Zdjęcie: Daniel Knighton/getty images
Rodzice z Tromsø rozważają drogę sądową po odmowie przyjęcia dzieci do
przedszkola, do którego mają prawo. Gmina przeprasza, że nie może
zaproponować rozwiązania.
Anna Dranovskava i Erlend Gabrielsen są dumnymi, debiutującymi rodzicami
małego Corneliusa, który ma 10 miesięcy.
W sierpniu ma on w zasadzie prawo do miejsca w przedszkolu w swojej
rodzinnej miejscowości – Tromsø.
Jednak niedawno rodzice otrzymali wiadomość, że ich syn jest jednym z 72
dzieci, którym muszą odmówić przyjęcia do przedszkola.
Pomimo że zgodnie z ustawą o przedszkolach mają prawo do tego miejsca.
"Byłem w szoku. Nie sądziłem, że to w ogóle możliwe. Nie wiedziałem, że
gmina może podjąć taką decyzję, więc byliśmy bardzo zaskoczeni" – mówi tata,
Erlend Gabrielsen.
Zatrudnili prawnika
Mama, Anna Dranovskava, opowiada, że odwiedzili przedszkola, które wpisali
na liście we wniosku.
"Usiedliśmy i ocenialiśmy, które z nich chcielibyśmy jako pierwszy wybór. A
potem nagle dostaliśmy informację, że nie dostaniemy żadnego z nich. Nie
byliśmy na to przygotowani" – mówi.
Para zatrudniła prawnika, by złożyć skargę na odmowę.
Chcą również zwiększyć presję na gminę – wspólnie z innymi rodzicami.
"Zaczęliśmy od zbierania rodzin, które są w takiej samej sytuacji jak my, by
stworzyć wspólny front przeciwko gminie. Już kilka rodzin dołączyło. Ale
zdecydowanie chcemy więcej osób na pokładzie".
"Jeśli są inni w takiej samej sytuacji, chcemy, by się z nami skontaktowali" –
mówi Gabrielsen.
Rodzice uważają, że to gmina powinna znaleźć dla nich alternatywy.
"Mamy ustawowe prawo do miejsca w przedszkolu. To nie my mamy brać
odpowiedzialność za szukanie rozwiązań" – mówi Dranovskava.
Muszą wybrać, które prawo złamać
W zeszłym tygodniu gmina Tromsø poinformowała, że jest zmuszona odmówić
72 wnioskom.
Gmina zwróciła się o pomoc w tej sprawie do Wojewody Troms i Finnmark.
Dla nich była to kwestia, czy mają złamać prawo do miejsca w przedszkolu –
czy paragraf ustawy, który zapewnia odpowiednią obsadę kadrową w przedszkolach.
"Stoimy przed dylematem: by zapewnić bezpieczną i odpowiedzialną opiekę
pedagogiczną w przedszkolach, nie możemy przyjąć więcej dzieci, niż mamy
personelu" – mówi Berit Vassmyr, kierowniczka działu przedszkoli w gminie
Tromsø. Odnosi się do normy dotyczącej podstawowej obsady, która również
jest częścią ustawy o przedszkolach.
Mówi, że nie mają żadnych rozwiązań do zaproponowania rodzicom Corneliusa
i pozostałych 71 dzieci.
"Niestety, nie mamy alternatywnej oferty. Każda dotknięta tym rodzina musi
znaleźć własne rozwiązanie" – mówi.
Brakuje personelu w przedszkolach
Związek Zawodowy Pracowników Oświaty od dawna ostrzegał o krytycznych
brakach kadrowych w przedszkolach w całym kraju.
"Myślę, że to poważna sytuacja. To kryzys dla rodziców, których to dotyczy. To,
co widzimy w Tromsø, jest konsekwencją tego, że nie potraktowano ostrzeżeń
poważnie" – mówi Ann Mari Milo Lorentzen, wiceprzewodnicząca Związku
Zawodowego Pracowników Oświaty.
Właśnie przeprowadzili badanie, w którym pytali kierowników przedszkoli, jak
oceniają sytuację kadrową.
Co trzeci z nich twierdzi, że w dużym lub pewnym stopniu doświadcza
zaniepokojenia rodziców o bezpieczeństwo dzieci z powodu braków kadrowych.
Zarówno w Alcie, jak i w Harstad dzieci z prawem do miejsca otrzymały
odmowę. Tak samo stało się w kilku innych miejscach w kraju.
Jednocześnie liczba kandydatów na studia pedagogiczne spada dramatycznie.
Związek zawodowy obawia się, że to sprawi, iż Tromsø bynajmniej nie będzie
jedynym miejscem, które w przyszłości stanie przed trudnością zapewnienia
odpowiedniej opieki przedszkolnej.
"Jest za mało pracowników w przedszkolach. Teraz coraz więcej osób to
zauważa. Jeśli ma się mieć dobrą i odpowiedzialną ofertę pedagogiczną w
przedszkolach, trzeba mieć wystarczającą liczbę pracowników".
Obawiają się utraty dochodu
Z powrotem u zrozpaczonych rodziców – codzienność upływa na zabawie i
opiece. Ale nie potrafią w pełni cieszyć się ostatnią częścią urlopu rodzicielskiego.
Bo oboje chcą wrócić do pracy, gdy w sierpniu rozpocznie się nowy rok przedszkolny.
Nie mają możliwości pracy zdalnej i jednoczesnej opieki nad synem ani oddania
go pod opiekę dziadków.
"Wielu pyta nas, co zamierzamy zrobić. Sam nie wiem, co odpowiedzieć. On
przecież musi mieć miejsce w przedszkolu. Chcemy pracować i nie brać
bezpłatnego urlopu" – mówi tata.
Para rodziców mówi, że w liście z odmową było napisane, że nie ma również
gwarancji miejsca po listopadzie 2025 roku.
Jeśli ich odwołanie również zostanie odrzucone, wspólnie z prawnikiem
rozważą, czy istnieją podstawy do żądania odszkodowania.
"Wtedy miną już cztery miesiące od rozpoczęcia roku przedszkolnego. Te
miesiące to jedna trzecia rocznego dochodu. To dla nas dość duża kwota" –
mówi mama Dranovskava.
"Musimy zdecydowanie rozważyć koszty, które mogą nas czekać jesienią" –
mówi Gabrielsen.