2024-01-09 13:41:29 JPM redakcja1 K

„Nic” to nadal coś; agresja wobec kobiet ma wiele twarzy

Lata temu mieszkałam z mężczyzną, który mnie bił, chociaż nie zawsze. Czasami tylko krzyczał na mnie, ale znowu, nie zawsze. Nie mogłam przewidzieć, kiedy sytuacja się pogorszy, chociaż próbowałam zrozumieć pewien wzorzec. Pewnego dnia powiedziałabyś coś, i byłoby w porządku; następnego dnia powiedziałabyś to samo, a od razu wiedziałabyś, że zepsułaś wszystko.

Zdjęcie: CasarsaGuru

Wiedziałaś zanim zaczął się krzyk. Były fizyczne sygnały: zmiany w oczach, dłoniach czy krzywiźnie ust. Jeszcze nic się nie wydarzyło, a już byłoby za późno.

Nie było odpowiedzi, która mogłaby cię stamtąd wydostać, ale myśl biegnie, żeby znaleźć choć jedną. Zdecydowanie nie wolno się sprzeczać — to byłoby oczywiste. Błaganie nie przyniosłoby skutku. Uważałby to za manipulację. Nie mogłaś odejść. To byłoby niegrzeczne, a poza tym, i tak by cię śledził.

Nie mrugaj ani nie skulaj się. Zrobić cokolwiek z tych rzeczy oznaczałoby grę w ofiarę. Z drugiej strony, nie patrz obojętnie — czyli zarozumiale i z poczuciem wyższości. Krótko mówiąc, nie byłoby sposobu bycia, poruszania się, istnienia, który nie sprawiłby, że zasługujesz na to, co nadchodziło.

Czasami kończyło się to przemocą fizyczną, czasami nie. To niewiele zmieniało w początkowym uczuciu terroru, ponieważ oczywiście nie wiedziałaś. Potem, jeśli żadne ciosy faktycznie nie zostały zadane, ogłaszano, że "nic się nie stało".

Fizyczna przemoc to nie jedyny sposób, w jaki mężczyźni zastraszają kobiety.

Myślę, że wiele kobiet żyje z uczuciem, że „nic się nie dzieje” przez większość czasu. Mężczyzna nie musi uderzyć cię więcej niż raz, aby wszystkie okoliczności, w których mógłby cię uderzyć, miały odpowiedni efekt. Nawet nie musi cię uderzyć wcale. Jednym z powodów, dla których dla feministek tak istotne jest promowanie świadomości dotyczącej kontrolowania i przymuszania, jest to, że przemoc fizyczna to nie jedyny sposób, w jaki mężczyźni zastraszają kobiety. Są kobiety, które żyją w stałym strachu przed mężczyznami, którzy słusznie mogą powiedzieć: „Nawet jej nie dotknąłem”.

Chociaż termin „przemoc domowa” jest użyteczny, może stwarzać fałszywe rozróżnienie między tym, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, a wpływem tego zachowania na życie publiczne. Kobiety, które doświadczyły przemocy w jednym środowisku, stają się nadmiernie wrażliwe na sygnały, te małe znaki wskazujące, że te same dynamiki istnieją. Chociaż bardzo niewielu mężczyzn może zaryzykować traktowanie kobiety w miejscu publicznym w taki sposób, jak traktowałby ją sprawca przemocy w miejscu prywatnym, istnieją guziki, które mogą naciskać, sposoby zajmowania przestrzeni, które pokazują świadomość tego, kto ma przewagę. Może pojawić się oczekiwanie posłuszeństwa i przekonanie, że można poniżać niewystarczająco uległe, czyli niewystarczająco przerażone kobiety.

Oczywiście, trudno kobiecie zwrócić na to uwagę. Jeśli złoży skargę na konkretnego mężczyznę, usłyszy znowu, że „nic się nie stało”. Nawet gdy zobaczy coś, co replikuje znane jej wzorce - bezrozumność, furia, niepowstrzymana, użalająca się uraza mężczyzny, który czuje, że kobieta go zdeprecjonowała - sprawca będzie twierdził, że można mu przypisać wiarygodne zaprzeczenie. Będzie oburzony, że ktokolwiek mógłby go porównać do sprawcy przemocy. Właśnie to stanowi kolejny dowód na to, jak bardzo miał rację, że się w ogóle zdenerwował.

To, o czym tutaj opowiadam, to podstawy feminizmu, ale uważam, że ważne jest ich ponowne podkreślenie teraz, w dobie idiotów, aktywności skrajnej prawicy, internetowej zemsty pornograficznej, handlu ludźmi, policji nienawidzącej kobiet -epoki mizoginii tak abstrakcyjnej, że skłoniła niektórych mężczyzn (i kobiet) do stwierdzenia, że „nic się nie stało” naprawdę nie zasługuje na skargi. Wiedza o tym, jak bardzo niektórzy mężczyźni nienawidzą kobiet i co są w stanie im zrobić, jest wykorzystywana do sugerowania, że istnieje „rzeczywista” mizoginia - rzeczywista przemoc, rzeczywiste gwałty, rzeczywiste morderstwa - a potem są kobiety, które minimalizują to, składając fałszywe skargi.

Przykładem tego może być niedawne zachowanie posłów Partii Pracy, Bena Bradshawa i Lloyda Russell-Moyle'a, wobec posłanek wypowiadających się na temat projektu ustawy dotyczącej reformy uznawania płci w Szkocji. Dla wielu kobiet, mnie również, krzyki i zastraszanie wydawały się niepokojąco znajome. Poczucie moralnej wyższości wyrażane przez Russella-Moyle'a po zdarzeniu, twierdzące, że jego „pasja” skłoniła go do przyjęcia niewłaściwego „tonu”, było zupełnie przewidywalne. To właśnie ona, Miriam Cates, sprawiła, że to zrobił. Każdy z zasadami zrobiłby to samo. Kto mógłby nazwać to nadużyciem?

Wiem, że nie jestem jedyną kobietą, która to zobaczyła i poczuła prawdziwe niezadowolenie. Takie zachowanie nie powinno mieć miejsca w życiu publicznym. Powinno zostać potępione przez Keira Starmera, a nie lekceważone lakonicznymi frazesami o „szacunku”. Starmer twierdzi, że zależy mu na przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i dziewcząt, ale zdaje się być nieświadomy szerszych dynamik, które ją wspierają. Jeśli nic się nie stało w Izbie Gmin, to też nic nie dzieje się w większości domów dotkniętych przemocą, dopóki coś się nie wydarzy, a my wszyscy musimy udawać, że nikt nie mógł tego przewidzieć.

W wielu przypadkach chciałabym przestać to wszystko odczuwać, ale nie potrafię.

Nie lubię odczuwać tego, co odczuwam, gdy widzę mężczyzn krzyczących na kobiety w sposób, którego nigdy nie odważyliby się użyć wobec mężczyzn (bez względu na to, jak bardzo „pasja” na nich wpływa). Wolałabym nie łączyć tych myśli. To nie jest oportunizm. To nie jest broń, którą lubię używać. W wielu aspektach wolałabym przestać to wszystko odczuwać, ale nie mogę. Dopóki tego nie zrobię, oburza mnie, że mężczyźni wykorzystujący strach przed kobietami - posiadający wystarczające zrozumienie dominacji męskiej, aby ją wykorzystać, ale niewystarczające, aby ją uznać - wciąż mają czelność mówić kobietom, przed którymi mężczyznami „naprawdę” powinnyśmy się martwić.

Czy myślą, że kobiety, które uważają ich zachowanie za problematyczne, nie doświadczyły wystarczająco wielu uderzeń czy gwałtów, by znać „prawdziwą” mizoginię? Czy jesteśmy trochę rozpieszczone - marudzące o krzykach i wskazywaniu palcem? Czy nie dostrzegają, że doświadczenie skrajnych sytuacji, zamiast uznania innych przejawów nienawiści do kobiet za błahe, sprawia, że staje się bardziej wrażliwym na to, czego nie widać na pierwszy rzut oka?

Jestem całkiem świadoma tego, że tak jak nigdy wcześniej nie znalazłam sposobu na wycofanie się z konfrontacji, nie ma możliwości przekonującego wyrażenia tego mężczyznom, którzy lubią krzyczeć na kobiety. Dla nich bronię traumę. Jestem marudna i manipulacyjna. Gram ofiarę. Widzę zagrożenia przemocy wszędzie.

Będą mówić, że „nic się nie stało”, i podstawowo będą mieli rację. Myślę jednak, że „nic” ma znaczenie. Uważam, że „nic” zasługuje na nazwanie.

Dział: Kobieta

Autor:
Victoria Smith | Tłumaczenie: Oliwia Sperczyńska

Żródło:
https://thecritic.co.uk/nothing-is-still-something/

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.