Tabea Farnbacher znalazła sposób, aby pewnie radzić sobie z byciem młodą. Zdjęcie: Rosa Viktoria Ahlers
Miałam 25 lat, kiedy zaczęłam pracować w psychiatrii. Kolega ze studiów ze śmiechem powiedział mi, że jeden z pacjentów dodał: „Nie będę słuchał niczego od takiego szczeniaka jak ty". Jestem bardziej kociarą, ale ten szok zakorzenił się we mnie głęboko. Dlatego jeszcze zanim rozpoczęłam karierę, zaczęłam wymyślać usprawiedliwienia dla mojego wieku. Przykładowo badania pokazują, że początkujący terapeuci osiągają tak samo dobre wyniki jak profesjonaliści - prawdopodobnie ze względu na ich wysoką motywację i chęć do nauki. Wmawiałam sobie, że choć dopiero co ukończyłam studia, to jestem na bieżąco z najnowszymi odkryciami naukowymi. A jednak, jeśli miałam być ze sobą całkowicie szczera, moja młodość i brak doświadczenia wywoływały zwątpienie w siebie.
Pierwszego dnia w pracy poprosiłam koleżankę o radę. Była tylko dwa lata starsza ode mnie, ale wydawała się bardzo pewna siebie. Poradziła mi, abym zajęła się potrzebami pacjentów, które kryją się za pytaniem o mój wiek. Sama odpowiedziała na pytanie o swój wiek: „Widzę, że chcesz otrzymać „kompetentne” leczenie. Rozumiem to. Dlaczego uznałabyś, że jestem kompetentna?". Gdy tylko pacjentka wspomniała o kryteriach, takich jak poczucie zrozumienia, mogłam zgodzić się z nią, że może sprawdzić po lekcji, czy czuła się zrozumiana. To mnie uspokoiło. Nie musiałam się kłócić i mogłam pozostać przy perspektywie pacjenta. Nosiłam tę technikę ze sobą jak małą tarczę ochronną.
Po pierwszym roku pracy jako psychoterapeutka stażystka, myślę teraz inaczej o swoim wieku. Mam za sobą kilka kursów leczenia i nabrałam pewności co do swoich umiejętności. Jednak wciąż jestem młoda. Zauważa to również pan D., prawdziwy mieszkaniec Zagłębia Ruhry o bezpośrednim sposobie bycia i szerokiej postawie. To jego pierwszy dzień na oddziale i przedstawiam mu się jako terapeutka referencyjna. Pan D. zatrzymuje się na chwilę, a następnie mówi: „Ale jesteś młoda!". Mój mózg natychmiast oferuje mi różne reakcje. Przez chwilę mam ochotę się z nim pokłócić lub zapytać, co ma na myśli. Ale potem myślę: Chwileczkę, on ma rację. Tak, jestem młoda. Jeszcze tego nie ocenił.
Uśmiecham się więc do niego ciepło i mówię: „Zgadza się". Potem czekam. On pyta dalej: „Na pewno masz tylko 25 lat - albo nawet mniej!". Trzymam się swojej linii i mówię po przyjacielsku: „Prawie Pan zgadł!". Potem patrzymy na siebie przez chwilę. Dosłownie widzę, jak jego umysł również przebiega przez różne opcje odpowiedzi, ważąc ciekawość, wątpliwości, uprzejmość i stosowność. I wtedy to się dzieje: pan D. wzrusza ramionami i mówi: „W porządku". Wstaje: „Gdzie jest Pani gabinet?". Odbywamy pierwszą rozmowę i dobrze się dogadujemy. Nigdy więcej nie wspomina o moim wieku.
W przeciwieństwie do tego, na co liczyłam na początku mojego szkolenia, nie ma sekretnej recepty na radzenie sobie z kwestiami wieku. Czasami pomaga wyjaśnienie posiadanych kwalifikacji, czasami omówienie ich z drugą osobą, a czasami ciepły uśmiech. To, czego się nauczyłam, to nie radzić sobie z własną niepewnością zbyt wcześnie. Bo równie dobrze mogę zapytać: jakie są moje rzeczywiste potrzeby? Chcę być postrzegana jako kompetentna. Jak mogę rozpoznać, że sama jestem kompetentna? Dlaczego pacjent ma odpowiedzieć na to pytanie za mnie, skoro tak naprawdę leży ono we mnie?
Mój wiek jest faktem, a nie wskaźnikiem jakości. Pacjenci są ciekawi z różnych powodów. Powody są liczne i mogą być początkiem rozmowy - ale myślę, że powinniśmy zadać sobie pytanie: Czy jest to najciekawsza treść, jaką nasza sesja ma teraz do zaoferowania? A jeśli nie, czy ufam sobie, że przestanę badać stosunek do mojego wieku u drugiej osoby, ale poznam ją tak samo bez zastrzeżeń i z ciekawością, jaką chciałabym, aby pacjenci robili to w mojej pracy terapeutycznej? Pan D. przynajmniej miał wiele do powiedzenia na temat swojego życia, objawów i celów. I to było o wiele bardziej interesujące niż mój wiek - dla nas obojga.