04.05.2025 JPM Redakcja

Recenzja Thunderbolts*: Najlepsza pozycja Marvela od lat

Najnowsza odsłona superbohaterskiej serii to „niechlujna, przyziemna zabawa”, a w centrum wydarzeń stoi „charyzmatyczna” Florence Pugh — pisze Nicholas Barber.

Zdjęcie: Disney

Odkąd w 2019 roku ukazało się Avengers: Koniec gry, podtytuł tego filmu wydaje się bardziej trafny niż studio mogłoby sobie tego życzyć. Nie chodzi o to, że Marvel nie odniósł żadnych sukcesów w latach 2020., ale nie wypuszcza już nieprzerwanego ciągu przebojowych hitów ani nie potrafi utrzymać zainteresowania widzów historią, która spajałaby wszystkie produkcje. Ta era dobiegła końca.

Filmy Marvela, które najlepiej sprawdziły się po Endgame, to te, które najbardziej odeszły od schematu tak zwanej „Sagi Nieskończoności” — pierwszych 22 odsłonach franczyzy skupionych wokół walki z superzłoczyńcą Thanosem. Ubiegłoroczny, skierowany do dorosłych Deadpool & Wolverine niemal w ogóle nie korzystał z postaci z głównego uniwersum MCU, postmodernistyczny Spider-Man: Bez drogi do domu był hołdem dla filmów o Spider-Manie nieprodukowanych przez Marvel Studios, a najnowszy film Marvela, Thunderbolts*, również posiada własną, wyraźnie odrębną tożsamość. Nie znaczy to jednak, że nie jest częścią MCU. Wręcz przeciwnie — jednym z jego inteligentniejszych zabiegów jest bezpośrednie odniesienie się do ponurego nastroju panującego w świecie, w którym Iron Man, Thor i Kapitan Ameryka już nie istnieją. Reżyser Jake Shreier oraz scenarzyści Eric Pearson i Joanna Calo przedstawili niezdyscyplinowane spojrzenie na gatunek superbohaterski, które czyni z Thunderbolts* najbardziej odświeżającą propozycję MCU od lat.

Kluczem do sukcesu jest fakt, że Thunderbolts* nie próbuje być błyszczącą, epicką produkcją na miarę „Sagi Nieskończoności”. To nie opowieść o niezniszczalnych tytanach ratujących Wszechświat — a tym bardziej multiwersum — lecz komediowo zabarwiona historia o nieudolnych agentach specjalnych, którzy zostali uznani za zagrożenie przez dawnego pracodawcę. To nie nowy motyw, po Tożsamości Bourne’a powstało mnóstwo filmów o wykluczonych szpiegach uciekających przed dawnymi zleceniodawcami. Thunderbolts* wyróżnia się jednak tym, że opowiada o całej grupie takich agentów: zlepku depresyjnych, niedopasowanych samotników, którzy muszą współpracować, choć nie przestają na to narzekać. Co szczególnie nietypowe jak na Marvela, fabuła filmu byłaby wiarygodna nawet bez nadludzkich zdolności bohaterów. Zresztą, nie są oni szczególnie potężni w porównaniu z takimi postaciami jak Kapitan Ameryka czy Thor. Ich siła polega raczej na tym, że można ich zastrzelić czy uwięzić w zamkniętym pomieszczeniu — co czyni ich znacznie bardziej przystępnymi dla widza niż nordyccy bogowie.

W tym kryje się lekcja, której twórcy takich rozczarowań jak Eternals czy The Marvels powinni się nauczyć, nie chodzi o moce bohaterów, lecz o ich osobowości. W Thunderbolts* poznajemy Yelenę (Florence Pugh), rosyjską zabójczynię będącą adoptowaną siostrą Czarnej Wdowy (Scarlett Johansson), która teraz cierpi z powodu bezsensownej przemocy w swoim życiu, jej przybranego ojca Red Guardiana (David Harbour), zmęczonego życiem nieudacznika tęskniącego za dawną chwałą, Zimowego Żołnierza (Sebastian Stan), dawnego pomocnika Kapitana Ameryki, który nadal nie odnajduje się w XXI wieku, Johna Walkera (Wyatt Russell), zgorzkniałego superżołnierza, który miał być nowym Kapitanem Ameryką, ale się nie sprawdził, zagubionego i rozdartego Boba (Lewis Pullman), kolejny nieudany eksperyment w tworzeniu następcy Kapitana Ameryki oraz Ghost (Hannah John-Kamen), efekt nieudanego eksperymentu naukowego — choć w jej przypadku postać nie została tak wyraźnie nakreślona jak pozostałe. Wszyscy są w jakiś sposób powiązani z jedną z najbardziej nieuchwytnych złoczyńców Marvela — Valentiną Allegrą de Fontaine (Julia Louis-Dreyfus), bizneswoman o pewności siebie i wyższości, jakich można oczekiwać od niezawodnie świetnej gwiazdy Seinfelda i Figurantki.

Thunderbolts* jest tak dobrze zaplanowanym filmem, że nawet jeśli nie jesteś fanem Marvela, łatwo załapiesz, o co chodzi, i będziesz się świetnie bawić.

Okazuje się, że de Fontaine była zamieszana w szereg tajnych operacji powiązanych z superbohaterami. Gdy jej polityczni przeciwnicy zaczynają zbliżać się do prawdy, postanawia zniszczyć wszelkie dowody swoich nielegalnych działań — w tym ludzi, którzy je wykonywali. Tak oto Yelena i reszta przestają się wzajemnie eliminować, a zaczynają ratować swoje życia. Stają się czymś na kształt drużyny, choć nie są pewni, czy chcą się nazywać Thunderbolts — a gwiazdka w tytule sugeruje, że to tylko tymczasowa nazwa, dopóki nie wymyślą lepszej.

Jedynym drobnym problemem jest to, że większość historii postaci została przedstawiona w innych filmach i w serialu Falcon i Zimowy Żołnierz, a nie w samym Thunderbolts*. Drugim minusem jest fakt, że pościg za grupą przez ludzi de Fontaine zajmuje większość czasu ekranowego, więc niewiele tu scen, których nie pokazano już w zwiastunach. Z drugiej strony, rzadko który film superbohaterski jest tak skupiony i płynnie przechodzi od sceny do sceny bez przestojów i skoków między różnymi końcami świata. Kapitan Ameryka: Nowy Wspaniały Świat, który miał premierę w lutym, był podobny do Thunderbolts* — też dotyczył polityki w Waszyngtonie i stanowił kontynuację serialu Falcon i Zimowy Żołnierz. Ale tamten film był chaotyczny, a ten jest tak dobrze skonstruowany, że można go śledzić i czerpać przyjemność z seansu nawet bez znajomości MCU.

Równie dobrze zarysowany jest motyw przewodni. Bohaterowie muszą się zmierzyć z poczuciem winy i traumą z przeszłości — temat ten pojawia się od pierwszej sceny aż po obowiązkową finałową bitwę, która jest nieco pośpieszna, ale na tyle surrealistyczna, że przywodzi na myśl dwa psychodeliczne filmy Charliego Kaufmana — Być jak John Malkovich i Zakochany bez pamięci. Po drodze emocje bohaterów ukazane są zarówno w poruszających, jak i brutalnych sekwencjach, ale także w świetnie napisanych, dynamicznie zmontowanych i znakomicie zagranych scenach komediowych.

Na obu tych biegunach Florence Pugh daje występ, który zasługiwałby na nagrody — gdyby tylko nie był w filmie superbohaterskim. Jej wyczucie komediowego tempa, zwłaszcza w przekomarzaniach z Red Guardianem, jest mistrzowskie. Potrafi też przekazać prawdziwe emocje — wszystko to z przyzwoitym rosyjskim akcentem i wykonując efektowne akrobacje w scenach walki. I to właśnie dlatego Thunderbolts* wyróżnia się na tle większości filmów Marvela po Endgame. Nie tylko dlatego, że to szorstki, lecz pełen serca szpiegowski thriller o uroczo niekompetentnych antybohaterach. Ale przede wszystkim dlatego, że w jego centrum znajduje się tak charyzmatyczna aktorka, jak Florence Pugh.

Dział: Kino

Autor:
Nicholas Barber | Tłumaczenie: Maksym Chmielak — praktykant fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/

Źródło:
https://www.bbc.com/culture/article/20250429-thunderbolts-film-review

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Wymagane zalogowanie

Musisz być zalogowany, aby wstawić komentarz

Zaloguj się

INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE