Źródło zdjęcia: Flickr
„Masz moc, by stać się lepszym człowiekiem, a twoje życie stanie się twoim przesłaniem”. Lubię myśleć i szczerze mam taką nadzieję, że dorośli w końcu zrozumieli, jak bardzo izolacja związana z dystansem społecznym nam zaszkodziła. Ale nikt nie wspomniał o drugiej stronie medalu: „Jeśli masz moc, by zmienić siebie na lepsze, masz też moc, by siebie zniszczyć”.
Skąd miałam wiedzieć, że zmieniam się na lepsze, skoro brakowało mi wsparcia rówieśników? Skąd czerpać nowe pomysły, tożsamości czy pasje, gdy nie ma się przyjaciół w realnym życiu?
Badania jasno pokazują, że nastolatki potrzebują otoczenia rówieśników, by kształtować swoją tożsamość i czuć przynależność. W okresie dojrzewania dzieci naturalnie oddalają się od rodziców – to etap budowania autonomii, przygotowujący do dorosłości. Przyjaciele pomagają wypełnić tę lukę, wspierając się nawzajem w stawaniu się nowymi, niezależnymi ludźmi.
Jednak co się dzieje, gdy całe pokolenie zostaje poddane kwarantannie i dystansowi społecznemu? Nie na dni czy miesiące, ale na lata?
Myślę o dzieciach, których szkoły były zamknięte przez rok lub dłużej, które miesiącami nie wychodziły z domu. Jak można się uniezależniać od rodziców, gdy jest się z nimi non stop? Gdy oni są jedynymi towarzyszami?
Gdy w ostatnich miesiącach siódmej klasy zamknięto szkołę, poczułam ulgę. To był trudny rok – wszyscy mieliśmy po 13 lat lub blisko tego, a dojrzewanie dawało się nam we znaki: trądzik, nieprzyjemne zapachy, huśtawki nastrojów i gwałtowne zmiany w ciele. Osiem tygodni nauki zdalnej wydawało się odpoczynkiem, którego potrzebowałam.
Choć lekcje online były uciążliwe, jakoś sobie z nimi radziłam. W domu zbliżyłam się do starszego brata, z którym wcześniej się tylko kłóciłam. Kiedyś byliśmy dla siebie tak okrutni, że moja mama często płakała, widząc, jak bardzo się nienawidzimy. Pandemia zbliżyła mnie też do rodziców.
Z przyjaciółmi nadal kontaktowałam się przez SMS-y i grupowe czaty. Były ich dziesiątki – z różnymi kombinacjami osób. Ale dla mnie te rozmowy nie były ciepłe, wspólnotowe ani zabawne. Czułam się odcięta od organicznych rozmów, w których odpowiada się od razu, bo ma się drugą osobę przed sobą. Brakowało mi spontanicznych dyskusji z ludźmi, których nie znałam na tyle dobrze, by pisać do nich osobno.
Miałam jednak szczęście – w domu spędziłam tylko kilka miesięcy. Dla mnie ten czas był wyzwalający i skupiony na rodzinie. Tęskniłam za przyjaciółmi, ale była to raczej bierna, półświadoma nostalgia.
Powrót do szkoły
W sierpniu 2020 roku wróciłam do szkoły do ósmej klasy. Moi przyjaciele byli teraz na wyciągnięcie ręki, ale jednocześnie nieosiągalni. Ławki stały daleko od siebie, wszyscy mieliśmy maseczki. Nie można już było szeptać na lekcjach. Ledwo dało się rozmawiać, nawet podczas przerw – maski i dystans utrudniały odczytywanie mimiki i intonacji. Byliśmy w tej samej przestrzeni, ale nie czułam, że jesteśmy razem.
Samotność stała się naszym moralnym obowiązkiem. Wszędzie wisiały przypomnienia: „Zachowaj 6 stóp dystansu”. Mówiono nam, że „chronimy się nawzajem”, trzymając się z dala od ludzi, że jesteśmy empatyczni, troskliwi i dobrzy. Jeśli ktoś zbliżył się do innych bez maseczki, uznawano go za egoistę, kogoś, komu nie zależy na ludzkim życiu. Tak nam wmawiano. Poczucie winy z powodu zwykłej, naturalnej potrzeby towarzystwa było bolesne. Izolacja stała się czymś godnym pochwały – moralnie słusznym. W Ameryce zapanowało nowe oczekiwanie: „Powinniśmy być w porządku z samotnością”. Jeśli nie byliśmy – uznawano nas za słabych, a nawet złych.
Ale co się dzieje, gdy dzieci uczą się, że pragnienie przyjaźni czyni je złymi i lekkomyślnymi?
Rozumiemy jakie efekty przyniosła Pandemia
Po 5 latach młodzi Amerykanie między 18 a 29 rokiem życia wciąż odczuwają społeczne konsekwencje pandemii. Według sondażu Harvard Kennedy School z marca 2025 roku, co piąta osoba w tej grupie stała się bardziej wyizolowana. Wśród tych, którzy doświadczyli izolacji podczas pandemii, 55% zgłasza objawy depresji. Nawet wśród tych, którzy twierdzą, że pandemia nie wpłynęła na ich przyjaźnie, 38% wciąż ma symptomy depresyjne. Mniej niż połowa badanych stwierdziła, że w swoim obecnym życiu odczuwa poczucie wspólnoty.
Najwyższy poziom izolacji odnotowano u osób, które w czasie lockdownu zaczynały szkołę średnią lub studia (obecnie 19- i 23-latkowie – 38% i 40%). Dla porównania, wśród 20-latków, tylko o rok starszych, odsetek ten wynosił 23%.
Kim bylibyśmy bez pandemii?
Patrząc 5 lat wstecz, nie wiem, kim byłabym dziś, gdyby nie COVID. Jak wyglądałoby moje pokolenie, gdybyśmy w tych kluczowych latach dorastania mieli obok siebie rówieśników?
Czuję, że straciłam coś ważnego, ale nie potrafię nazwać, co dokładnie. A przecież byłam jedną z tych szczęśliwszych – miałam kochających rodziców, szkołę, która otworzyła się szybko, i nauczycieli, którzy dbali o nasze dobro.
Książkę „Franny i Zooey” nosiłam w kieszeni jak talizman. Widziałam siebie w głównej bohaterce – starszej, fajniejszej, ale tak samo zagubionej. Kochałam ją za to, że jej próby samodoskonalenia kończyły się porażką. Była przestrogą, którą zapamiętam gdy za kilka miesięcy będę się przygotowywać do pójścia na studia.
Czytam tę książkę co roku. Franny pociągnęła mnie swoim buntem, ale to słowa Zooeya utkwiły mi w pamięci: „Nie wolno ci zapomnieć o wartości człowieczeństwa. Nie możesz postrzegać siebie jako odrębnej, innej. Nie możesz pozwolić, by twój smutek za światem stał się osobisty. Odcięcie się od ludzi to utrata połączenia z tym wspaniałym, przerażającym światem”.
W tych samotnych dniach pandemii ta myśl była moim kołem ratunkowym.