2025-02-09 18:15:46 JPM redakcja1 K

Czego dowiedziałem się po 32 latach pisania o bezdomności?

Przez większość dzieciństwa żyłem w biedzie, mając 16 lat zostałem wyrzucony z domu, a na studiach byłem tak spłukany, że czasami sypiałem w aucie. Potem przeskakiwałem między kilkoma krajami, dorabiając jako pisarz i uliczny śpiewak, aż ostatecznie zostałem dziennikarzem na pełny etat. Mówię o tym po to, żeby ukazać, że ulica nie była mi obca, gdy lata temu zacząłem pisać reportaże o bezdomności. Powiem więcej, polubiłem ją – polubiłem sponiewieranych przez los ludzi, których tam spotkałem. Wydawali się znajomi.

Namioty bezdomnych w San Francisco, 11 styczeń 2023 roku. Zdjęcie: Tayfun Coskun, Anadolu Agency/Getty Images

Dlatego też, kiedy 22 lata temu spotkałem kobietę o imieniu Rita Grant w kolonii dla osób uzależnionych od heroiny i kokainy, która mieszkała na wysepce drogowej w San Francisco zwanej Wysepką Bezdomnych, nie było trudno mi się z nią zapoznać. Podobnie było z Tysonem Feilzerem, którego poznałem pięć lat temu, gdy przesiadywał na kawałku kartonu w przerwie od kolejnych dawek metamfetaminy i heroiny.

Czułem się, jakbym ich już znał. Byliśmy biegli w tym samym bezsłownym języku bólu i frustracji – jest to uczucie, które wypełnia momenty ciszy w rozmowie z kimś, kto także miał ciężkie życie. W tym przypadku, podobnie jak w przypadku większości bezdomnych osób, ich ciężkie życie wiązało się ze spaniem na betonie i uzależnieniami, co było dużo trudniejsze niż cokolwiek, z czym sam miałem do czynienia. Znali życie na ulicy, byli mądrzy i otwarci. Polubiliśmy się i skończyło się na tym, że napisałem o nich w gazecie San Francisco Chronicle, w której przez 32 lata byłem reporterem i redaktorem. Z czasem głęboko zaprzyjaźniłem się z nimi i ich rodzinami, a teraz są oni głównymi postaciami w mojej książce "The Lost and The Found".

Czego się dowiedziałem w trakcie pisania o Ricie i Tysonie – a także setkach innych bezdomnych osób próbujących przetrwać w namiotach, samochodach, zaułkach, alejkach i jakichkolwiek innych schronieniach – to fakt, że dla wielu ludzi świat bezdomnych jest przerażającą tajemnicą. Bardzo podobało mi się pomaganie w rozwikłaniu tej tajemnicy.

Niektórzy, na szczęście niewielu, mówili mi, że pisanie o bezdomnych nie jest tego warte. Że to tylko problematyczne jednostki, które należy zepchnąć na bok, schować, być może nawet uratować – ale przez kogoś innego i poza widokiem. To nieprawda. Stara maksyma głosząca, że wartość społeczeństwa mierzona jest sposobem, w jaki traktuje swoich najbardziej bezbronnych członków, do dzisiaj jest prawdziwa. I niestety nie radzimy sobie z tym. Bez względu na to, jaki ma się stosunek do milionów osób doświadczających co roku bezdomności, wypadałoby mimo wszystko poznać, kim są.

Życia Rity i Tysona przeciągnęły ich przez niewyobrażalne koszmary, których większość ludzi nigdy nie doświadcza. Dla kogoś popijającego chardonnay w kafejce z białymi obrusami, zaniedbany nieszczęśnik leżący nieprzytomny na chodniku na zewnątrz może wydać się jedynie częścią krajobrazu. Niezmienny od dziesiątek lat obraz współczesnej bezdomności jest teraz czymś, od czego się odwraca lub spogląda ze smutkiem, ewentualnie zagłębia się weń na chwilę, żeby ofiarować komuś monetę. Każda z tych osób była jednak przynajmniej przez chwilę czyimś dzieckiem, dzieckiem z potencjałem lub dorosłym pragnącym bezpiecznego i przepełnionego miłością życia. Zrozumienie tego jest ważniejsze teraz bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.

Rząd federalny Stanów Zjednoczonych poinformował w zeszłym roku, że każdej nocy 771,480 osób doświadczało w Ameryce bezdomności – jest to największy wynik odkąd urząd ds. rozwoju budownictwa miejskiego i gospodarki przestrzennej (HUD) zaczął w 2007 rejestrować te informacje i o 18% większy od roku 2023. Kalifornia, w której gubernator Gavin Newsom na przestrzeni ostatnich lat przeznaczył ponad 20 miliardów dolarów na schroniska i usługi dla bezdomnych, był jednym z niewielu światełek w tunelu, jako że zarejestrowano tam wzrost tylko 3%. Niedawne pożary w Los Angeles uwydatniły jednak kruchość życia i jak cienka jest granica między posiadaczami mieszkań, a bezdomnymi. Optymistycznych prospektów na poradzenie sobie z tym kryzysem jest w Ameryce niewiele i nie jest tajemnicą dlaczego.

Wkroczyliśmy w nową erę wszechobecnego wyzysku, a ten problem nie wziął się znikąd. Nie jest to tylko kwestia lokalna w San Francisco czy jakimkolwiek innym mieście. Jest to przede wszystkim wynik długiego okresu zaniedbania przez rząd wsparcia dla ubogich, przystępnego cenowo mieszkalnictwa i programów na rzecz zdrowia psychicznego, który rozpoczął się w latach 80-tych. Czynnikami są też system gospodarczy i społeczeństwo, które przystaje na niesprawiedliwie niskie wynagrodzenia, brak państwowej służby zdrowia, uciskający system mieszkalnictwa i wysokie koszty, a także wiele więcej. Trwa oczywiście debata względem tego co poszło nie tak. Wiele badań akademickich i non-profit zrzuca winę na obcięcie za czasów Reagana ważnych programów socjalnych i mieszkalnych, podczas gdy dla innych większym problemem jest słabe rozporządzanie rządowych pieniędzy przeznaczanych na pomoc ubogim lub utykanie ich w biurokracji. USA to państwo, w którym chciwość ma zbyt wolną rękę. Prawdą jest jednak fakt, że środowisko społeczne dla ludzi żyjących na dnie się pogorszyło, a następujące później porażki programowe i ataki konserwatystów na środki wsparcia dla niższych i średnich klas mocno przyczyniły się do obecnej sytuacji. 

Western Regional Advocacy Project, walcząca z ubóstwem organizacja non-profit prowadzona przez doświadczonego aktywistę Paula Bodena doniosło w 2006 roku, że w okresie lat 1978–1983 budżet HUDu został obniżony z 83 do 18 miliardów dolarów. Tego braku w budżecie nigdy nie uzupełniono (w 2022 roku wyniósł 55 miliardów), podobnie sprawa się miała z programami Band-Aid, które pojawiły się w międzyczasie. „Gdyby spojrzeć na ostatnie 40 lat walki z bezdomnością, obecne były dwie niezmienne stałe: wykorzystywanie policji, prywatnej ochrony i służby publicznej, aby pozbywać się bezdomnych, a następnie winienie ich za bezdomność, a także ciągłe tworzenie planów. Plany dziesięcioletnie, plany wsparcia mieszkalnictwa, plany zasiłkowe – każdy lubi tworzyć plany. Ale żaden z nich nie rozwiązuje kwestii tego, jak przywrócić ceny mieszkań do stanu sprzed cięć z lat 80-tych i jak poradzić sobie z obecnym wzrostem bezdomności. To mieszkania naprawią bezdomność, a nie kolejne plany”, mówi Paul, który za młodu doświadczył bezdomności zanim poznałem go jako aktywistę na rzecz praw bezdomnych z Bay Area, którym stał się w latach 80-tych.

Nie jest zaskakujący jest też fakt, że ważnym czynnikiem jest też rasizm i bigoteria. Bezdomność niestety niewspółmiernie dotyka członków innych ras i społeczności LGBTQ – i dzieje się tak od wielu lat. „Prawda jest taka, że więcej osób staje się bezdomnymi, niż jest w stanie to udźwignąć system. Ludzie cały czas tracą mieszkania – są po prostu za drogie – a istniejące już systemy wsparcia mają problemy z wyprowadzeniem ludzi z ich tymczasowych schronień do stałych miejsc zamieszkania”, powiedziała mi Ann Oliva, prezeska wpływowej organizacji National Alliance to End Homelessness. Tak więc biedni pozostają biednymi, a najbiedniejsi lądują na ulicy. W Ameryce. Najbogatszym państwie świata.

W San Francisco, mieście liczącym około 800,00 mieszkańców, ponad 4000 – niemal połowa ogólnej liczby bezdomnych – śpi w niewygodzie na zewnątrz, bez schronienia. A to i tak zaniżona statystyka. Musimy pamiętać, że każda z osób przebywających w takich warunków zasługuje na ratunek.

Kiedy byłem samotnym dzieckiem próbującym nie umrzeć z głodu i wykombinować jak utrzymać karierę dziennikarską, którą tak pokochałem, udało mi się jakość nie popaść w narkotyki, alkohol czy zbrodnię. Otaczała mnie wszędzie odkąd w wieku 16 lat zostałem sam i wtedy zrozumiałem, jak łatwo jest w coś takiego wpaść. Najważniejszą jednak rzeczą jaką zrozumiałem po latach doświadczeń i reportaży jest to, że tak naprawdę nikt nie chce być samotny. Oczywiście, istnieją podróżnicy i włóczykije, do których zaliczyłem się i ja kiedy byłem śpiewakiem z gitarą. Te podróże nie są jednak z reguły nieskończone i w końcu znajduje się po nich stabilne życie. Jeśli nie, to kończy się wtedy w nędzy. Albo w grobie.

Powinniśmy zapobiec rozpaczy bezdomnych w byciu definiującą cechą tego kraju. Ale czy jest to możliwe? Tylko jeśli uda nam się w jakiś sposób przywrócić te środki wsparcia społecznego, które przez ostatnie lata zostały praktycznie zdziesiątkowane, a jest to dość spore przedsięwzięcie.

Autor:
Kevin Fagan | Tłumaczenie: Karol Rogoziński - praktykant fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/

Źródło:
https://time.com/7212420/homelessness-kevin-fagan/

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Wymagane zalogowanie

Musisz być zalogowany, aby wstawić komentarz

Zaloguj się

INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE