2024-04-20 14:45:27 JPM redakcja1 K

Potężne opowieści o rządach terroru i śmierci męczenników

Spektakl Opery Narodowej „Siostry Karmelitanki” jest świetnie zagrany, aktualny i szokujący.

„Siostry Karmelitanki” Norweska Opera i Balet. Zdjęcie: www.nrk.no.

Latem 1794 roku, podczas końcowego okresu terroru Robespierre'a, cały klasztor został skazany na gilotynę.

Brzmi jak kryminał? Nikt nie chciał zrezygnować ze swojego życia poświęconego modlitwie, pobożności i ubóstwu.

Kobiety z klasztoru karmelitów w Compiègne, na północy Francji, przemaszerowały ulicami Paryża, aby być upokorzone, zanim każda z nich zakończyła swój żywot – śpiewając hymn na cześć Najświętszej Maryi Panny.

Ich pieśń uciszyła tłum, który z podziwem patrzył, jak 16 zakonnic i siostry świeckie, w tym najstarsza w wieku 78 lat, z godnością stawiają czoła męczeństwu.

Oczywiście przekształcenie tego wydarzenia w operę było tylko kwestią czasu.

Co za dzieło operowe! „Dialogi karmelitów" Françisa Poulenca są uznawane za jedne z najpiękniejszych i najbardziej poruszających dzieł scenicznych ostatniego stulecia.

Niepokojąca dystopia

Spektakl "Siostry Karmelitanki", obecnie wystawiany w Den Norske Opera og Ballett, miał swoją premierę latem ubiegłego roku na corocznym festiwalu w Glyndebourne w południowo-wschodniej Anglii.

Jest to potężna produkcja, chociaż reżyser Barrie Kosky wydaje się bardziej zainteresowany ukazaniem męskiej brutalności niż kobiecego szczęścia.

 Scenografia jest surowa, ale efektowna. Sala sceniczna w kształcie lejka, z oświetleniem i gładkimi ścianami, może przypominać zarówno pozbawioną blasku epokę ancien régime, jak i bardziej nowoczesne pomieszczenie więzienne.

Jednocześnie w wąskim wejściu z tyłu po lewej stronie można dostrzec coś, co wydaje się być otwarciem do czegoś większego i bardziej sakralnego.

Kostiumy łączą przeszłość z teraźniejszością, umieszczając spektakl na granicy mrocznej historii i dystopii. W ten sposób widz otrzymuje niepokojące ostrzeżenie, że "cywilizacja" może być wyjątkowo krucha.

Mocne występy solistów

Pierwsza część "Siostry Karmelitanki" to najlepszy przykład teatru muzycznego.

Sopranistka Mari Eriksmoen doskonale oddaje pełen współczucia i wiarygodny portret szlachetnej Blanche de la Force, młodej szlachcianki, która po traumie szuka spokoju ducha w zakonie karmelitów.

Jednak najbardziej szokujący występ wokalny tego wieczoru wykonuje sama reżyserka operowa - Randi Stene w roli starzejącej się przeoryszy.

Scena, w której jest ona na łożu śmierci i traci wiarę w Boga, jest jednym z najbardziej poruszających przeżyć, jakie można doświadczyć.

„Siostry Karmelitanki” to jedna z niewielu oper, w których niemal wszystkie główne role należą do kobiet. Do spektaklu w Operze Narodowej udało się zaangażować niemal wyłącznie norweski zespół solistów.

Z wyjątkiem Eriksmoena i kilku mniejszych ról, wszystkie te postaci są grane przez pracowników opery, co sprawia, że ogólne wrażenie występu jest wyjątkowe.

W kontraście do tego, orkiestra mogła by być nieco bardziej zgrana. Czasami, pod batutą Yi-Chen Lin, brzmi to nieco nie zorganizowanie.

Nie do końca udana scena końcowa

Po przerwie, starannie opracowana indywidualność w pewnym stopniu traci na znaczeniu. Kosky posuwa się dalej, stosując bomby, karabiny maszynowe i ogólnie głośniejsze środki działania.

Z jednej strony sprawia to, że układ staje się przerażająco aktualny i wywołuje skojarzenia ze szturmem na Kapitol Stanów Zjednoczonych w styczniu 2021 roku.

Jednocześnie Kosky nieco traci kontrolę nad tematem męczeństwa oraz faktem, że „Siostry Karmelitanki” to opera o silnych kobietach i słabych mężczyznach.

W przeciwieństwie do prawdziwych sióstr karmelitanek, które przebaczyły swoim oprawcom i umarły z podniesioną głową, zakonnice w przedstawieniu Kosky'ego wydają się bardziej przerażone i poddane męskiej dominacji.

W rezultacie końcowa scena nie porywa. Mistrzowskie uwzględnienie przez Poulenca powagi i błogości w muzyce mogło zostać lepiej przekazane na scenie, zachowując wierność podstawowej koncepcji reżyserskiej.

Triumf operowy

Być może nie jest zaskakujące, że reżyser jak Barrie Kosky wydaje się bardziej zainteresowany autorytarną przemocą polityczną niż aktami poświęcenia o tle religijnym.

Jednocześnie przedstawienie to wzbudza ogromne wrażenie, zarówno ze względu na szokującą historię, jaką opowiada oraz dzięki znakomitym aktorstwie solistów na scenie.

To, że Opera Narodowa osiągnęła to, jakbyśmy mogli powiedzieć, wyłącznie własnymi siłami, jest po prostu triumfem i wyraźnym dowodem na wysoki poziom sztuki operowej w tym miejscu.

Dział: Teatr

Autor:
Eystein Sandvik | Tłumaczenie: Agnieszka Wierzycka

Żródło:
https://www.nrk.no/kultur/anmeldelse_-_karmelittsostrene_-ved-den-norske-opera-og-ballett-1.16845298

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.


INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE