2025-02-03 08:07:01 JPM redakcja1 K

„Chciałam mieć szóstkę dzieci – później usłyszałam o diagnozie ADHD i autyzmu”

Młoda matka marzyła o dużej rodzinie. Okazało się, że dwójka dzieci już stała się dla niej górną granicą. Dopiero po kilku latach walki zrozumiała, dlaczego porzuciła swoje marzenia.

Zdjęcie: https://www.stern.de/familie/adhs-und-autismus--ich-wollte-sechs-kinder--eine-mutter-erzaehlt--35403660.html

„Chcę urodzić szóstkę dzieci”. To było moje marzenie, zanim jeszcze zaszłam w pierwszą ciążę. Sześcioro dzieci, duża rodzina, która się kocha i wspiera w dobrych i złych chwilach. Potem urodziłam pierwsze dziecko i po raz pierwszy sobie uświadomiłam, że moje marzenie o szóstce dzieci może było zbyt wygórowane, że nie poradzę sobie i muszę się z tym pragnieniem pożegnać. 

Marzenie o dużej rodzinie

Wszystko przez to, że już pierwsze dziecko doprowadzało mnie do granic mojej cierpliwości.  Gdy pojawiło się drugie stałam się w pełni świadoma, że moja chęć posiadania szóstki dzieci prawdopodobnie będzie musiała na zawsze pozostać tylko i wyłącznie  marzeniem. Bo choć byłam przeciążona i wyczerpana, marzenie wciąż we mnie żyło. Nadal tego pragnę, mimo że nasze drugie dziecko ma już prawie trzy lata.

Później wraz z każdym dzieckiem rosły wymagania wobec mnie, mojej codzienności i moich umiejętności. W końcu moje ciało powiedziało „stop”. Zrozumiałam, że muszę podjąć decyzję. Praca oraz dzieci, nie potrafiłam pogodzić tych dwóch sfer. Tylko że nie mogłam podjąć decyzji, gdyż moja praca utrzymuje naszą rodzinę, a bez mojego męża nie radziłam sobie z dziećmi. Szybko spostrzegłam to, gdy mój mąż po zakończeniu urlopu rodzicielskiego zaczął pracować przez kilka miesięcy na pół etatu.

Dużo płakałam. Ze zmęczenia i zwątpienia, wściekłości i przemęczenia. Miałam ataki paniki każdego dnia. Moje ciało, głowa wszystko było przemęczone. Mój mąż zwolnił się, bo go o to prosiłam, żeby nie zostawiał mnie samą z dziećmi. Po prostu sobie nie radziłam. Wolałam ponieść sama straty finansowe niż nie móc sprostać oczekiwaniom moich dzieci.  Wciąż chorowałam. Stan mojego zdrowia tylko się pogarszał. Dostałam antydepresanty. Ataki paniki ustały, ale radość także. Przypominam sobie wiele popołudni w łóżku, gdy tylko spałam. Szykowanie dzieci rano i załatwianie różnych rzeczy związanych z pracą pochłaniało całą moją energię. Czułam coraz większą presję, aby wypełniać rodzinne obowiązki i te które sama na siebie narzuciłam. 

Im większą presję odczuwałam, tym bardziej byłam w stanie nic zrobić. Jednocześnie czułam, że całe moje ciało jest ciągle spięte przez ten stres. To było zbyt wiele. Moja głowa była tak przepełniona myślami, że w środku zdania zapominałam, co właściwie chciałam powiedzieć. Z każdym dniem mówieniekosztowało mnie coraz więcej wysiłku i energii, aż opadałam z sił przez ciągły strach.

O autorce

Marlies Johanna jest influencerką prowadzi podcasty i pisze książki. Na Instagramie, YouTube i Tiktoku porusza tematy takie jak rodzicielstwo i związane z nim wyzwania oraz bezstresowe wychowanie dzieci. Do tego mówi o feminizmie i nierównościach społecznych oraz o zdrowiu psychicznym.

Długa droga, zanim usłyszałam diagnozę

W styczniu 2024 Neurolog przedstawiła mi diagnozę ADHD, kawałek układanki, a odpowiedział mi na tak wiele pytań. Trwało to prawie 6 miesięcy, aż przyznałam się przed sobą, że mam ADHD. Co to dla mnie oznacza, wciąż jeszcze nie wiedziałam. Odstawiłam antydepresanty, chciałam w końcu znowu coś poczuć. Nawet strach.

Moje dysfunkcje wykonawcze stawały się coraz gorsze. Bywały dni, gdy nie mogłam iść się umyć, bo mój umysł nie potrafił zdecydować, który etap mycia należy wykonać najpierw. W ciągu ostatnich lat żyłam według rutyny, która była podporządkowana do potrzeb dzieci, ale nie miałam swojej własnej. Nie potrafiłam ogarnąć, ile mam czasu na mycie, jedzenie i szykowanie się.

Co noc budziłam się przez ataki paniki. W ciągu pięciu z siedmiu dni tygodnia nie robiłam nic, ale ubierałam dzieci, trochę pracowałam, spałam i kładłam dzieci do łóżka a potem dalej spałam. Mój dzień kończył się o 18:30, tak jak dla moich dzieci. – dłużej nie wytrzymywałam. Podziwiałam mojego męża, jak sobie daje z tym wszystkim rade. Wieczorami jeszcze ćwiczył i pracował, czytał albo robił pranie.

Jeśli udało mi się wieczorem poćwiczyć albo zrobić coś innego, oprócz leżenia w łóżku albo obejrzenia jakiegoś serialu, który już widziałam tysiąc razy, kończyło to się zawsze załamaniem nerwowym, wyciem, paniką albo totalnym wyczerpaniem. Nie wiedziałam, co się dzieje. Pytałam siebie, czy mam depresję. Zawsze byłam tak przeciążona. To nie mogło być wyłącznie przez ADHD, bo mój mąż też je ma a radzi sobie znacznie lepiej. Ale depresja jakoś mi tu nie pasowała, bo nie dotyczyła tego co tak naprawdę czułam. Byłam zmęczona tak, czasami też smutna, jeśli byłam przeciążona.

Ale w większości przypadków byłam szczęśliwa. Kocham moje dzieci, męża i pracę. Uważałam, że mam wspaniałe życie. Nie rozumiałam tylko, dlaczego jestem tak wyczerpana. W październiku 2025 dostałam w końcu odpowiedź. Na początku miesiąca odłożyłam wszystkie uprzedzenia dotyczące ADHD na bok i umówiłam się na wizytę do psychiatry. Przepisał mi leki na ADHD i w kocu poczułam się lepiej. Znaczenie lepiej. 

Nie zdawałam sobie sprawy, kiedy leki zaczęły albo przestały działać. Po prostu zauważyłam, że jest mi lżej. Prysznice i praca nie sprawiały już tyle kłopotu. Głowa była spokojniejsza, mogłam się znowu skupić. Byłam mniej zmęczona i radziłam sobie z codziennymi sprawami.  Chodziło mi o „więcej”, a nie o tak wiele. Mogłam od 5 do 6 godzin pracować, zamiast tylko co najwyżej dwóch. Potem mogłam też gotować i ćwiczyć, wreszcie miałam wystarczająco sił, żeby przygotować dzieci do spania. 

Ponownie zaczęłam żyć. Tak jak wcześniej. Zanim miałam dzieci i przed tym zanim życie stało się takie skomplikowane. Moje ataki paniki zniknęły. I jeśli dzieci pójdą spać o 19:00, nie czuje się już padnięta.  W listopadzie usłyszałam diagnozę dotyczącą autyzmu. Diagnostyka trwała 5 miesięcy. Było mi lżej, ponieważ autyzm wpłynął silniej na moje życie niż wiadomość o ADHD. Tak, pytam siebie czasami, czy mój wynik maturalny byłby lepszy, gdyby zażywała tabletki na ADHD albo czy skończyłabym wtedy studia. 

Ale tak naprawdę, to spektrum autyzmu utrudniało moje życie. Interakcje z ludźmi, selektywny mutyzm i przede wszystkich problem z przetwarzaniem bodźców. Zrozumiałam, że to co przeżyłam w ostatnich latach i co było przez innych postrzegane jako depresję, było zamknięciem się przed innymi osobami. Przemęczenie, dysocjacja to odpowiedź mojego układu nerwowego na przeciążenie. 

Życie z chorobą

Jeszcze nie złożyłam wniosku o stwierdzenie niepełnosprawności, ale wiem, że go otrzymam. Nie mogę chodzić na zakupy, mój mąż zawsze się tym zajmuje. Nie mogę jeździć metrem, za dużo głośnych dźwięków. Nie mogę pracować i zawozić lub odbierać dzieci do i z przedszkola albo żłobka. Nie mogę iść do kina, coś zjeść, na siłownie i potem następnego dnia normalnie pracować, tak nie może być.

Wcześniej, kiedy chodziłam do szkoły, nie było tak źle. Miałam czasami załamania na lekcji, w zatłoczonym pociągu regularnie miałam ataki paniki, ale w domu mogłam się odprężyć. Po ukończeniu szkoły to się zmieniło. Mój dobrowolny rok socjalny w Niemczech doprowadzał mnie do granic możliwości. Raz musiałam zostać wysłana do domu, miałam załamanie i nie byłam w stanie się odezwać. Później całe trzy tygodnie byłam chora, miałam wysoką gorączkę, ból mięśni i stany zapalne. 

W domu nie miałam obowiązków. Moi rodzice zajmowali się domem, gotowali i robili zakupy. Nie miałam z nikim kontaktu, na to byłam zbyt przemęczona. Po przeprowadzce było jeszcze gorzej. Ani nie radziłam sobie ani nie chodziłam na zakupy, nie gotowałam, nie chodziłam na wykłady. Udało mi się chodzić na jeden wykład w tygodniu, potem musiałam znowu się wycofać. Miałam pamięć fotograficzną i pomogło mi to, mimo wszystko nie stracić całkowicie kontaktu.

W drugim semestrze stanęłam przed uniwersytetem. Mój egzamin zaczynał się po 15 minutach, a ja nie mogłam przestać płakać. Jakaś studentka podeszła do mnie i uspokoiła mnie, zabrała mnie do lekarza. Lekarz zapytał mnie, co takiego się stało, czy mam ból głowy. Ja nie wiedziałam co się stało, ale głowa faktycznie mnie bolała. Podejrzewał migrenę i wypisał zwolnienie. Dopiero gdy byłam studentką szóstego semestru rzuciłam studia i zaczęłam studiować online. Dzięki nim mogłam wszystko robić w domu i było mi lepiej. Miałam siłę, aby utrzymywać kontakt z innymi ludźmi, poznałam mojego męża i ćwiczyłam regularnie. Potem zaszłam w ciąże. A to reszta historii. 

Mój psychiatra zasugerował, abym złożyła wniosek o stopniu niepełnosprawności, i od tego czasu nie daje mi to spokoju. Zawsze myślałam, że to „mój wybór”, że nie lubię jeździć pociągiem, chodzić na zakupy albo odprowadzać dzieci do przedszkola. Potem stało się to mnie jasne, że to dlatego, że nie daje sobie z tym rady. Myślałam, że problem leży w tym, że nie mam rutyny i jestem za leniwa albo za dobrze mi.

Ale to nie był żaden mój wybór. Muszę przyznać się sama przed sobą, że jestem niepełnosprawna, a także że ta niepełnosprawność nie wpływa tylko na tą sferę życia, ale na wszystkie.  Również na marzenia o kolejnych dzieciach. Pragnienie, które wciąż we mnie żyje i jeszcze bardziej boli.  Z każdym dniem, który mi pokazuje, że nie zajdę w kolejną ciążę. Chociaż już nie próbowaliśmy, bo to aktualnie nie wchodzi w grę. Jeszcze nie, ale nigdy nie mów nigdy. To niespełnione życzenie sprawia, że łzy napływają mi do oczu, gdy inni opowiadają o swoich ciążach. A przecież mam już dwoje wspaniałych dzieci. I nawet nie próbujemy.

Autor:
Marlies Johanna | Tłumaczenie: Dominika Drobiszewska – praktykantka fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki

Źródło:
https://www.stern.de/familie/adhs-und-autismus--ich-wollte-sechs-kinder--eine-mutter-erzaehlt--35403660.html

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Wymagane zalogowanie

Musisz być zalogowany, aby wstawić komentarz

Zaloguj się

INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE