2023-05-05 14:26:07 JPM redakcja1 K

Co czeka Polskę

W przededniu kampanii partie polityczne w naszym kraju starają się zająć najlepsze miejsca. Skłócona opozycja wypycha PiS na pole position, a Konfederacja próbuje atakować z tyłu. Oprócz tej ostatniej każdy jest osłabiony, ale partia Kaczyńskiego obecnie jest faworytem do reelekcji. Kompletną niewiadomą jest jednak wynik wyborów, jak i ostateczny podział miejsc w Sejmie.

 Spotkanie rządu z przedstawicielami klubów parlamentarnych w Warszawie, 21.03.2022 (fot. KPRM)

 

PiS słaby, ale mocny

Nie będzie hiperbolizacją stwierdzenie, iż PiS jest podobnie słaby, jak Platforma Obywatelska przed wyborami w 2015 roku. Konflikty wewnętrzne osiągnęły jakiś czas temu swoje apogeum (np. Sasinczycy vs Morawiecczycy) i teraz co prawda na potrzeby kampanii zostały wyciszone, jednak cały czas osłabiają pisowską siłę przebicia w społeczeństwie. Solidarna Polska cały czas dogryza i gra na swoją pozycję, nie ma mowy jednak o wariancie samodzielnego pójścia do wyborów (albo np. Z Konfederacją) - ludzie Zbigniewa Ziobry najprawdopodobniej znajdą się na listach PiS. 

Nie ma wątpliwości jednak, iż dostaną w nich mniej biorące miejsca. Jarosław Kaczyński nie pozwoli sobie znowu na błąd z 2019 roku, kiedy to posłowie SolPol otrzymali 19 mandatów w Sejmie. Dzięki temu Zbigniew Ziobro mógł do woli przeszkadzać Kaczyńskiemu podczas przeprowadzania kluczowych dla niego reform, albo przynajmniej zmuszać prezesa PiS do pertraktowania z opozycją. 

Poza tym, na Zjednoczoną Prawicę negatywnie działa “efekt zmęczenia” czy “znudzenia”. Wyborcy PiS nie są ani tak zmotywowani, ani zjednoczeni, jak w 2015 roku. Coraz to nowe afery w ekipie rządzącej nie obniżają znacząco notowań partii Kaczyńskiego w sondażach, ale osłabiają morale zarówno w elektoracie, jak i wśród polityków i działaczy. Ten efekt wypalenia ma przełożenie na rozmach zapowiedzi i obietnic; pisowski walec nie może rozpędzić się tak, jak w poprzednich kampaniach. 
 

Premier Mateusz Morawiecki (fot. Krystian Maj/KPRM)

 

Sytuacja jest mimo wszystko inna niż w 2015 roku. Ówczesna Platforma, także poważnie osłabiona, była stale celnie trafiana przez wyborczą machinę PiS. Zjednoczona Prawica, skonsolidowana i zmotywowana, konsekwentnymi działaniami wywróciła platformerskiego kolosa na glinianych nogach. Brak jest obecnie takiej mocy na opozycji. Poza tym, zwasalizowanie spółek państwowych i całego aparatu państwa przez partię Kaczyńskiego weszło na poziom niewidziany wcześniej w postkomunistycznej Polsce. Ogrom zasobów pieniężno-propagandowych, jak i władza we wszystkich możliwych państwowych spółkach sprawia, iż PiS stoi mocno na nogach i ma dużo większe pole manewru niż opozycja. Trochę jak w meczu piłkarskim - Prawo i Sprawiedliwości ma problem z ofensywą, ale w obronie jest zorganizowane i odpowiedzialne. Powiedzmy więc, że mecz wychodzi na remis, ale to opozycja musi gonić. PiS w takim układzie osiąga konieczne minimum.

Opozycja na trzy minus

A miało być tak pięknie: jedna lista zjednoczonej opozycji, dobra kampania, zwycięstwo w wyborach i uratowanie Polski od PiS-u. Wydaje się jednak, że w tym momencie szanse na to spadają z tygodnia na tydzień. Konflikt i ciągłe przepychanki w mediach na linii PO-PL2050 skutecznie osłabiają morale po antypisowskiej stronie. Donald Tusk na spotkaniach z wyborcami błaga wręcz o jedną listę opozycji, podczas gdy Szymon Hołownia w mediach deprecjonuje całą ideę, grając na swój kapitał. Jednocześnie poparcie Polski 2050 leci na łeb, na szyję (obecnie 6-8%), co wcale nie przekłada się na wzrosty sondażowe innych partii z tzw. opozycji demokratycznej. 

