Najbardziej bezsensowny samochód elektryczny na świecie
Mazda MX30 to kompaktowy SUV o długości 4,40 m.
Również Mazda wprowadziła na rynek e-pojazd. Jednak pierwsza wersja MX30 tak onieśmieliła autora, że odmówił on przetestowania jej w codziennym użytkowaniu. Jednak gdy odważył się wyruszyć w drogę jego zmodyfikowaną wersją, doświadczył katastrofy.
To historia samochodu, któremu należy dać drugą szansę. Szansa na pozbycie się piętna bycia najgorszym samochodem elektrycznym na świecie. Pierwsza część jej historii jest bardzo szybka do opowiedzenia. 3 listopada 2020 r. MX30, pierwsza czysto elektryczna Mazda, została sprowadzona do Berlina i oddana do przetestowania przez WELT, co miałem zaszczyt zrobić.
Zanim jeszcze przejechałem w niej pierwszy kilometr, wydałem już swój osąd na temat tego pojazdu. Wystarczyła mi opowieść o nieszczęsnym kierowcy, który musiał sprowadzić samochód z Mönchengladbach do stolicy. Biedak przybył do Berlina późnym wieczorem, całkowicie zdenerwowany, sfrustrowany i wyczerpany, a przekazanie tego samochodu było faktycznie planowane na wczesne popołudnie.
Na dystansie 600 kilometrów potrzebował siedmiu przystanków na ładowanie. Na ostatnim z nich wylądował na holowniku ADAC, ponieważ stacja ładowania, którą wybrał na A2, nie działała. W akumulatorze nie zostało wystarczająco dużo energii, aby kontynuować podróż.
Praktycznie nie jeździłem wtedy tym samochodem. Jaki sens ma kompaktowy SUV, taki jak MX30, jeśli można go używać praktycznie tylko do jazdy po mieście lub do dojazdów do pracy? To nie jest małe auto, które w zasadzie ma służyć jako drugi samochód lub samochód miejski. Przy cenie około 40 000 euro jest na to po prostu za drogi. Ale nie będę oceniać go bez prawdziwego testu, więc postanowiłem zrezygnować z opinii „najgorszy samochód elektryczny na świecie”.
Prawie dwa lata później Mazda skontaktowała się ze mną, aby powiedzieć, że poprawili niektóre aspekty MX30. Dwa lata to dużo czasu, pomyślałem. W międzyczasie na rynku pojawiło się wiele nowych e-samochodów. Wielu producentów coraz lepiej radzi sobie
z początkowymi problemami z zasięgiem czy szybkością ładowania. Dlaczego nie dać Mazdzie i MX30 kolejnej szansy?
Tabu autostrady
Odważyłem się więc na codzienny test i mimo niskich oczekiwań kompletnie się rozczarowałem. Główną wadą MX30 jest to, że ten samochód po prostu nie ma sensu. Przede wszystkim wynika to z niesamowicie niskiego zasięgu. Wydaje się jednak, że zostało to wyliczone przez producenta. Pojazd ma baterię o pojemności 35,5 kilowatogodzin (kWh). To bardzo mało i miałoby sens tylko wtedy, gdyby pojazd był również na drodze efektywny – innymi słowy bardzo oszczędny. Ale tak nie jest tak. Zużycie w trybie miejsko-wiejsko-autostradowym wynosi około 22 kWh na 100 kilometrów. To oznacza, że samochód średnio pokonuje tylko około 160 kilometrów. To brzmi
w zasadzie nie tak źle, ale na autostradzie zużycie jest wielokrotnie wyższe. Oznacza to, że tam zasięg wyniósłby tylko około 100 kilometrów, w trybie wolnym może 120 km. Jest to jednak zasięg niewystarczający nawet przy obecnie dość dobrze rozwiniętej sieci ładowania. Innymi słowy, autostrada jest tematem tabu dla MX30. Co więcej, jeździłem tym samochodem w przyjemnych temperaturach od 15 do 20 stopni. Ale co się dzieje, gdy na zewnątrz robi się zimno? Gdy temperatura spada poniżej zera? Wtedy, nawet w ruchu miejskim lub na wiejskich drogach ledwo udaje się pokonać więcej niż 100 kilometrów. Kolejnym mankamentem jest to, że prędkość ładowania również nie jest przekonująca. Nawet na stacji szybkiego ładowania maksymalna moc wynosi 50 kilowatów (kW), w teorii oczywiście. Podczas testów bardziej realne były wartości rzędu 40 kW. Oznacza to, że nawet przy tak małej baterii potrzeba około 45 minut, aż zostanie ona ponownie w miarę
w pełni naładowana.
Za ciężki i za drogi jako samochód czysto miejski.
Nic z tego nie ma sensu. MX30 nie jest typowym samochodem miejskim, nawet jeśli sama Mazda tak deklaruje. Oficjalnie firma nazywa go „drugim samochodem miejskim”. Jednak drugim samochodem do miasta może być małe auto, takie jak Renault Zoe, Honda E czy Dacia Spring. Jeśli te pojazdy są w stanie zrobić jednorazowo więcej niż 150 czy 200 kilometrów, to ma to sens. Ale od kompaktowego SUV-a o mocy 150 KM, który waży 1,7 tony i ma 4,40 metra długości, trzeba oczekiwać czegoś więcej niż jazdy miejskiej. Zwłaszcza gdy kosztuje on około 40 tysięcy euro. Co więcej, MX30 zawodzi również w kwestii umiejętności typu soft, czyli drobnych detali związanych z e-samochodem. Na przykład planowanie trasy ładowania elektrycznego. Na początku myślałem, że w ogóle nie istnieje, ale przy dużym wysiłku i wytrwałości znalazłem go po kilku dniach, który był dobrze ukryty w menu ekranu.
Mówiąc o wyświetlaczu. Nie zawsze musi to być ekran w wystawnym formacie Tesli. Ale wersja mini, którą oferuje tu Mazda, nie jest godna pojazdu z 2022 roku. Na niewiele się to zda, gdy producent zachwala tylko jego zrównoważone wnętrze. Na przykład konsola środkowa jest częściowo wykonana z korka. Fajny detal, ale zupełnie bezwartościowy, jeśli reszta nie pasuje. Jak na przykład przyspieszenie, które jest nietypowo umiarkowane dla samochodów elektrycznych. Od zera do 100 km/h w około dziesięć sekund – to nie zrobi wrażenia nawet na pasjonatach e-bike’ów.
Wniosek: Tym samochodem Mazda jest na złej drodze. Japończycy najwyraźniej nie zrozumieli jeszcze, co jest ważne w samochodzie elektrycznym, który nadaje się do codziennego użytku. Przede wszystkim wydajność i zasięg muszą być odpowiednie. Jeśli tu auto zawiedzie, całość nie ma sensu – jak w przypadku Mazdy MX30, obecnie najbardziej bezsensownego samochodu elektrycznego na świecie.
Dział: Auto
Autor:
Nando Sommerfeldt | Tłumaczyła: Ewa Wilk