2023-01-30 16:00:19 JPM redakcja1 K

Andy stają się beczką prochu - z konsekwencjami dla Niemiec

Trwają zamieszki w Peru, a sytuacja w Boliwii i Kolumbii także jest poważna. Niesie to konsekwencje dla Europy - bo w tych krajach rządzi również mafia narkotykowa. Wkrótce w kraju może wzrosnąć handel kokainą

Na „Puente Añashuayco", moście łączącym Arequipe z drogą do Puno na południu Peru, policjanci okopują się za srebrnymi barykadami. Chronią się przed kamieniami, które w regularnych odstępach czasu lecą w ich kierunku. Policjanci odpowiadają równie brutalną siłą, w tym strzałami z karabinu. Powstańcy przejęli kontrolę nad ważnym dla regionu mostem, pobierając „opłatę za ochronę" od nielicznych ciężarówek, które przepuszczają.

Piesi czy samochody praktycznie w ogóle nie mają prawa przekroczenia. Już ponad 50 osób zginęło w całym kraju od czasu rozpoczęcia protestów w grudniu. Większość z nich jest po stronie protestujących, którzy wciąż próbują przejąć kontrolę nad lotniskami. Takie obrazy mają niszczący wpływ na turystykę, która jest tak ważna dla Peru, a od czasu wybuchu protestów prawie całkowicie zamarła.

Od tygodni w Peru trwa walka między zwolennikami przegłosowanego lewicowego byłego prezydenta Pedro Castillo a siłami bezpieczeństwa. Powstańcy nie chcą zaakceptować wyników wyborów w Kongresie. W grudniu 101 ze 130 deputowanych ze wszystkich obozów politycznych wyraziło nieufność wobec marksisty, który jest podejrzany o masową korupcję.

Peru jest jednym z największych producentów kokainy na świecie

Castillo, który w ciągu nieco ponad roku obsadził około 80 ministrów i znacznie pomnożył swój majątek, próbował krótko wcześniej zapobiec przeprowadzeniu głosowania, rozwiązując Kongres. Jego sztuczka jednak się nie powiodła. Castillo został aresztowany i od tamtej pory przebywa w areszcie tymczasowym. Jego następczyni, Dina Boluarte, która była wiceprezydentem jeszcze za czasów Castillo, musi teraz radzić sobie z protestami agresywnych sympatyków lewicowego ekstremizmu Castillo, którzy z kolei odpowiadają przemocą policji.

Wszystko to niesie za sobą konsekwencje, które będą odczuwalne w pozostałych częściach świata. Peru, podobnie jak Kolumbia i Boliwia, jest jednym z największych producentów kokainy. Poważne problemy występują również w krajach sąsiednich. W Boliwii prowincja Santa Cruz zmaga się z uwięzieniem popularnego polityka konserwatywnej opozycji Luisa Fernando Camacho. Kolumbia przeżyła właśnie najkrwawszy rok dla obrońców praw człowieka i ekologów od czasu podpisania w 2016 roku porozumienia pokojowego między partyzantami FARC a państwem - zamordowano prawie 200 aktywistów.

Wszystko to z kolei jest idealną pożywką dla karteli kokainowych. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się odległe, będzie odczuwalne z opóźnieniem w USA i Europie a także w Niemczech: Z tego regionu pochodzi coraz więcej kokainy, która trafia na podwórka szkolne, do klubów lub do parku Görlitzer w Berlinie i staje się problemem dla bezpieczeństwa wewnętrznego. We wszystkich trzech krajach odnotowano ostatnio wyraźny wzrost produkcji kokainy.

„W Peru istnieje problem strukturalny“ - mówi Jose Beteta, dyrektor Centrum Integralnego Rozwoju (Cendeit), w wywiadzie dla WELT. „Państwo Peru od lat funkcjonuje źle, panuje w nim ogromna korupcja. Cenę za to płacą biedni. Nie ma wody, nie ma systemu opieki zdrowotnej, nie ma systemu oświaty". Dlatego w biednych prowincjach panuje szczególnie silny opór wobec systemu politycznego. Wiele grup radykalnej lewicy próbuje teraz wykorzystać legalne protesty do własnych celów. Według Beteta, domagają się oni reformy konstytucyjnej opartej na modelu wenezuelskim. Boluarte powinien budować mosty w regionach i podejmować dialog z tymi obozami, które demonstrowały pokojowo i z uzasadnionymi obawami.

Boluarte ma też ten problem, że jeszcze kilka miesięcy temu obiecywała, że w przypadku upadku Castillo również zwolni swoje stanowisko. Ale chęć władzy była najwyraźniej zbyt wielka. Prowadzi to teraz do ogromnego problemu z wiarygodnością. Tymczasem Boluarte deklaruje, że chce zorganizować nowe wybory na początku 2024 roku i próbuje przedstawić się jako „twarda ręka". Zapowiada, że wszyscy, którzy byli zaangażowani w wybuchy przemocy wobec peruwiańskiej infrastruktury, odczują pełną moc prawa.

„Przejęcie Limy" na razie się nie udało

Zapowiadane „zdobycie Limy" za pomocą strajku generalnego nie powiodło się w obozie protestu, przynajmniej jak dotąd. Zamiast spodziewanych stu tysięcy demonstrantów, przybyło zaledwie kilka tysięcy, głównie autobusami z regionów wiejskich. „Około 80 proc. ludności kraju pracowało mimo zapowiedzianego strajku generalnego, w Limie demonstrowało zaledwie 10 tys. osób. Ta próba na razie się nie powiodła“ - mówi w rozmowie z WELT analityk Juan Carlos Tafur z portalu „Sudaca".

Ponadto peruwiańska klasa średnia jest krytyczna wobec elit politycznych w Limie, ale też nie ma zrozumienia dla przemocy podczas protestów. Ludzie są zszokowani obrazami z ostatnich tygodni. W piątek demonstranci i policjanci ponownie zaangażowali się w ciężkie starcia w całym kraju. W Limie kamienie poleciały na funkcjonariuszy, którzy z kolei użyli gazu łzawiącego. Od rozpoczęcia protestów w grudniu zginęło kilkadziesiąt osób.

Dział: Świat

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.


INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE