Fotografia: witajwdomu.org.pl
Psycholog, psychoterapeuta – dobra rzecz – ale pod pewnymi warunkami. Rzadko trafimy do specjalisty, który jest szczery. Normą pozostaje traktowanie przez nich swego fachu jako życiowej trampoliny. Do pieniędzy, do prestiżu, społecznego zaufania, błyszczenia. Wielu spośród nich, gardząc w rzeczywistości swoimi klientami, nie rozumiejąc nawet złożoności ich rozterek – tak naprawdę troszczy się wyłącznie o siebie. Najgorzej z tymi o uznanym nazwisku. Takim, poczucie misyjności zawodu, do reszty odbiera pokorę, a niejednokrotnie ich znieczulica, pozwala nawet doprowadzić do zupełnego załamania pacjenta. W imię własnej wygody i pragnienia podkreślenia swej wyższości. Tfu! W imię profesjonalizmu...
Ów „profesjonalizm” polega, w uproszczeniu, na przyjęciu założenia, że każdy klient gabinetu musi być głupszy od terapeuty. Biada takim, którzy nie podzielają podobnej hipotezy! Prędzej czy później, przejrzą na oczy, aczkolwiek zbyt późno, by uniknąć co najmniej psychicznych szkód. Namnożyło się cwaniaków, niestety często z tytułami doktorskimi, którym wydaje się, że mnogość certyfikatów i papierków na ścianie, czyni ich mądrymi i, jeżeli nie są w stanie pomóc, należy winą za taki stan rzeczy obarczyć klienta, który był tak bezczelny, że im zaufał... Na początku współpracy usłyszycie dusesy, komplementy.... „Ty jesteś najważniejszy(a)... Tylko Twoje dobro liczy się w gabinecie”... Tymczasem wystarczy pierwszy „zgrzyt” w terapeutycznej relacji, aby takie zmanierowane „mimozy”, pozbawione wszelkiego dystansu do własnej osoby pokazały, ile warte są ich słowa! To, między innymi, efekt edukacji w szkołach psychoterapii i podobnych wymogów, stawianych przyszłym terapeutom. Nadmierne przywiązanie do „papierkomanii”, ze szkodą dla człowieczeństwa i uwagi w kierunku cech osobowościowych, tudzież doświadczenia życiowego, jak również prozaicznej wiedzy o świecie i jego uwarunkowaniach. Kosztowne szkoły psychoterapii – to lukratywny biznes i niewielu, czerpiących zeń zyski, zaprząta sobie głowę, dobrem przyszłych pacjentów. Cokolwiek werbalnie będą deklarować...
Wiedza psychologiczna? Owszem! Pomoc? Jak najbardziej! Ale tego się nie robi papierkiem! Podobnie, jak dzieci nie pocznie najbardziej wypasiona, błyszcząca na palcu, obrączka... Niniejsze rozważania nie dotyczą ludzi prawdziwie chorych, zmagających się z poważnymi zaburzeniami. Pozostali, nie wiedząc o tym, posiadają zasoby własne, aby zwalczyć nastroje depresyjne, jesienną chandrę, poczucie pustki czy beznadziejności. Rolą psychologa pozostaje uruchomić pewne mechanizmy. Wskazać je i życzliwie towarzyszyć klientowi, aż do momentu, gdy będzie mógł odrzucić na bok „kule”, o których poruszał się, korzystając ze wsparcia specjalisty. Większość z nas potrafi samodzielnie zmagać się z kryzysami, jakie dotykają ogromną część populacji. Najprostsza rada: nie walczmy ze sobą! Uczmy się siebie... Ponadto, nie przywiązujmy zbyt wielkiej wagi do opinii otoczenia. Częstokroć, pospolite ludzkie słabości, brzydko wykrzywiają nasz wizerunek w jego oczach. Zazdrość, zawiść, schematy, pozory, stereotypy... Nie dajmy się zwariować!
Jeżeli nie walka – to co? Pracujmy nad sobą! Bądźmy w dojrzały sposób świadomi własnych deficytów (każdy jakieś posiada), lecz nie dopuśćmy do głosu demonów, podpowiadających, że nic nie możemy zrobić w kierunku pozytywnych zmian! Sami!!! Taka praca – to proces żmudny i powolny. Efekty nie od razu mogą być zauważalne. Wizyta u specjalisty również może być pomocna. Do pewnego stopnia. Porzućmy jednak nadzieję, że terapeucie zależy na dobrostanie kogoś innego, aniżeli on sam, jeżeli ogranicza się do „gładkich”, podręcznikowych mądrości, rozgląda się w oczekiwaniu na oklaski, a w razie naszych niepowodzeń i pretensji z tym związanych, raczy się obrażać... Nie bójcie się wtedy zasugerować, że to on (ona) sami potrzebują leczenia...
Reasumując: korzystać z pomocy specjalisty, w razie kłopotów, czy zdać się na absolutną samodzielność? Zdecydowanie: korzystać! Drugi człowiek, w kryzysie, zawsze jest nam potrzebny. Zalecam wszak, aby dyskretnie wysondować podczas pierwszej wizyty czy psycholog jest po stronie naszej osoby, czy też wyłącznie naszego portfela...