O czym jest Diuna? Nawet Frank Herbert nie potrafił jednoznacznie stwierdzić
Czy to opowieść o katastrofie ekologicznej? Polemika antywojenna? Komentarz odnośnie kolonializmu? Może wszystko na raz. A może coś nieco mniej poważnego.

Diuna jest o wszystkim, czym ludzie myślą, że jest. Zdjęcie: Ace.
Uwaga: Poniżej znajdują się spoilery dotyczące książek wydanych kilka dekad temu.
Diuna (1966) Franka Herberta została wydana w połowie lat 60. ubiegłego wieku. Jednak mimo upływu sześciu dekad wydaje się być bardziej aktualna niż kiedykolwiek wcześniej – nie dlatego, że przepowiada ona rychłą przyszłość, jak na przykład Zone One (2011), czy Stacja Jedenasta (2014), które poprzedziły pandemię koronawirusa (takie jak), ale dlatego, że jej przesłanie ma charakter uniwersalny, który można odnieść do dowolnego współczesnego zagadnienia.
Co dokładnie ma do powiedzenia Diuna? To zależy od tego, kogo zapytamy. Czy jest to apel o walkę z katastrofą ekologiczną wywołaną przez człowieka? Przestroga przed fałszywymi bóstwami i zagrożeniami płynącymi z religii? Wezwanie do zmniejszenia naszego uzależnienia od ropy naftowej? Polityczny komentarz na temat rządów kolonialnych? A może polemika antywojenna?
Ta sześciotomowa seria to swoista układanka, nad której przesłaniem trzeba zdecydować samemu. Nawet sam Herbert nie potrafił zdecydować się na jedną definicję swoich powieści, co wychodzi w przedmowie do tomu piątego, Heretycy Diuny (1984): „Miała to być historia zgłębiająca motyw Mesjasza. Historia przedstawiająca zamieszkaną przez ludzi planetę jako machinę energetyczną. Historia opowiadająca o wzajemnych powiązaniach polityki i ekonomii. Historia badająca przepowiednie i ukryte w nich pułapki. Historia o tym, do czego prowadzi uzależnienie od substancji wpływającej na naszą świadomość. Woda pitna miała być w niej symbolem zarówno ropy naftowej, jak i wody samej w sobie – substancji, której zasoby maleją z każdym kolejnym dniem. Miała to być zatem powieść ekologiczna o wielu odcieniach...”
Warto zauważyć, że Herbert najpierw wspomniał o micie mesjańskim, a dopiero potem wymienił kwestie środowiskowe. Autor wyraźnie chciał, by Diuna niosła ze sobą całą gamę wielkich idei, choć jego obawy o świat przyrody nie utkwiły w powszechnej świadomości bez powodu: Te sześć książek opowiada o dziejach suchej pustynnej planety, która odradza się na przestrzeni tysięcy lat, by ostatecznie ponownie uschnąć. Można wręcz stwierdzić, że głównym bohaterem serii jest planeta Arrakis sama w sobie.
Jednak obawy te narastają powoli, na przestrzeni kilku książek. Pierwszy tom jest jedynie wstępem, nawet jeśli jest to wstęp liczący blisko 800 stron. Dlatego też najnowsza adaptacja Denisa Villeneuve'a została w dość naturalny sposób rozbita na dwa filmy: Pierwszy poświęcony budowie świata przedstawionego, a drugi wypełnieniu mitu bądź proroctwa o mesjaszu. Po przetrwaniu napaści wrogiego rodu, który wybił większość jego klanu, Paul Atryda ucieka na pustynie Arrakis i asymiluje się z koczowniczymi Fremenami. Paul doznaje wizji, które ukazują mu zieloną przyszłość Arrakis, ale przede wszystkim skupia się na zemście na Harkonnenach i imperatorze. Kiedy zaś dopina swego, nie wygląda już tak bohatersko.
Sprawy stają się dużo ciekawsze wraz z początkiem Mesjasza Diuny (1969). Wstąpienie Paula na tron i zaakceptowanie przez niego swojej roli w micie mesjańskim wywołało galaktyczny dżihad na jego cześć, który pochłonął miliardy istnień. Niedługo potem Herbert pokazuje również, że fałszywi bogowie rodzą fałszywych bogów. Pod koniec trzeciego tomu, Dzieci Diuny (1976), syn Paula, Leto II, oświadcza, że jego ojciec „próbował uchodzić za wzór moralności, jednocześnie wyrzekając się wszelkich aspiracji moralnych. Stał się świętym bez boga, z bluźnierstwem na ustach”. Tymczasem w czwartym tomie, Bóg Imperator Diuny (1981), Leto II okazuje się o wiele potworniejszym bogiem niż jego ojciec kiedykolwiek był. (Cytując „Żywot Briana” Monty Pythona: „To nie żaden mesjasz, tylko bardzo niegrzeczny chłopiec!”).
Rozwój ekologiczny Arrakis postępuje równocześnie z krwawym dżihadem. W pierwszym tomie Paul wykorzystuje swoją wizję odrodzonej planety jako kartę przetargową do zdobycia poparcia w swojej zemście: „Z tronu... mógłbym uczynić z Arrakis raj jednym machnięciem ręki”, mówi do ekologa i przywódcy Fremenów, Liet-Kynesa. „Oto nagroda, którą oferuję za wasze wsparcie”. Czy Paulowi jednak faktycznie zależy na czymkolwiek innym niż władza? Potrzeba tysięcy lat, aby Arrakis stała się porośniętą drzewami planetą o umiarkowanym klimacie, a jej transformacja prowadzi do niemal całkowitego wyginięcia czerwi – gigantycznych stworzeń odpowiedzialnych za wytwarzanie przyprawy, która umożliwia podróżowanie po kosmosie. Wydarzenia rozgrywające się pod koniec Boga Imperatora inicjują ponowną przemianę planety w obszar pustynny.
