Harriet Richardson: „Było około 10 osób, z którymi rozważałabym ponowne randki”. Fot. Mark Chilvers/TheGuardian
O 5:45 rano, 14 lutego tego roku stałam w kuchni, gotując spaghetti bolognese i kwestionując swoje życiowe wybory. Jako artystka performance przywykłam do stawiania się w nietypowych sytuacjach, ale niczego takiego jeszcze nie doświadczyłam. Przygotowywałam się do 100 randek, które miały się odbyć w ciągu następnych 17 godzin. Zazwyczaj denerwuję się przed jedną randką.
Mieszkałam w Londynie przez 10 lat i jakoś udało mi się spędzić poprzednie Walentynki zaangażowana w romantyczne eskapady. W tym roku, po raz pierwszy od jakiegoś czasu, miałam spędzić je sama. Aby uniknąć bycia samemu z moimi myślami, wpadłam na pomysł odbycia 100 randek w ciągu dnia. Początkowo samolubny w założeniu, projekt ostatecznie stworzył przestrzeń do nawiązywania prawdziwych znajomości online.
Perspektywa znalezienia 100 osób, które wzięłyby udział w wirtualnej randce, przyprawiała mnie o dreszcze. Ogłosiłam otwarty nabór na moim Instagramie i poprosiłam znajomych o jego udostępnienie. Zasady były proste: uczestnicy musieli zarezerwować pięciominutową sesję w dowolnym czasie między 7:00 a północą. Randki miały być transmitowane na żywo, a uczestnicy musieli traktować je tak, jakby to było normalne spotkanie. Pomiędzy każdą ranką miałam pięć minut na to, by pójść do toalety lub coś zjeść.
Ku mojemu zdziwieniu zapisało się tak wiele osób, że byłam zmuszona do stworzenia listy rezerwowej. Jako że byłam bardziej zainteresowana odkrywaniem więzi międzyludzkich online niż szukaniem miłości, każdy mógł wziąć udział. Nawet moi rodzice zarezerwowali miejsce, podobnie jak nieznajomi.
Poprzedniej nocy ledwo mogłam spać. Przypominałam sobie, że jeśli poczuję się niekomfortowo podczas randki, mogłabym po prostu wyłączyć laptopa. Przed 7 rano ustawiłam kamerę i przebrałam się odpowiednio do okazji: czarny top na ramiączkach, dżinsy, kurtkę i czerwoną szminkę. Przygotowałam jedzenie na cały dzień: rogaliki i sok pomarańczowy, truskawki w czekoladzie, spaghetti bolognese, a nawet koktajl z krewetek w kształcie serca dla dwojga.
Kiedy otworzyłam laptopa i zobaczyłam pierwszą osobę czekającą na randkę, przepełniła mnie adrenalina. Była to kobieta o imieniu Jenn, która jest moją klientką w świecie projektowania. Zawsze dobrze się dogadywałyśmy i to spotkanie niczym się nie różniło. Później miałam randki z ludźmi z Australii, Ameryki, Singapuru, Francji, Niemiec, Hiszpanii, Kanady, Holandii i Włoch. Byli to komicy, nauczyciele, projektanci, artyści, piosenkarze, naukowcy, profesjonalny trener surfingu – i wielu innych.
Wydaje mi się, że najmłodszy uczestnik miał 21 lat, a najstarszym był mój przyjaciel David, 80-letni pisarz z Surrey. Wysiłek, jaki ludzie w to włożyli, aby randki były wyjątkowe, powalił mnie na kolana. Niektórzy przychodzili z kartami, balonami i kwiatami. Byłam rozśmieszana, ale także doprowadzana do płaczu; jeden facet zaśpiewał mi moją ulubioną piosenkę podczas gry na pianinie.
Moje napięcie wzrosło, gdy pojawił się jeden z moich byłych partnerów. Minęło osiem lat, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni, miałam wtedy 20 lat. W panice pisałam SMS-y do przyjaciół, obawiając się spotkania z nim, ale ostatecznie miło było porozmawiać i nadrobić zaległości. Musiałam poradzić sobie z byciem wystawioną do wiatru, ponieważ sześć osób się nie pojawiło. Tylko podczas jednej randki ktoś zachowywał się nieodpowiednio, byłam jednak wdzięczna, że transmisja na żywo ujawniła jego zachowanie publicznie.
Randki zakończyły się o 2 nad ranem. Wyłączyłam laptopa i się rozpłakałam. Szukałam prawdziwych relacji i znalazłam je. Ludzie docenili towarzystwo w Walentynki – nawet widzowie. Cyfrowy świat może być samotny i wyobcowany, ale ten projekt połączył ludzi. Wiele osób, które oglądało to na żywo przyznało, że dzięki temu poczuli się mniej osamotnieni.
W sumie było około 10 osób, z którymi rozważyłabym spotkać się ponownie, ale jak na razie nie odezwałam się do nikogo. Uważam, że ważne jest, aby oddzielać moją pracę jako artystki od życia osobistego i być może umawianie się z ludźmi z projektu przekroczyłoby tę granicę. To uświadomiło mi, że udane sztuki performance tak naprawdę polegają na tworzeniu doświadczeń, które rezonują z ludźmi i czuję, że wykonałam swoje zadanie, ale kto wie – być może w przyszłości pojawi się kolejne 100 randek.
Opowiadała Elizabeth McCafferty