W konsekwencji cały blok traci wyborców, którzy odpływają do grup “nie wiem”, “nie zagłosuję” albo wyborców Konfederacji. Gdzieś z tyłu czeka Lewica ze swoim stabilnym poparciem. Włodzimierz Czarzasty jest otwarty na wszelkie propozycje współpracy, co wynika ze specyfiki elektoratu jego partii – w większości wariantów koalicji Lewica nic nie traci, może tylko zyskać. Jeśli chodzi o wspólne listy, nastąpił w końcu pewien przełom, jednak nie bez dawki obowiązkowej groteski. 

Kilka dni przed majówką Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia oficjalnie ogłosili wspólny start w wyborach. Przyklepanie koalicji poprzedziły długie negocjacje, włącznie z niejednoznacznymi informacjami z obu obozów: mówię tu między innymi o rzekomych żądaniach ludzi Hołowni do obsadzenia wszystkich “jedynek” na wspólnych listach, co zostało przez tychże zdementowane. Koalicja jest faktem, ale z balonu efektu wizerunkowego uleciało powietrze. Tzw. Wspólna Lista Spraw PSL-u i PL2050 została ogłoszona dawno temu, a więc na początku marca. Już wtedy stało się jasne, że obie partie najprawdopodobniej pójdą do wyborów razem. Długi czas do oficjalnego ogłoszenia, niejednoznaczne sygnały z obu obozów i wreszcie opadające notowania Polski 2050 ostatecznie jednak osłabiły pozytywny efekt zawarcia koalicji i nie zagrały dobrze także dla całej antypisowskiej opozycji. 
 

Donald Tusk (fot. Raul Mee (EU2017EE)

 

Szanse na zwycięstwo opozycji dalej są, ale wydaje się, że teraz to PiS jest bliżej reelekcji. W obecnej sytuacji ta pierwsza musi liczyć na wysoki wynik Platformy Obywatelskie (przebicie sufitu 30 procent jest bardzo potrzebne) i wyciśnięcie maksimum z poparcia dla PSL i PL2050, które przy korzystnym przebiegu wydarzeń może liczyć nawet na poparcie ponad piętnastoprocentowej grupy wyborców. Być może coś jeszcze wydarzy się na linii PO-Lewica, ale na razie od takiej koalicji jest daleko. 

Umowa Kosiniaka-Kamysza i Hołowni raczej ostatecznie zakończyła temat wspólnej listy opozycji. Punktem zaczepienia może być kwestia rolników i zboża, które może potencjalnie odjąć partii Kaczyńskiego kilka punktów procentowych. W przededniu kampanii jednak to Prawo i Sprawiedliwość jest bardziej zorganizowane, doświadczone i bogate w różnego rodzaju zasoby. 

Nadal jednak trudno przewidzieć emocje, które będą grały kampanią; na ten moment sytuacja wygląda tak, jak przedstawiona w tekście, ale ciężko przewidzieć w jaką stronę rozwinie się walka polityczna. Kwestia Jana Pawła II na razie wygasła, podobnie jak tematy “ja nie jestem Władysław, ja jestem Zosia”, które sondował Jarosław Kaczyński na przełomie roku.
 

Jarosław Kaczyński (fot. Piotr Drabik)

 

Obecna mentalna trzecia siła naszej polityki, czyli Konfederacja, dalej utrzymuje się na stabilnym poziomie ok. 8-10%. Za niedługo trudno będzie to nazywać już chwilowym wyskokiem. Więcej o obecnej sytuacji partii Mentzena i Winnickiego tutaj.

Na ten moment czekamy więc na ogłoszenie terminu wyborów, a więc i oficjalnego startu kampanii. Wielu komentatorów ocenia, iż owa będzie najbrudniejszą i najbrutalniejszą ze wszystkich w postkomunistycznej Polsce. Wydaje się, że najwięcej zależy od opozycji, bo to ona ma teraz największe rezerwy – jedyna nie wykorzystuje maksimum swojego potencjału.

Dział: Polska

Autor:
Kacper Labijak

Żródło:
własne

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.


INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE