2022-08-28 17:31:40 JPM redakcja1 K

Batman w wykonaniu Roberta Pattinsona jest przecudownie ponury

Warner Bros.Spośród dotychczasowych przedstawień Batmana na ekranie, najlepsi z nich zawsze rozumieli wagę dobrego zmarszczenia brwi. W wielu filmowych iteracjach bohatera komiksu jedna rzecz pozostał...

Warner Bros.

Spośród dotychczasowych przedstawień Batmana na ekranie, najlepsi z nich zawsze rozumieli wagę dobrego zmarszczenia brwi. W wielu filmowych iteracjach bohatera komiksu jedna rzecz pozostała niezmienna w jego przedstawieniu: jego groźna maska odsłania tylko dolną połowę jego twarzy. Aktorzy, którzy zrobili najwięcej w tej roli w minionych latach (jak na przykład Michael Keaton i Christian Bale), w pełni używali ust do mimicznego ukazania emocji. Ale drżąca mimika Roberta Pattinsona, ostatniej gwiazdy, która założyła maskę Batmana w filmie Matta Reevesa, ma szansę ich pokonać – nigdy nie widziałem grymasu Mrocznego Rycerza o tak żarliwej intensywności.

Nowy film Reevesa jest pierwszą solową przygodą Batmana od 10 lat (wersja Bena Afflecka zawsze zadawała się z Supermanem, Wonder Woman i im podobnymi). Reżyser przetłumaczył esencję superbohatera na wielki ekran z taką samą powagą, jaką poświęcił innym projektom gatunkowym, w tym dwóm filmom Planeta małp, które były ponure, ale imponujące. Batman trwa prawie trzy godziny, bardzo oszczędny jest w żartach, ale za to pełen ponurej atmosfery – osadzony w zacienionych alejkach, krwawych miejscach zbrodni i zakamarkach idealnych na spotkania mafii, z upiornym chórem intonującym „Ave Maria”. Krótko mówiąc, jest to film spoglądający na widza spode łba. Ale jeśli potrafisz wciągnąć się w tym nastrój, jest on niesamowicie fascynujący.

Nazwanie Batmana zupełnie nowym podejściem do postaci z komiksu byłoby nie do końca prawdziwe – przez lata był interpretowany tak wiele razy, że stworzenie czegoś zupełnie nowego graniczy z niemożliwością. Ale film jest dobrą mieszanką wielu zarówno najlepszych, jak i najbardziej ponurych atmosfer Batmana, w połowie będąc tajemnicą morderstwa, a w połowie opowieścią o zgniliźnie instytucji porządku publicznego. Klimatem przypomina film Zodiak, ale w reżyserii Reevesa jest on znacznie bardziej dramatyczną i wielkoskalową jego wersją. Interpretacja ta szczerzy swoje kły do granic możliwości, ale zaangażowanie Reevesa w materiał i nadprzyrodzona kwaśna mina Pattinsona w roli sprawiają, że Batman wręcz śpiewa – choć ballada ta jest niezaprzeczalnie utrzymana jest w klimatach emo.

Film ten, na szczęście, nie ma nic wspólnego z żadnym innym najnowszym filmem DC Comics; Jasona Momoa jako Aquaman nie wjedzie nagle do miasta na fali niczym surfer. Jeszcze większym błogosławieństwem jest fakt, że nie jest to historia opowiadająca o samych początkach Batmana w tej karierze – zamiast tego opowiada jego historię na kilka lat po tym, jak po raz pierwszy przywdział pelerynę mrocznego mściciela, aby oczyścić ulice Gotham z przestępczości i korupcji. I owszem, scenariusz często wspomina o traumie, która skłoniła miliardera Bruce'a Wayne'a do założenia kostiumu nietoperza – czyli o morderstwie jego rodziców podczas próby napadu – ale Reeves pokłada wiarę w widzów, że są oni wystarczająco zaznajomieni z początkową fabułą Batmana, która jest nam wszystkim świetnie znana. 

Zamiast tego, Batman koncentruje się w wielkim detalu na sprawie seryjnego morderstwa, która uwydatnia opłakany stan Gotham, gdzie przestępczość uliczna stała się na tyle straszna, że obywatele nie są nawet zbyt zdziwieni, że mężczyzna przebrany za nietoperza krąży i bije się z rabusiami . A Batman Pattinsona naprawdę wkracza – a nawet spaceruje – w każdą wysokostawkową konfrontację, tym razem unikając ostentacyjnej teatralności, która definiowała poprzednie filmy reżyserowane przez Tima Burtona, Joela Schumachera, Christophera Nolana i Zacka Snydera. Rzadziej przysiada on na gargulcach i zdecydowanie gorzej idzie mu majestatyczne szybowanie z dachu na dach, wywołując przy tym strach w sercach przestępców. Reeves jest znacznie bardziej zainteresowany zagłębieniem się w zdystansowane, dedukcyjne rozumowanie postaci.

Robert Pattinson as Bruce Wayne in "The Batman"

Warner Bros.

Dla Bruce’a Wayne’a w wykonaniu Pattinsona rzadkością jest odstępowanie od swojego przywdzianego w kostium alter ego, co jest dość niespodziewanym zabiegiem, patrząc na poprzednie inkarnacje Batmana, niestroniące od rozrzutnego życia miliardera-playboya. Pattinson gra go jako samotnika, rzadko widywanego publicznie od czasu śmierci rodziców i często rzucającego się w oczy za swoją długą czarną grzywką. Bywa on drażliwy wobec swojego lojalnego lokaja Alfreda (Andy Serkis) i zupełnie nie przejmuje się graniem roli filantropa, jak to miał w zwyczaju jego ukochany ojciec. Kiedy nakłada czarny makijaż oczu i zakłada kostium Batmana, Bruce automatycznie wydaje się czuć bardziej komfortowo, jakby jedynym sposobem, w jaki może tolerować bycie postrzeganym, jest w stroju tak ciemnym, jak jego nastrój. 

Jest to doskonałe, zaangażowane przedstawienie, które Pattinson od lat oferuje widzom w mniejszych filmach, takich jak Good Time Zaginione miasto Z, ale ma korzenie nawet w kipiącym romantyzmie jego ponurego nastoletniego wampira ze Zmierzchu. Towarzyszy mu dobrze obsadzony zespół. Paul Dano gra tu rolę głównego antagonisty jako Człowiek-Zagadka, seryjnego mordercy, który na każdym miejscu zbrodni zostawia skomplikowane wskazówki dla Batmana; jego występ jest niekomfortowy i nieprzewidywalny, błyskawicznie przechodzący od śpiewającego pod nosem nieudacznika do wściekłego szaleńca. Colin Farrell, zatopiony w makijażu, który pasowałby do planu filmowego House of Gucci, skandalicznie dobrze się bawi jako gangster Pingwin, wstrzykując filmowi krótkie odrobiny zarozumiałej lekkości za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie.

Sojusznicy Batmana to twardo stąpająca po ziemi grupa. Jeffrey Wright wykonuje niezawodną pracę jako gburowaty gliniarz Jim Gordon, sojusznik Batmana w morzu korupcji; spotykają się, by co 20 minut mruczeć pod nosem o wskazówkach śledztwa. Zoë Kravitz to enigmatyczna Kobieta-Kot, złodziejka grająca po obu stronach prawa, między którą a Batmanem wyraźnie coś iskrzy. Pomimo swojej trzygodzinnej długości, film Reevesa nie pozostawia ogromnej ilości czasu na flirt, ale ta subtelna atmosfera jest zdecydowanie bardziej seksowna niż w dudniących symfoniach szczytu męskości Nolana i Snydera.

Spryt, z jakim Reeves wspólnie z Peterem Craigiem napisali scenariusz, polega na tym, że każdy członek zespołu pomaga rozwikłać wielką tajemnicę Człowieka-Zagadki, która jest tylko jednym symptomem zepsutej sieci władzy stanowiącej podstawę Gotham. Scenariusz ośmiela się również uczynić Batmana czasami dość pasywną postacią – w filmie jest bardzo mało akcji, szczególnie jak na współczesne standardy filmu o superbohaterze, a bardziej ekstrawagancka sekwencja ratunkowa w ostatnim akcie jest najmniej angażującą częścią. Narracja jest metodyczna, a Batman spędza jej większość kilka kroków za złoczyńcami, których ściga. Pomimo tego, nigdy nie nudziła mnie podróż do samopoznania, w której się znajduje. Może nie jest jeszcze największym detektywem na świecie, ale jest bardzo zainteresowany zdobyciem tego podium.

Autor:
David Sims | Tłumaczenie: Aleksandra Lubiecka

Żródło:
https://www.theatlantic.com/culture/archive/2022/03/batman-robert-pattinson-film-review/623876/

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.


INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE