymową. „Ludzie zakładają, że jeśli jesteś autorem, to wiesz o czym mówisz. Nie trzeba wiele, aby zdobyć recenzenta, przeprowadzić samemu badania i okazać trochę więcej szacunku słowu”. Przypomniała sobie, że wysłała wiadomość do pewnego autora publikującego na zasadzie samopublikacji (selfpublishing), który używał terminów walijskich. Pytając o jego inspirację i o to czy uczy się o kulturze walijskiej, usłyszała że „po prostu spodobało mu się to brzmienie”.


Profesor Dimitra Fimi spędziła ponad 20 lat w Walii, badając wpływ języka i kultury walijskiej na literaturę fantasy Zdjęcie: https://www.bbc.com/news/articles/c5y35pg0pwpo

Profesor Fimi stwierdziła, że zdecydowanie się na wybór języka walijskiego wymaga „usprawiedliwienia”. „Trzeba to przemyśleć, musi być ku temu powód”. Pani Hindmarch powiedziała, że była „bardzo poruszona”, gdy poproszono ją o bycie „wrażliwym czytelnikiem" (osoba zajmująca się sprawdzaniem merytorycznym tekstu – przyp.tłum) dla autora, który chciał, aby jeden z jego bohaterów mówił w podobny sposób do swojego byłego kolegi z Carmarthen, a inni użytkownicy języka walijskiego „wykorzystaliby szansę”, aby pomóc swojemu językowi dotrzeć do innych. Powiedziała, że inne kraje "mają apetyt" na dzieła inspirowane językiem walijskim, a książki takie jak Morgan is My Name Sophie Keetch oparte na legendach arturiańskich oraz Walijskie bajki, mity i legendy Claire Fayers sprzedają się bardzo dobrze.

„To fantasy z mocnym charakterem i właściwie napisane – ludzie to uwielbiają.

„Na przykład wszyscy słyszeli o „Mabinogionie", ale ludzie uważają go za dość archaiczny i obawiają się, że jest niedostępny. Kiedy więc ludzie piszą coś inspirowanego nim, budzi to zainteresowanie”. Profesor Fimi nazwała „Ruchomy zamek Hauru" autorstwa Diany Wynne Jones dobrym przykładem powieści fantasy, w której autorka była świadoma niedokładnego obrazu Walii i świadomie krytykowała to w samym dziele. Powiedziała, że chociaż język walijski ma „bardzo dobrze ugruntowaną pozycję” w Wielkiej Brytanii, jego postrzeganie na arenie międzynarodowej powoduje, że jego niewłaściwe używanie staje się „problematyczne”, i wezwała do większej świadomości zagrożeń w całej branży wydawniczej.

To na zewnątrz ludzie mówią o Anglii a mają na myśli całą Wielką Brytanię” – powiedziała. „Myślę, że w tym miejscu można to bardzo łatwo błędnie zinterpretować”.

Dział: Literatura

Autor:
Catriona Aitken | Tłumaczenie: Andrzej Wachnicki - praktykant fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/

Źródło:
https://www.bbc.com/news/articles/c5y35pg0pwpo

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Wymagane zalogowanie

Musisz być zalogowany, aby wstawić komentarz

Zaloguj się

INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE