2023-03-03 09:52:08 JPM redakcja1 K

"Jeśli wypuścimy tą młodzież na świat, to stanie się ona bombą zegarową"

Bójki i przemoc na tle seksualnym na placu zabaw, nadmierna agresja słowna, obojętni rodzice: nauczyciel z Berlin-Hohenschönhausen opowiada, jak fatalne są skutki socjalnego brutalizmu, który pojawia się na wielu osiedlach.

Źródło: pa/dpa/Rolf Vennenbernd

 

Jeśli sprawy będą dalej zmierzać w tym kierunku to dzielnice mieszczańskie „nie zostaną oszczędzone".

W dalszej części artykułu nauczyciel szkoły podstawowej z Berlina relacjonuje swoją codzienną pracę. Nie chce jednak, by jego nazwisko zostało ujawnione- jego tożsamość jest znana jedynie redakcji.

Jestem typowym berlińczykiem. Ojciec z Kosowa, matka z Meklemburgii, wychowałem się w Wilmersdorfie. Teraz mieszkam w Wedding i uczę w szkole podstawowej w Hohenschönhausen. Jestem tu nauczycielem muzyki od prawie ośmiu lat. Początkowo chciałem pracować tylko jako profesjonalny muzyk, ale kryzys związany z pandemią koronawirusa uświadomił mi, że niestety sztuka i kultura nie mają żadnego zaplecza.

Lubię jednak być nauczycielem, lubię moich kolegów z pracy i dobrze dogaduję się z dziećmi. Wymaga to jednak zdolności graniczącej wręcz z szaleństwem, by umieć szybko przestawić się z trybu kochania na tryb ostrej ręki, ponieważ każdego dnia zarówno ja, jak i wszyscy moi koledzy mamy do czynienia z bardzo trudnymi sytuacjami, z brakiem dyscypliny i szacunku, odmową wykonania zadania i prowokacjami. Dlatego też zdecydowałem się na publiczną wypowiedź. To, czego dziś oczekuje się od nauczycieli, jest nieludzkie a dzieci również zasługują na coś lepszego.

Hohenschönhausen nie jest typową dzielnicą w Berlinie. To nie jest Neukölln. 70 procent naszych uczniów pochodzi z niemieckich rodzin a reszta to barwna mieszanka: Arabowie, Azjaci, Rosjanie, Polacy. Nie mamy tutaj takich sytuacji jak w Neukölln, gdzie w niektórych klasach nie ma żadnego dziecka bez pochodzenia migracyjnego.

Szkoła podstawowa, w której pracuję, jest w porównaniu z innymi szkołami dobrze zorganizowana: 95 procent lekcji jest pokryta. Co to znaczy? Przy ilości dzieci uczęszczających do naszej szkoły, w każdej klasie musiałoby być dwóch nauczycieli.
Musielibyśmy więc mieć pokrycie lekcji w wysokości 200 procent.

Szkoła znajduje się na zapuszczonym, kamiennym osiedlu, a dzieci nierzadko pochodzą z domów, które są nie tylko niewyedukowane i dysfunkcyjne, ale w których są problemy z alkoholem i narkotykami, gdzie ludzie nie potrafią sobie poradzić nawet z samym sobą, a co dopiero z dziećmi.

W tych przypadkach wychowanie w miłości jest rzadkością, a brutalność i zaniedbanie regułą. Wszystko to widać potem w szkole: na placu zabaw dochodzi do ciągłych bójek, słabsze dzieci są zastraszane, nadmierna agresja słowna jest wtedy regułą: (pierdol się, skurwysynu, pierdol się z matką, dziwko, szmato, zgiń, nikt cię nie potrzebuje, i tak dalej.)

Raz nawet byłam świadkiem, jak dziewczynka w wieku 12- 13 lat na placu zabaw była obmacywana przez chłopców po piersiach i w miejscach intymnych. Jednak dziewczynka ta nie zna nic innego, jej matka jest prostytutką i przyprowadza swoich klientów do mieszkania.

Kto w ten sposób chce prowadzić swoje życie zawodowe?

Nauczyciele w ogóle nie są szanowani przez rodziców. Oni poprostu gardzą szkołą. Kiedyś, gdy narozrabiałem w szkole i wychowawca klasy rozmawiał z moją mamą, to ona po takiej rozmowie czekała na mnie w domu z pretensjami. Ale tutaj wielu rodziców gardzi szkołą, tak jak gardzi wszystkimi organami państwowymi: Policją, urzędem pracy, urzędem skarbowym, strażą pożarną.

Kiedyś próbowałem wyjaśnić pewnej matce zakaz używania telefonów komórkowych w naszej szkole i to, dlaczego zabrałem telefon jej synowi. Zostałem przez nią wtedy zaatakowany słowami: „Zamknij się, do cholery!". A kiedy rozmawiamy z rodzicami o braku dyscypliny lub odmowie wykonania zadań przez ich dzieci, zwykle mówią: „Co mi do tego? Przecież pan jest nauczycielem. Niech pan się weźmie w garść!“

Lekcje tutaj polegają głównie na opanowywaniu kryzysów i rozwiązywaniu konfliktów. I jak już wspomniałam, w połowie przypadków potrafię sobie z tym poradzić. Ale z powodu braków kadrowych początkujący nauczyciele, stażyści i osoby podejmujące dodatkową pracę są kierowani do klas gdzie toną, bo nie otrzymali żadnych wskazówek i pomocy, jak mogą sobie radzić.

70 procent kadry nauczycielskiej to kobiety. To, co muszą znosić, poniżanie oraz brak szacunku, to coś, czego nie da się znieść w żadnym innym zawodzie. Nie dziwię się, że brakuje nauczycieli. Kto chciałby w ten sposób prowadzić swoje życie zawodowe? I to otrzymując niezbyt przyzwoite wynagrodzenie i trzy miesiące urlopu. Brzmi jak praca marzeń prawda?!.

Dyrekcja szkoły po prostu nie potrafi znaleźć pracowników. Jeśli brakuje pięciu czy sześciu nauczycieli, a tak jest bardzo często, to może się zdarzyć, że uczymy dwie czy trzy klasy jednocześnie. To oczywiście nie jest nauczanie, to jest dozór. Tak, dozór! Na dodatek, jeśli nie ma innego sposobu to odsyła się na przykład wszystkie klasy szóste do domu.

Niedawno w jednej z dolnosaksońskich szkół pojawiła się informacja o czterodniowym tygodniu pracy. Prasa była tym oburzona. Ale dla wielu uczniów, zwłaszcza z klas piątych i szóstych, to rzeczywistość. Myślą oni, że sami mogą uczyć się lepiej niż młodsze dzieci.
Ale oczywiście są w dużym błędzie.

Tak dalej być nie może

Poza sytuacją w domu, na którą trudno nam wpłynąć, największym problemem jest brak kadry. Oczywiście, mamy kilku pedagogów do zajęć pozalekcyjnych. Ale tak naprawdę mamy tylko dwóch prawdziwych pracowników socjalnych, tylko dwóch lub trzech opiekunów czytelnictwa, a ja jestem jedynym wykwalifikowanym nauczycielem muzyki w szkole liczącej około 900 uczniów.

Ponieważ studiowałam matematykę, mam uczyć matematyki i przejąć jakąś klasę. Potem kolejne lekcje muzyki będą poświęcona na rzecz innych przedmiotów, aby nadrobić zaniedbania oświaty. W przeciętnej dzielnicy rodzice ruszyliby z pretensjami, tutaj wielu rodziców ma to gdzieś.

Kocham swoją pracę. Lubię dzieci. Szanuję swoich kolegów z pracy i widzę ograniczenia, z którymi borykają się dyrektorzy szkół, a także rady szkół. Ale tak dalej być nie może. My, nauczyciele, dysponujemy dużą wiedzą i doświadczeniem a nie są one wykorzystywane, ale marnują się. Tu całe pokolenia, rok po roku, dziczeją a kiedy wypuszczamy je w życie, stają się bombą zegarową. Jeśli ta bomba wybuchnie, nie oszczędzi nic, nawet dzielnic zwykłych obywateli. Tak dalej być nie może. Nie wolno nam do tego dopuścić.

Dział: Dziecko

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.