Zdjęcie: Courtesy Kimberly Walker
Była projektantka krajobrazu wyjaśnia, że Mark, który pracował w firmie zajmującej się odchudzaniem i żywieniem, początkowo był oporny, ale ostatecznie zgodził się na ten pomysł.
„To jedna z tych rzeczy, które zmieniają życie”, mówi Kimberly w rozmowie z CNN Travel. „Gdy raz odejdziesz z pracy i przejdziesz na emeryturę, to nie odzyskasz tego z powrotem, jeśli popełnisz błąd.
„Więc myślę, że był dosyć nerwowy z tego powodu. Powiedziałam mu: „Słuchaj, nie ważne co się stanie, będziemy żałować, że nie zaczęliśmy wcześniej… Nie ma innej opcji patrzenia na to.
„Cieszę się, że mnie posłuchał, i że to zrobiliśmy”.
„Moment, który odmienił jej życie”
Para, która pobrała się w 1997 roku, przez cztery lata „podróżowała jak nomadzi”, odwiedzając takie kraje jak Polska, Czarnogóra i Australia, zanim osiedliła się w Portugalii w marcu 2021 roku.
Według Kimberly, jej mąż, zafascynowany rowerzysta „uwielbiał móc liczyć na proste, ciepłe dni”, mieszkając w Portugalii, i bardzo polubił życie w tym europejskim kraju.
Choć Kimberly myślała, że spędzą razem jeszcze wiele takich dni, wszystko zmieniło się w jednej chwili osiem miesięcy temu, kiedy Mark nagle zmarł.
Teraz Kimberly musi odnaleźć się w życiu bez ukochanego męża, mieszkając w miejscu, które wybrali, by zacząć wszystko od nowa.
„Nawet jeśli jako kobieta musisz pomyśleć o byciu wdową, nie myślisz o tym teraz,” mówi. „Mieliśmy cały świat w garści. Naprawdę dawaliśmy radę.”
Rozmyślając o motywacji, która stała za ich decyzją o wyjeździe z USA sześć lat temu, Kimberly podkreśla, że ich głównym celem było wspólne zwiedzanie świata.
„Wielu ludzi ucieka ze Stanów Zjednoczonych, ale to nie był nasz powód”, mówi.
„Po prostu chcieliśmy podróżować. Lubiliśmy Europę, a południowa Kalifornia jest tak daleko od Europy. Ten lot samolotem… po prostu nie chciałam tego robić. Chciałam tu przyjechać i zostać”.
Gdy para była wreszcie gotowa do podjęcia decyzji, sprzedała większość swoich rzeczy, decydując się zatrzymać dom w San Diego, znalazła „dobre domy” dla swoich dwóch psów i pożegnała się z przyjaciółmi i rodziną.
„Cała nasza dzielnica urządziła nam wielkie pożegnanie,” wspomina Kimberly. „Mieli zakład, kiedy wrócimy. Nikt nie obstawił więcej niż sześć miesięcy, ale osiedliliśmy się w tym stylu życia i naprawdę nam się podobało.”
W ciągu następnych kilku lat Kimberly i Mark podróżowali do takich miejsc jak Amsterdam, Dania, Bruksela, Niemcy, Francja, Hiszpania, Włochy i Wielka Brytania, często opiekując się domami innych par. Dokumentowali swoje podróże na blogu internetowym.
Po „utknięciu” w Nowej Zelandii przez 18 miesięcy podczas globalnej pandemii COVID-19, para „w końcu zmęczyła się noszeniem rzeczy ważących 100 funtów ” i postanowiła, że chcą osiedlić się w jednym miejscu.
Wczesną wiosną 2021 roku wybrali się do Portugalii, do kraju, o którym wcześniej rozmawiali, aby opiekować się domem, i poczuli, że to odpowiednie miejsce, by zapuścić korzenie.
„Pomyśleliśmy: „Okej, podoba nam się tutaj, damy radę”, wspomina Kimberly. „I zaczęliśmy robić wszystko, co trzeba, aby uzyskać pozwolenie na pobyt. To było około trzy lata temu.”
Para otrzymała wizę D7, która pozwala obywatelom spoza UE z regularnym pasywnym dochodem zamieszkać w kraju.
Kimberly i Mark wynajęli dom w Vilamoura, ośrodku w regionie Algarve na południu Portugalii, i skoncentrowali swoje wysiłki na zapoznaniu się z nowym otoczeniem.
„Zapuszczanie korzeni”
Ponieważ spędzili sporo czasu podróżując po różnych krajach europejskich, Kimberly i Mark mieli dość dobre pojęcie o niektórych różnicach kulturowych jeszcze przed przeprowadzką. Mimo to, zaskoczyło ich spokojne podejście do życia w Portugalii.
„Naprawdę niesamowita cierpliwość ludzi Portugalii jest tak zabawna,” mówi Kimberly. „Staliśmy za samochodem… A za nami kilka innych samochodów. Myślisz, że to przez światła drogowe.
„Po 5 lub 10 minutach zaczynasz się zastanawiać: „Dlaczego wciąż stoimy?” ' A ktoś po prostu wyszedł ze swojego samochodu i poszedł do apteki albo czegoś podobnego, i żadne z innych aut się tym nie przejmuje.
„A dla nas, Amerykanów, to by nie przeszło. Ale ja coraz bardziej zaczynam być taka.”
Po pewnym czasie spędzonym w Portugalii Kimberly zauważyła, że jej spojrzenie na wiele rzeczy zaczyna się zmieniać, a ona sama czuła się całkowicie oddzielona od „materializmu w Ameryce”, do którego była przyzwyczajona.
„To jedno z rzeczy, które nie dostrzegasz dopóki nie wyjedziesz”, mówi. „Każdy, kogo znam w USA, obraziłby się, gdybym to powiedziała, bo nie wiedzą, czego nie wiedzą.”
Kimberly wyjaśnia, że w Portugalii nie ma tej samej „głębokości rzeczy”, jak w Stanach, i jest całkowicie szczęśliwa, mogąc żyć bez wielu z nich.
„Jeśli wszyscy mają ten sam zestaw naczyń, to nie musisz się martwić o swoje naczynia,” mówi.
Jeśli chodzi o naukę portugalskiego, Kimberly mówiła, że nie był to dla niej łatwy proces i wciąż jest „daleka od płynności”. Jednakże, zawsze potrafiła sobie poradzić.
„Ciężko uczyć się portugalskiego, ponieważ Portugalczycy chcą ćwiczyć swój angielski”, mówi. „A są w tym o wiele lepsi”.
Choć Vilamoura, pełna międzynarodowych mieszkańców, niekoniecznie była miejscem, które Kimberly wybrałaby na dłuższy pobyt, mówi, że to właśnie ludzie, szczególnie lokalna społeczność rowerowa, sprawili, że ona i Mark tam zostali.
„W zasadzie, jeśli tutaj mieszkasz to albo masz łódź, albo grasz w golfa”, mówi. „A my nie mieliśmy ani łodzi, ani z nas nie grało w golfa.
„Ale Mark spotkał fantastycznych kolegów rowerzystów i miał naprawdę dobrą grupę jeżdżących”.
„Tragiczny zwrot akcji”
Chociaż przystosowanie się do życia w nowym kraju wiązało się z wyzwaniami, Kimberly mówi, że ona i Mark szczęśliwie odnajdywali swoją drogę.
„Byliśmy silni,” mówi. „Dawaliśmy radę. Spędzaliśmy czas razem cały czas. Tak było przez 37 lat.”
Para była w Hiszpanii, odwiedzając przyjaciela w marcu, kiedy Mark dostał ataku serca i zmarł.
„To było okropne”, mówi Kimberly. „To po prostu nie powinno się wydarzyć…ale wydarzyło się. Wciąż tego do końca nie zaakceptowałam. Minęło już 8 miesięcy, a wydaje się jakby 8 dni”.
Chociaż przez chwilę pomyślała o powrocie do Stanów Zjednoczonych, ostatecznie postanowiła zostać.
„Wiele osób zakładało, że wrócę do domu”, mówi. „Ale to nie jest już dla mnie dom. Myślę, że byłam wystarczająco długo poza nim i (byłam) gotowa wyjechać na początku.”
Po załatwieniu wszystkich formalności i uporaniu się z logistyką sytuacji, Kimberly wróciła do Portugalii sama.
Kimberly obawiała się „tej czterogodzinnej i półgodzinnej jazdy z jego rowerem na dachu (samochodu) do pustego mieszkania” i uznała tę podróż za niezwykle trudną.
Kiedy dotarła z powrotem do Vilamoura, Kimberly poczuła się samotnie i nie wiedziała, co dalej zrobić.
Postanowiła zaadoptować psa, którego nazwała Honey, by mieć „towarzysza” i zabrała się za załatwianie papierkowej roboty związanej ze śmiercią męża.
Kimberly mówi, że była wzruszona wsparciem, otrzymanym od lokalnej społeczności, która otoczyła ją pomocą.
„Zorientowałam się, że mam tu więcej przyjaciół, niż myślałam,” mówi. „Gdy ludzie przyszli mi z pomocą. A tego potrzebujesz właśnie teraz”.
Chociaż nie jest pewna, jak długo pozostanie w nadmorskim miasteczku, Kimberly zdecydowanie nie jest gotowa na podejmowanie dużych kroków.
„Naprawdę nie chcę zaczynać od nowa”, mówi dodając, że nie jest gotowa przenieść rzeczy Mark’a. „Zostaję właśnie tutaj, w tym samym mieszkaniu przez kolejny rok, żeby mieć czas na uporządkowanie wszystkiego”.
„Nieuchronny smutek”
Według Kimberly, jej rodzina w Stanach Zjednoczonych była ogromnym wsparciem, ale nikt jeszcze nie mógł jej odwiedzić w Portugalii.
„Mam dwie siostry, które rozmawiały o tym, aby wsiąść w samolot i do mnie przyjechać”, mówi. „Ale to są typowe Amerykanki, żadna z nich nie ma paszportu”.
Chociaż bycie samą jest dla niej niezwykle trudne, Kimberly czuje, że byłoby gorzej, gdyby wróciła do Stanów Zjednoczonych.
„Nie każda rzecz, którą robię (tutaj), to wspomnienie bez mojego męża,” mówi, wyjaśniając, że „każda rzecz boli”, gdy wraca do San Diego.
Chociaż Portugalia nie jest pełna wspomnień o Marku, jej smutek jest nieuchronny, niezależnie od miejsca, w którym się znajduje.
„Doświadczam straty, z którą trudno się pogodzić,” mówi. „Ale połowa ludzi w mojej sytuacji, połowa wszystkich zamężnych osób musi przez to przejść... Nie jestem aż taka wyjątkowa.
„To trochę za szybko, niż bym chciała, i oczywiście nagle i gwałtownie...”
Kimberly i Mark planowali razem wiele podróży przed jego śmiercią, a ona była zdecydowana zrealizować przynajmniej jedną z nich w tym roku.
Po problemach w znalezieniu kompana do kolejnej podróży zdecydowała, że pojedzie sama do Norwegii, tam gdzie planowała z mężem, w lipcu.
„Wycieczka była fantastyczna…” wspomina. „Było tam wielu innych samotnych ludzi… Wszyscy byli bardzo gościnni wobec mnie.
„Potrafię podróżować sama i już tak kiedyś robiłam. I wiem, że mogę podróżować sama, ale podróżowanie bez Marka to za wysoka poprzeczka.”
Chociaż ma nadzieję kontynuować zwiedzanie świata, Kimberly podkreśla, że nie chce już podróżować sama i „będzie potrzebować towarzyszy.”
„Więc jeśli znasz kogoś, kto chciałby podróżować?” dodaje.
W sierpniu powróciła do Stanów Zjednoczonych i spotkała się ze swoją rodziną poraz pierwszy od śmierci Mark’a.
Wyjaśnia, że postanowiła odbyć swoją pierwszą podróż z powrotem „po to, by mieć to za sobą”, żeby nie kolidowało to z weselem swojej siostrzenicy kilka miesięcy później.
„Wiedziałam, że wesele się odbędzie,” mówi. „I zdecydowałam, że chcę, aby moja pierwsza podróż do domu nie zbiegła się z radością wesela.”
„Chciałam mieć to za sobą, żeby panna młoda mogła cieszyć się swoim radosnym czasem, a ja nie musiała bym być ogromnym smutasem.”
Ostatnio była z powrotem w Kalifornii na weselu, które opisuje jako „urocze”.
„Wesela będą dla mnie ciężkie”, mówi. „Więc dobrze było mieć to wszystko za sobą.”
W tym roku Kimberly zmierzy się ze swoim pierwszym Świętem Dziękczynienia i Bożego Narodzenia po śmierci męża.
Mówi, że planuje „zwykły dzień” na pierwsze święto, a na drugie wybiera się do Wielkiej Brytanii.
Początkowo Kimberly zamierzała spędzić Boże Narodzenie w Portugalii, ale mówi, że jej bliscy przekonali ją, by spędziła ten świąteczny czas w Oxfordshire, na północ od Londynu, z przyjaciółmi, których poznała podczas opieki nad domami.
„Boże Narodzenie to tylko jeden dzień,” mówi. „Więc naprawdę nie jest to niemożliwe do przeżycia.”
Jeśli chodzi o przyszłość, Kimberly mówi, że nie „zamyka żadnych drzwi”, ale chce dać sobie czas, aby ruszyć dalej i zaakceptować to, co życie ma dla niej w zanadrzu.
„Mogłabym skończyć z powrotem w USA,” mówi. „Na razie myślę, że czuję się tutaj całkiem dobrze.
„Aby wykonać niezbędną pracę, by przejść przez ten proces, prawdopodobnie najlepsze miejsce, by to zrobić jest tutaj”.
Obecnie ma tymczasowe zezwolenie na pobyt, które właśnie odnawia, i w przyszłości będzie mogła ubiegać się o stały pobyt lub portugalskie obywatelstwo.
Kimberly mówi, że teraz czuje, iż stała się w pewnym sensie bardziej Europejką niż Amerykanką, i nadal uczy się portugalskiego.
„Zdaje się, że zapominam go szybciej niż się uczę,” przyznaje, wyjaśniając, że w końcu będzie musiała zdać test z języka portugalskiego, jeśli będzie kontynuować swoje plany ubiegania się o stały pobyt.
Chociaż nie wyobrażała sobie, że wejdzie w ten etap życia sama, Kimberly jest zdeterminowana, by iść do przodu, mimo niezatartego smutku, który teraz niesie ze sobą.
Czuje się niezwykle szczęśliwa, że mogła przeżyć tak wiele niesamowitych przygód z Markiem u boku i planuje ich jeszcze więcej, gdy przyjdzie na to czas.
„Jest szczęśliwa osoba we mnie, która stara się wydostać od czasu do czasu, więc na pewno ją odzyskam…” mówi.
„Chcę uczcić mojego męża, a smutek jest tego cześcią. Chociaż to bardzo boli, naprawdę ważne jest, aby to przeżyć.”