Niemniej jednak – jak to ujął Ryan Britt w swoim kompendium wiedzy o Diunie, The Spice Must Flow (2023) – Herbert „wyeksponował” ekologiczne aspekty swojej twórczości dopiero po tym, jak w 1968 roku ukazała się ona w popularnym magazynie „Whole Earth Catalog” autorstwa Stewarta Branda. „Postrzeganie Diuny jako ekologicznej powieści fantastyczno-naukowej może stanowić najważniejszy powód jej nieśmiertelności”, pisze Britt w swojej książce.
Obóz czytelników zaliczających Diunę do ekofikcji lubi podkreślać, że Herbert wpadł na pomysł stworzenia pierwszej powieści po napisaniu reportażu o wysiłkach podejmowanych na wybrzeżu Oregonu, by za pomocą trawy utrzymać wydmy piaskowe z dala od dróg. Jednak w eseju „Dune Genesis” opublikowanym w 1980 roku na łamach magazynu „Omni”, Herbert stwierdził: „Myślałem o długiej powieści, trylogii pod postacią jednej książki, która opowiadałaby o mesjanistycznych zapędach, które czasami nas nawiedzają. Demagodzy, fanatycy, kanciarze, osoby postronne – niewinne bądź też nie ... Kiedy pojechałem do Florencji w stanie Oregon, ta idea wciąż jeszcze tkwiła w mojej głowie”. Inspiracja, oczywiście, nie jest równoznaczna z rezultatem, ale nie ulega wątpliwości, że motyw mesjański poprzedzał tematykę ekologiczną.
Nie można również przemilczeć tego, co seria ma do powiedzenia na temat komputerów. Akcja pierwszej książki rozgrywa się 10 tysięcy lat po Dżihadzie Butleriańskim – wojnie wymierzonej przeciwko maszynom, które potrafią myśleć jak ludzie. (I czy nie brzmi to podobnie do dzisiejszej eskalacji sztucznej inteligencji?) Na pierwszych stronach Diuny, kiedy Paul przechodzi próbę bólu, Matka Wielebna mówi mu: „W dawnych czasach ludzie przekazywali swoją zdolność myślenia maszynom, w nadziei, że to ich wyzwoli. Ale to tylko umożliwiło innym ludziom z maszynami zniewolenie ich”. Paul w odpowiedzi przytacza cytat z tekstu religijnego: „Nie będziesz budował maszyny na kształt ludzkiego umysłu”.
Dżihad Butleriański był przyczyną likwidacji komputerów nawigacyjnych, co doprowadziło do uzależnienia podróży kosmicznych od przyprawy oraz wprowadzenia na Arakkis, która jest miejscem jej pozyskiwania, systemu rządów kolonialnych. W świecie Diuny dla ludzi znajdujących się na dole hierarchii, w tym rzekomo wyzwolonych przez Paula Fremenów, nie ma żadnej realnej ucieczki od dawno zakorzenionych systemów władzy, takich jak Bene Gesserit, Gildia Kosmiczna, KHOAM czy Landsraad. Można zatem potraktować serię także jako refleksję nad walką o władzę i losem prostych ludzi miażdżonych pod stopami tytanów.
Mówiąc krótko, Diuna jest o wszystkim, czym ludzie myślą, że jest. Czasami nawet jednocześnie. Opowiada o fałszywych bóstwach, religii, ropie naftowej i wojnach o jej wydobycie, rządach kolonialnych, technologii zdolnej do myślenia jak człowiek oraz zmianach klimatycznych.
Jednak czasami kiedy czytasz kosmiczną operę mydlaną, najlepiej jest odłożyć na bok doniosłe kwestie – te pokaźne zwoje Znaczenia, które rzekomo uzasadniają czas jaki poświęciliśmy tym opasłym tomom – i po prostu cieszyć się jej dziwacznością. A po pierwszym tomie, wraz z przywróceniem przez Herberta Duncana Idaho – mistrza miecza rodu Atrydów o niedorzecznie brzmiącym imieniu – seria robi się tylko coraz dziwniejsza.
Duncan Idaho, który umiera w połowie pierwszej książki, ostatecznie przeżywa wszystkich innych bohaterów serii, po tym jak Tleilaxanie – genetycznie zmodyfikowana rasa ludzi, słynąca z biotechnologii – budują z jego szczątków „gholę” i usiłują zaprogramować ją do zabicia Paula. Duncan pojawia się więc w drugim tomie. I w trzecim, i w czwartym, i w piątym – jak powracający dowcip, który zawsze się udaje. Ghole Duncana Idaho pojawiają się nieustannie, często pełniąc rolę zarówno głównych inicjatorów zmiany, jak i największego źródła chaosu.
Tym co sprawiło, że seria Herberta zapadła mi w pamięć, jest nie którakolwiek z jego Wielkich Idei, lecz niekończąca się rzesza Duncanów Idaho. Trochę niepoważnych, trochę dziwacznych, ale zawsze bohaterskich. Bądź co bądź, science-fiction powinno być zabawne.
Daniel Roberts jest dziennikarzem biznesowym, zajmującym się recenzowaniem książek w wielu różnych wydawnictwach. Prowadzi biuletyn o nazwie „Writing About Reading” na portalu Substack.
Dział: Literatura
Autor:
Daniel Roberts | Tłumaczenie: Izabela Joksz
Źródło:
https://www.washingtonpost.com/books/2024/03/05/dune-series-meaning-interpretation-duncan-idaho/