Fotografia: expressilustrowany.pl
Trudno natrafić w telewizyjnych programach na cokolwiek ambitnego. Jeżeli filmy lub seriale – to zgodnie z twierdzeniem inżyniera Mamonia: „te, które dobrze znamy”. Nowości, mimo ogromnych środków, przeznaczanych na ich produkcję – to zwykle gnioty, pozbawione głębszych treści. Nawet tak wspaniały wątek, jak rok 1920 i Bitwa Warszawska, zarówno w serialu, jak i pełnometrażowym filmie, sprowadzony został do formy taniego romansidła, a wiekopomne, historyczne wydarzenia stanowią dlań jedynie tło. Zupełne odwrócenie proporcji znaczenia i wagi poszczególnych elementów.
W niezliczonej liczbie teleturniejów, tylko „Jeden z dziesięciu” promuje faktycznie wiedzę i paradoksalnie, zwycięstwo w nim jest dość nisko wyceniane. Zarówno telewizja publiczna, jak również stacje prywatne, lansują uparcie tani blichtr i skupiają się na schlebianiu gustom telewidzów mało wymagających. Ktoś powie, że tacy są odbiorcy, a rolą mediów jest dać im to, czego widzowie oczekują. A raczej to, co są w stanie zrozumieć. Owszem, trochę seksu, taniej sensacji, ploteczek... W zalewie tego chłamu wyróżniają się reklamy...
Nieco ożywienia wniosła kampania wyborcza. Słuchając kandydatów na „pomazańców” z woli ludu, człowiek może się dowartościować. I rząd i opozycja, od szeregu lat, wmawiają nam, iż lepszych nie ma. Wciąż wybór pomiędzy dżumą i cholerą! Ręczne sterowanie opinią publiczną, przeciąganie liny i prześciganie się w absurdach (przez obydwie strony) przypomina, że wolne media nie istnieją. No, chyba tylko te, za które płacimy słone rachunki. Woda, prąd, gaz, etc... Nawiasem mówiąc, zarówno popisy rozmaitych celebrytów, jak i polityków, puszących swe pawie ogony, automatycznie przypominają dowcip o żabie. Otóż ten pożyteczny płaz, rodem z kawału z brodą, kiedy usłyszał polecenie: „najpiękniejsi na lewo! najmądrzejsi na prawo!”, targany oczywistą rozterką, zrozpaczony wypalił: „No przecież się, nie rozerwę”...
A teraz biegnijcie włączyć odbiornik! Z ekranowym pozdrowieniem - Jacek Zyguła.