Recenzja Albumu: BLOOD INCANTATION Absolute Elsewhere
Blood Incantation jest jednym z tych death metalowych zespołów, który stara się łączyć ekstremalną muzykę z wszelakimi dziwacznymi eksperymentami. Muzyka zespołu odzwierciedla ich fascynację mrocznym science-fiction, nie boją się wprowadzać kosmicznej estetyki do utartych schematów gatunku death metalu.

Zdjęcie: metalinjection.net
To, że elementy progresywnego rocka się pojawią na albumie, było raczej oczywiste (przynajmniej bardziej niż instrumentalny album, pozbawiony perkusji z ambientowym dronem, który wydali dwa lata temu), ale tym razem to wierzchołek góry lodowej. Po części mamy tu klasyczny prog, a z drugiej strony czysty death metalowy chaos, Absolute Elsewhere przedstawia Blood Incantation w swojej najbardziej dojrzałej formie, przepełnionej wirtuozerią, atmosferą i ciężarem.
Biorąc pod uwagę fakt, że nazwa pochodzi od mniej znanej grupy progresywnego rocka, struktura i wykonanie Absolute Elsewhere wydają się adekwatne. Dzięki strukturze dwóch długich utworów podzielonych na łącznie sześć rozdziałów (tablety) prezentują nam podróż w kosmologiczny horror, dzięki temu Blood Incantation ma mnóstwo miejsca na odkrywanie nowych galaktyk.
Pierwszy rozdział The Stargate, choć wciśnięty między synkopowane riffy, wstrząsające leady i zniekształcenia ściany dźwięku, spędza tyle samo czasu na dynamicznym budowaniu atmosfery. W połączeniu z pysznie tandetnymi syntezatorami i jazzową perkusją (w fajny sposób... nie w sposób sztucznie patetyczny i przerysowany), jasne jest, że Blood Incantation nie chce postrzegać swojego nie-death metalowego elementu jako piątego koła u wozu. Kiedy ekstremalny metal uderza, nadal pakuje całą niezbędną siłę w swoje połamane rytmy i dysonanse. Kiedy się wyciszają, można prawie zapomnieć, że album został wydany przez Century Media.
Link do filmu: https://youtu.be/6N4rLtjPzH0
Po raz kolejny przypominający poprzedni album Timewave Zero, „Tablet II” spędza większość czasu marynując się w futurystycznych syntezatorach, zanim dudniące uderzenia i melodie na flecie w niewytłumaczalny sposób przywodzą na myśl kultowe zespoły Yes lub Genesis w ich najdziwniejszych momentach. W tym sensie element death metalowy służy jako sposób na doprowadzenie do tego, co zasadniczo jest pięciominutowym crescendo do satysfakcjonującego punktu kulminacyjnego.
Ta zdolność do wykorzystywania ekstremalnej muzyki dla sztuki, a nie dla samego szoku, zasadniczo pozwala Blood Incantation zrobić z death metalem to, co Opeth robi ze swoją muzyką już od wielu lat. Nie ma potrzeby dzielenia tych „Tabletów” na ciężkie i nieciężkie, ponieważ „Tablet III” nadal zawiera mnóstwo elegancji w chaosie. Nawet gdy upiększony jest bliskowschodnimi kadencjami folkowymi lub klasyczną space-rockową dobrocią, metalowy element sam w sobie byłby wystarczająco przykuwający uwagę. Gitarowe zagrywki stają się nieprzewidywalne, a progresje akordów zachowują równowagę między odpowiednim nastrojem a agresją.
Jak na album, który składa się tak naprawdę z dwóch EP-ek, zarówno The Stargate jak i The Message, zachowują wyraźną spójność jako całość. Pierwszy „Tablet” z The Message ma tak wiele fajnych momentów, od ciężkich riffów z efektem flangera do szybkich uderzeń perkusji nad czystymi gitarowymi zagrywkami. Jest to prawdopodobnie najbardziej rozdzierający fragment na płycie, pełen ostrej brutalności. W tym miejscu prog-metalowy klimat staje się bardziej wyraźny, ponieważ zespół mniej naciska na dynamikę, a bardziej na to, z ilu kątów może zaatakować słuchacza w ciągu sześciu minut.
Jak na ironię, utwór zawiera również zaskakującą ilość podnoszących na duchu modulacji, a nawet krótki wypad do melodyjnego śpiewu. Dzięki temu ich techniczność dobrze się zazębia, podczas gdy następny „Tablet”, oddaje hołd muzyce King Crimson swoim niepozornym, ale filmowym pięknem. W takich momentach łatwo jest pomyśleć o gigantach prog-metalu, takich jak Between The Buried And Me, choćby ze względu na oczywistą finezję, jaką Blood Incantation utrzymuje w tych sonicznych nieziemskich podróżach.
Tam, gdzie Between The Buried And Me nigdy nie idzie w kierunku prostego death metalu, aby wszystko było tak olśniewające, jak to tylko możliwe, tak jak ostatni rozdział albumu, który stanowi ukłon w stronę klasycznego speed metalu. Jasne, niekonwencjonalne sygnatury czasowe w końcu wkraczają do akcji, podobnie jak flety i harmonijne śpiewy, ale Blood Incantation nigdy nie zawodzi, wprowadzając te transcendentalne objazdy do niszczycielsko ciężkich death doomowych wibracji, a nawet orkiestrowych elementów w stylu Fleshgod.
Jeszcze bardziej zdumiewający jest sposób, w jaki ci faceci zmieniają nastrój bez konieczności naginania gatunku, jak triumfalna eksplozja melo-death w środkowej części. Riffy tremolo i podwójne kopnięcie stanowią euforyczny kontrast dla bardziej złowieszczej aury albumu. Co ważniejsze, zapada ci w pamięć.
Pomimo całego tego układu słonecznego, który tu gra, może to być najłatwiejszy do odsłuchania album Blood Incantation. Death metal jest pełen riffów, charakteru, a atmosfera jest wyraźnie naznaczona... spajana razem przez niezwykłą chwytliwość. Blood Incantation zaryzykowało i odnieśli sukces, poszerzając swoje brzmienie i tworząc swój najlepszy album jak dotąd
Dział: Muzyka
Autor:
Max Heilman | Tłumaczenie: Damian Mądry - praktykant fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/
Źródło:
https://metalinjection.net/reviews/album-review-blood-incantation-absolute-elsewhere