Od Rembrandta do Picassa: Pięć sposobów na rozpoznanie fałszywego arcydzieła
Niedawne odkrycie warsztatu podrabiacza dzieł sztuki przypomina nam o długiej historii oszustw artystycznych – oto proste zasady, które pomogą je rozpoznać.

Źródło zdjęcia: posters.pl
Fake newsy, fotomontaże, kradzieże tożsamości – oszustwa są wszechobecne. W dobie cyfrowych manipulacji, coraz częściej wspomaganych przez sztuczną inteligencję, można pomyśleć, że fałszerstwo to wynalazek ery cybernetycznej. Jednak niedawne wydarzenia – od odkrycia skomplikowanego, choć mało zaawansowanego technologicznie warsztatu fałszerza dzieł sztuki w Rzymie, po sensacyjne zarzuty, że cenione dzieło barokowe w londyńskiej Galerii Narodowej jest prymitywną imitacją zaginionego oryginału – przypominają nam, że oszustwa w świecie sztuki mają długą i barwną historię. Historia ta nie jest zapisana w kodzie binarnym, lecz w niemożliwych do odtworzenia pigmentach, niezdarnych pociągnięciach pędzla i podejrzanych sygnaturach. Jeśli chodzi o fałszerstwa, nic pod słońcem nie jest nowe.
19 lutego włoski oddział karabinierów ds. ochrony dziedzictwa kulturowego odkrył tajny warsztat fałszerzy w północnej części Rzymu. Władze skonfiskowały ponad 70 fałszywych dzieł, które niesłusznie przypisywano znanym artystom, od Pissarra po Picassa, od Rembrandta po Dorę Maar. Znaleziono również materiały używane do imitowania starych płócien, podpisów artystów i pieczęci nieistniejących już galerii. Podejrzany, który wciąż pozostaje na wolności, prawdopodobnie sprzedawał swoje podróbki na platformach internetowych takich jak Catawiki i eBay, wabiąc potencjalnych nabywców przekonującymi certyfikatami autentyczności, które sam spreparował.
Wieści o odkryciu tajnego laboratorium szybko spotkały się z rozgłosem nowej książki, kwestionującej autentyczność jednej z najważniejszych atrakcji Galerii Narodowej w Londynie, która ma zostać wydana w tym tygodniu. Według artystki i historyczki Euphrosyne Doxiadis, autorki książki NG6461: „The Fake National Gallery Rubens”, obraz Samson i Delilah - duże olejne malowidło na drewnie, przypisywane XVII-wiecznemu flamandzkiemu mistrzowi Peterowi Paulowi Rubensowi, zakupione przez londyńskie muzeum w 1980 roku za 2,5 miliona funtów (wówczas druga najwyższa cena, jaką kiedykolwiek zapłacono za obraz na aukcji) - jest o trzy wieki młodszy niż data 1609-10, która znajduje się obok niego na ścianie galerii i jest nieporównywalnie mniej zaawansowany niż uważa muzeum.
Wniosek Doxiadis pokrywa się z ustaleniami szwajcarskiej firmy Art Recognition z 2021 roku, która za pomocą sztucznej inteligencji określiła, że istnieje 91% prawdopodobieństwa, iż Samson i Dalila nie jest dziełem Rubensa. Jej zdaniem sposób prowadzenia pędzla w obrazie jest prymitywny i zupełnie niezgodny z płynną techniką flamandzkiego mistrza. Galeria Narodowa zdecydowanie sprzeciwia się tej opinii. W oświadczeniu dla BBC podkreśliła: „Samson i Dalila od dawna jest uznawany przez czołowych badaczy twórczości Rubensa za arcydzieło Petera Paula Rubensa. Namalowany olejem na panelu drewnianym krótko po jego powrocie do Antwerpii w 1608 roku, wykazuje wszystko, czego artysta nauczył się we Włoszech, i stanowi dzieło najwyższej jakości estetycznej. Wyniki technicznej analizy obrazu, opublikowane w Biuletynie Technicznym Galerii Narodowej w 1983 roku, pozostają aktualne.”
Rozbieżność opinii między ekspertami muzeum a tymi, którzy wątpią w autentyczność obrazu, otwiera interesującą przestrzeń do refleksji nad wartością i znaczeniem sztuki. Czy fałszerstwo może być w pewnym sensie uzasadnione? Czy podróbki mogą być arcydziełami? W miarę jak coraz bardziej zaawansowane technologie są stosowane do analizy obrazów i rysunków o niepewnej proweniencji – w tym kilku przypisywanych Leonardowi da Vinci, jak budzący kontrowersje rysunek kredką i tuszem La Bella Principessa – debata nad autentycznością ikon kultury będzie się tylko nasilać. Oto pięć prostych zasad, które pomogą rozpoznać fałszywe arcydzieło.
Zasada 1: Pigmenty nigdy nie kłamią
Aby odnieść sukces jako fałszerz sztuki, nie wystarczą jedynie biegłość techniczna i wątpliwe poczucie etyki. Samo naśladowanie drobnych kropek Georges’a Seurata czy ekspresyjnych, grubych pociągnięć pędzla Vincenta van Gogha to za mało. Trzeba znać historię równie dobrze, co chemię. Anachroniczne pigmenty zdradzą cię za każdym razem – to właśnie one doprowadziły do upadku niemieckiego fałszerza sztuki Wolfganga Beltracchiego i jego żony Helene. Przez lata sprzedawali oni prowizoryczne modernistyczne „arcydzieła” za miliony, aż w 2006 roku nieostrożnie użyta farba fabryczna przypieczętowała ich los.
Beltracchi stosował metodę polegającą na tworzeniu „nowych” dzieł różnych artystów – od Maxa Ernsta po André Deraina – zamiast odtwarzania zaginionych prac. Zawsze dbał o to, by samodzielnie mieszać farby, używając jedynie składników dostępnych w czasach malarza, którego próbował naśladować. Popełnił jednak jeden błąd – i to wystarczyło. Tworząc obraz w stylu Der Blaue Reiter, przedstawiający czerwony pejzaż z końmi, który przypisał niemieckiemu ekspresjoniście Heinrichowi Campendonkowi, sięgnął po gotową tubkę farby. Nie zauważył, że zawiera ona domieszkę bieli tytanowej – stosunkowo nowego pigmentu, do którego Campendonk nie miał dostępu. To właśnie ten szczegół pozwolił śledczym udowodnić, że obraz, sprzedany za 2,8 miliona euro, był fałszywy.
Beltracchi miał pecha – różnica między wprowadzeniem bieli tytanowej a czasami, w których tworzył Campendonk, wynosiła zaledwie kilka lat. Czasami jednak ta rozbieżność jest szokująco duża. Analiza Portretu św. Hieronima, niegdyś przypisywanego włoskiemu mistrzowi Parmigianino i sprzedanego w domu aukcyjnym Sotheby’s w 2012 roku za 842 500 dolarów, wykazała, że obraz zawierał ftalocyjaninową zieleń – syntetyczny pigment wynaleziony w 1935 roku, czyli cztery wieki po działalności renesansowego artysty. Artyści mogą być wizjonerami, ale nie są podróżnikami w czasie.
Portret świętego Hieronima (Źródło: Alamy)
Zasada 2: Przeszłość musi być obecna
Podnosząca na duchu jest myśl, że wartość człowieka nie jest na stałe związana z jego przeszłością. W przypadku sztuki jest jednak inaczej. Obraz, rzeźba czy rysunek pozbawiony bogatej historii nie zyskuje na inspirującej świeżości – wręcz przeciwnie, staje się podejrzany. A przynajmniej powinien. Zbyt często chciwość przesłania trzeźwą ocenę autentyczności dzieła. Rzeczy mają takie historie, jakich pragniemy. Tak właśnie było z serią fałszywych Vermeerów, które wyszły z warsztatu holenderskiego portrecisty Hana van Meegerena – jednego z najbardziej płodnych i skutecznych fałszerzy XX wieku. Kolekcjonerzy, zdesperowani, by uwierzyć w cudowne odnalezienie zaginionych arcydzieł – takich jak Chrystus i uczniowie w Emaus – pochodzących rzekomo spod tej samej ręki, co Dziewczyna z perłą i Mleczarka, zupełnie ignorowali rażący brak jakichkolwiek śladów wcześniejszej własności, historii wystaw czy dowodów sprzedaży tych obrazów. Wszyscy dali się oszukać.
Jeden z ekspertów, oceniając fałszywe dzieło w Burlington Magazine, przekonywał: „W żadnym innym obrazie wielkiego Mistrza z Delft nie odnajdziemy takiego uczucia, tak głębokiego zrozumienia biblijnej opowieści – uczucia tak szlachetnie ludzkiego, wyrażonego za pomocą najwyższego kunsztu artystycznego.” Wszystko jednak było kłamstwem.
W niezwykłym zwrocie akcji Van Meegeren zdecydował się ujawnić swoją działalność fałszerską po zakończeniu II wojny światowej. Holenderskie władze oskarżyły go bowiem o zdradę i sprzedaż narodowego skarbu – obrazu Vermeera – nazistowskiemu urzędnikowi Hermannowi Göringowi. Aby udowodnić swoją niewinność (jeśli można to tak nazwać) i wykazać, że sprzedał jedynie bezwartościowy falsyfikat własnego autorstwa, a nie autentyczne dzieło dawnego mistrza, Van Meegeren dokonał niezwykłego wyczynu: na oczach oszołomionych ekspertów namalował kolejne „arcydzieło” w stylu Vermeera. Voilà, Vermeer.
The Hay Wain, by John Constable (Credit: BBC)
Bardziej współczesny przypadek miał miejsce w 2017 roku w programie BBC Fake or Fortune?. Prowadzący Philip Mould od dawna podejrzewał, że obraz, który kiedyś sprzedał za 35 000 funtów, mógł być bezcennym oryginałem angielskiego romantyka Johna Constable’a – alternatywną, wcześniej nieudokumentowaną wersją jego słynnego pejzażu Wóz siana z 1821 roku. W spektakularnym zwrocie akcji Mould i współprowadząca Fiona Bruce odnaleźli dawno zapomniane dokumenty finansowe, które potwierdziły autentyczność dzieła. Po prześledzeniu historii własności obrazu aż do sprzedaży przez syna artysty zespół oszacował jego rzeczywistą wartość na 2 miliony funtów, udowadniając, że niektóre przeszłości warto zachować.
Zasada 3: Zmruż oczy
Gesty artysty – jego jednocześnie przemyślana i instynktowna praca pędzlem lub ołówkiem – są niczym wielkoformatowe odciski palców na płótnie i papierze. Lekkość ruchu u jednego twórcy i mocny, zdecydowany ślad u innego są niezwykle trudne do podrobienia, zwłaszcza gdy posiada się świadomość, że każde drgnięcie pędzla i każdy ruch pióra będą analizowane przez podejrzliwe oczy i najnowocześniejsze technologie. Utrzymanie pewności ręki pod taką presją jest niemal niemożliwe – przeszkoda, którą brytyjski fałszerz Eric Hebborn (zmarły w tajemniczych okolicznościach w Rzymie w 1996 roku, mający za sobą karierę, w trakcie której sfałszował ponad 1000 dzieł przypisywanych mistrzom od Mantegni po Tiepola, od Poussina po Piranesiego) pokonywał za pomocą alkoholu.
Według relacji Hebborn sięgał po brandy, aby uspokoić nerwy i bez zahamowań wcielić się w umysł i rękę mistrza, którego styl naśladował. Podczas gdy fałszerstwa Beltracchiego i Van Meegerena, po dokładniejszej analizie, okazały się pełne niespójnych pociągnięć, płynność rysunków Hebborna z lat 70. i 80., tworzonych pod wpływem alkoholu, nadal wprawia ekspertów w zakłopotanie. Do dziś niektóre instytucje, które posiadają dzieła przechodzące przez jego ręce, odmawiają uznania ich za falsyfikaty. Przykładem jest Widok świątyń Wenus i Diany w Baii od południa – rysunek piórem i tuszem znajdujący się w zbiorach Metropolitan Museum of Art, które wciąż upiera się, że pochodzi on z kręgu Jana Brueghla Starszego.

Martwa natura z kwiatami łąkowymi i różami autorstwa Vincenta van Gogha ( Źródło: Getty Images)
Zasada 4: Zajrzyj głębiej
Kiedy analiza pigmentów, proweniencji i nacisku pędzla nie daje jednoznacznych odpowiedzi, czasami trzeba zagłębić się jeszcze bardziej. Przez dwadzieścia lat, od lat 90., autentyczność martwej natury rzekomo namalowanej przez Vincenta van Gogha była wielokrotnie potwierdzana oraz podważana przez ekspertów. Dla niektórych krzykliwe czerwienie i głębokie, niemal podwodne odcienie błękitu odbijające się od bukietu róż, stokrotek i polnych kwiatów nie brzmiały prawdziwie i wydawały się nie pasować do palety barw malarza. Brak jakiejkolwiek dokumentacji dotyczącej wcześniejszych właścicieli obrazu tylko pogłębiał wątpliwości.
Jednak prześwietlenie rentgenowskie wykonane w 2012 roku rozwiało wszelkie pytania – ujawniło bowiem, że artysta, oszczędzając na materiałach, ponownie wykorzystał płótno, na którym wcześniej namalował zupełnie inny obraz. Wspominał o nim wyraźnie w liście z stycznia 1886 roku. „W tym tygodniu” – pisał Van Gogh do swojego brata Theo – „namalowałem dużą rzecz z dwoma nagimi torsami – dwoma zapaśnikami… i naprawdę mi się to podobało.” Jak gdyby przeczuwając późniejsze naukowe spory na temat autentyczności tego dzieła, nieruchomy zmagający się ze sobą duet atletów, uwięziony pod warstwami farby przez ponad stulecie, nie tylko ocalił obraz przed niesłusznymi oskarżeniami o fałszerstwo, ale także stworzył swego rodzaju nowy, złożony obraz. Była to niezwykła kompresja – nieruchoma klatka niespokojnego umysłu, nieustannie walczącego sam ze sobą, z desperacją pragnącego przetrwać.
Zasada 5: Detale zdradzają oszustwo
Ostatnim zabezpieczeniem podczas uwierzytelniania dzieła sztuki jest sprawdzenie pisowni. Takie działanie pozwoliłoby kolekcjonerowi Pierre'owi Lagrange'owi zaoszczędzić 17 milionów dolarów - cenę, którą zapłacił w 2007 roku za falsyfikat małego obrazu o wymiarach 12x18 cali (30x46 cm) przypisywany amerykańskiemu ekspresjoniście abstrakcyjnemu Jacksonowi Pollockowi. Znany ze swojego ociekającego stylu, Pollock ma zaskakująco czytelny podpis, niewątpliwe „c” przed końcowym „k”. Pominięta spółgłoska nie tylko ujawniła fałszerstwo – zrujnowała reputację całej galerii.
Niedbały podpis był tylko jednym z wielu przeoczonych sygnałów ostrzegawczych w obrazach fałszywie przypisanych Rothko, De Kooningowi, Motherwellowi i innym artystom, które galeria Knoedler & Co – jedna z najstarszych i najbardziej prestiżowych instytucji artystycznych w Nowym Jorku – sprzedała za 80 milionów dolarów. Fałszywe dzieła pochodziły od podejrzanego handlarza, który twierdził, że dostał je od enigmatycznego kolekcjonera, „Pana X”. Tuż przed wybuchem skandalu w mediach galeria zamknęła swoje podwoje po 165 latach działalności, a domniemany twórca falsyfikatów, samouk, siedemdziesięcioletni Chińczyk Pei-Shen Qian, który pracował w warsztacie fałszerzy w Queens, zniknął – później odnaleziono go w Chinach
Dział: Rynek sztuki
Autor:
Kelly Grovier | Tłumaczenie Alicja Grabińska — praktykantka fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/