2022-11-18 10:18:57 JPM redakcja1 K

Jak przenieść kraj: Radykalny plan Fidżi, by uciec przed podnoszącym się poziomem morza

Przez ostatnie cztery lata specjalna rządowa grupa zadaniowa na Fidżi próbowała opracować sposób na przeniesienie kraju. Plan, który opracowała, liczy 130 stron wypełnionych w całości tekstem, przeplatanym skomplikowanymi wykresami i szczegółowymi harmonogramami.

Przez ostatnie cztery lata specjalna rządowa grupa zadaniowa na Fidżi próbowała opracować sposób na przeniesienie kraju. Plan, który opracowała, liczy 130 stron wypełnionych w całości tekstem, przeplatanym skomplikowanymi wykresami i szczegółowymi harmonogramami. Dokument nosi mało zachęcający tytuł – „Standardowe Procedury Operacyjne dla Planowanych Relokacji” – ale jest to najdokładniejszy plan, jaki kiedykolwiek opracowano w celu uporania się z jedną z najpilniejszych konsekwencji kryzysu klimatycznego: jak przenieść społeczności, których domy wkrótce znajdą się, lub już się znajdują, pod wodą.

Zadanie jest poważne. Fidżi, leżące na południowym Pacyfiku, 1800 mil na wschód od Australii, składa się z ponad 300 wysp i liczy niecały milion mieszkańców. Podobnie jak większość obszaru Pacyfiku, jest ono bardzo podatne na skutki kryzysu klimatycznego. Temperatury powierzchni i ciepło oceanu w częściach południowo-zachodniego Pacyfiku rosną trzy razy szybciej niż średnia światowa. Silne cyklony rutynowo nawiedzają ten region. W 2016 roku cyklon Winston uderzył w Fidżi, zabijając 44 osoby i powodując szkody o wartości 1,4 mld dolarów, czyli jedną trzecią PKB Fidżi. Od tego czasu obszar został dotknięty przez sześć kolejnych cyklonów. 5 z 15 krajów najbardziej zagrożonych zjawiskami pogodowymi znajduje się na Pacyfiku. Fidżi jest na 14 miejscu.

To, co Fidżi próbuje zrobić, jest bezprecedensowe. Od lat politycy i naukowcy mówią o perspektywie migracji klimatycznej. Na Fidżi, i w dużej części Pacyfiku, ta migracja już się rozpoczęła. Tutaj pytanie nie brzmi już, czy społeczności będą zmuszone do przeprowadzki, ale jak dokładnie to zrobić. Obecnie 42 wioski zostały wyznaczone do potencjalnego przeniesienia w ciągu najbliższych pięciu do dziesięciu lat, ze względu na skutki kryzysu klimatycznego. Sześć z nich zostało już przeniesionych. Każdy nowy cyklon lub katastrofa niesie ze sobą ryzyko, że kolejne wioski zostaną dodane do listy.

Przeniesienie wioski przez bujny, górzysty teren Fidżi jest zadziwiająco skomplikowanym zadaniem. „Ciągle próbujemy to wytłumaczyć” – mówił Satyendra Prasad, ambasador Fidżi, na forum ONZ w zeszłym roku w rozmowie z dziennikiem The Guardian. „To nie jest tylko wyciągnięcie 30 czy 40 domów w wiosce i przeniesienie ich dalej na wyższe tereny. Chciałbym, żeby to było takie proste”. Wymienił listę rzeczy, które muszą być przeniesione wraz z domami: szkoły, ośrodki zdrowia, drogi, elektryczność, woda, infrastruktura, wiejski kościół. „A w przypadku, gdy nawet uda nam się to osiągnąć, pozostaje przenieść miejsca pochówku ludzi. Sami spróbujcie to zrobić”. Prasad lekceważył wyzwania, które są nie tylko logistyczne – choć ten element jest wystarczająco trudny – ale także finansowe, polityczne, a nawet duchowe.

Dokument „Standardowych Procedur Operacyjnych” jest w końcowej fazie konsultacji i wkrótce trafi do zatwierdzenia przez rząd Fidżi. „Żaden inny kraj, według mojej najlepszej wiedzy, nie posunął się tak daleko w myśleniu o tym, jak podejmować decyzje o planowanej relokacji na poziomie krajowym” – mówi Erica Bower, ekspertka od planowanych relokacji, która współpracowała z ONZ i rządem Fidżi. „To są pytania, które tak wiele rządów na całym świecie będzie sobie zadawać w ciągu najbliższych 10, 20, 50 lat”.

Opuszczone domy w miejscu dawnej wsi Vunidogoloa.

Pierwsze przeniesienie: historia (częściowego) sukcesu

Vunidogoloa, wioska licząca około 140 osób na Vanua Levu, drugiej co do wielkości wyspie kraju, ma na Fidżi niefortunny prestiż. Była pierwszym miejscem, które zostało przeniesione z powodu kryzysu klimatycznego. Ponieważ była to w pewnym sensie weryfikacja skuteczności pomysłu, wioska przez lata przyjmowała wielu gości. Sailosi Ramatu, który często oprowadza ich po nowych i starych miejscach wioski, ma swój styl.

Ramatu, lat 62, był sołtysem wioski w 2014 roku, w czasie relokacji. Vunidogoloa znajduje się dwie godziny jazdy od głównego miasta wyspy – Labasa, a kiedy odwiedziłam niedawno Ramatu, oprowadził mnie po starej wiosce. To tu się urodził, tu zawsze wyobrażał sobie, że umrze. Teraz jest to miasto duchów. Około 20 opuszczonych domów wciąż tu stoi, wiatr gwiżdże przez ich otwarte drzwi i połamane żaluzje. Dachy się zapadają, brakuje desek podłogowych, wszystko jest zarośnięte. To, co kiedyś było polaną porośniętą bujną trawą, gdzie ludzie spotykali się, by jeść i pić, teraz jest bagnem.

Dyskusje na temat przeniesienia Vunidogoloa rozpoczęły się na poważnie około 2004 roku. Dwa lata później społeczność zwróciła się do rządu prowincji z prośbą o pomoc w przeniesieniu. Minęła prawie dekada, zanim nowe miejsce, około milę dalej od morza i wyżej, było dla nich gotowe.

Sailosi Ramatu w miejscu starej wioski Vunidogoloa.

Przeniesienie było decyzją ostateczną. Wioska przystosowywała się tak długo, jak mogła. Na piaszczystej plaży, w miejscu dawnej wioski, Ramatu pokazał mi wystające z piasku betonowe bloki: fundamenty jego starego domu. Przez dziesięciolecia, gdy woda posuwała się naprzód, jego rodzina cofnęła dom raz, a potem jeszcze jeden raz. Wskazał na pozostałości muru morskiego trzy lub cztery metry od brzegu. Był to drugi mur zbudowany dla wioski, po tym jak fale i sztormy zniszczyły pierwszy. Również on stał się bezużyteczny.

Pomysł przeniesienia wioski był omawiany od lat 50., kiedy poziom morza zaczął się podnosić, więc społeczność czuła, że ma błogosławieństwo poprzednich pokoleń. Mimo to, odejście było bolesne, a szczególnie bolesne było pozostawienie za sobą zmarłych. „Zostawiliśmy naszych dziadków, zostawiliśmy naszych rodziców, zostawiliśmy wszystko. [Kiedy] wyruszyliśmy tego dnia, [to] było tak, jakbyśmy ruszyli jak imigranci do obcej ziemi. Ludzie pakowali swoje torby, które ładowano na ciężarówkę (…), płakali, zanim opuścili swój dom, bo to był ostatni raz”.

Nowe Vunidogoloa składa się z 30 bladozielonych domów rozmieszczonych na niemożliwie zielonym wzgórzu. W domu Sera’y Naidruy w dniu, kiedy ją odwiedziłam, kolorowe tkaniny pokrywały ściany, a przez otwarte okna i drzwi wiał chłodny wiatr. Na podłodze była rozłożona zielona tkanina gingham, na której Sera ustawiła plastikowe wiaderka ze sztućcami i kolorowe szklane talerze, na których czekał obiad: rourou (liść taro gotowany w mleku kokosowym) i maniok. U jej boku siedział rudy kot.

Gdy Naidrua, lat 74, nalewała zimną herbatę do jasnych plastikowych kubków, ze wzruszeniem opowiadała o dawnej wiosce. Przypomniała sobie, jak jako dziecko zbierała owoce drzewa dilo, które rosło wzdłuż wybrzeża w starym miejscu, i używała ich do gry w kulki. Ale ostatecznie, powiedziała, „podjęliśmy dobrą decyzję, przenosząc się tutaj”. Wcześniej, kontynuowała, „obawialiśmy się o nasze życie z powodu cyklonów, zalania falami w wiosce”. Teraz „czujemy się tu bezpieczniej”.

Aby się przenieść, społeczność potrzebuje dwóch rzeczy. „Wioska musi mieć ziemię, a po drugie mieszkańcy muszą mieć zasoby: drewno, żwir, skały, piasek” – powiedział Simione Botu, obecny wójt. „Jeśli nie (…), to mamy kłopot”. Przynajmniej pod tymi względami Vunidogoloa miała szczęście. Mieszkańcy wioski nie musieli negocjować z sąsiednim klanem ani z rządem o ziemię, na którą mogliby się przenieść. Posiadali już ziemię, w granicach mataqali (klanu), która została uznana za bezpieczną do budowy nowej wioski. Klan posiadał również las, który mógł dostarczyć drewna na domy. Tak więc, podczas gdy rząd Fidżi sfinansował dużą część relokacji, a Międzynarodowa Organizacja Pracy zapewniła pewne fundusze na opłacenie robotników do budowy, wioska wniosła większość środków.

Mimo to popełniono błędy. Rozmawiając z osobami pracującymi nad wytycznymi dotyczącymi relokacji na Fidżi, raz po raz pojawia się jedno szczególne przeoczenie. Domy w nowym miejscu Vunidogoloa zostały zbudowane bez kuchni. Początkowy plan rządowy zakładał, że każdy dom miał mieć oddzielną zewnętrzną kuchnię, która miała być zbudowana w drugiej fazie budowy, po ukończeniu głównych konstrukcji domów, ale tak się nigdy nie stało. Ostatecznie mieszkańcy zbudowali swoje własne kuchnie, niektórzy używając ocalałych materiałów z kuchni swoich domów w starej wiosce.

Domy w nowym Vunidogoloa.

Makereta Waqavonovono z Climate Tok, organizacji zajmującej się edukacją w zakresie kryzysu klimatycznego wśród społeczności wiejskich, powiedziała, że to, na co wskazuje ten błąd, to coś bardziej fundamentalnego niż brak funduszy czy niekompletny projekt budowlany: brak konsultacji z całą społecznością, a nie tylko z kilkoma męskimi przywódcami wioski. „Jedną z najbardziej rażących części tego jest to, że zapomnieli umieścić kuchnie wewnątrz domów”, powiedziała zapytana o wnioski, jakie zostały wyciągnięte z relokacji Vunidogoloa. „Co to teraz oznacza? To świadczy o tym, że kobiety nie były angażowane”.

Nowa lokalizacja przyniosła również nowe problemy. Jest w pobliżu drogi, co pozwala mieszkańcom wioski na łatwy dostęp do większych miast w zakresie opieki zdrowotnej i szkolnictwa, ale łatwość podróżowania oznacza również pojawienie się alkoholu w uprzednio suchej wiosce oraz tego, co Botu nazwał „zachowaniem przestępczym”. Po przeniesieniu wioska powołała komitet, który ma za zadanie pilnować przestrzegania przepisów wioski, zwłaszcza tych dotyczących spożywania alkoholu, skarg na hałas i zachowań antyspołecznych – problemów, których zdaniem Botu, wcześniej nie było. Nowe miejsce jest w głębi lądu, co utrudnia łowienie ryb, co stanowiło część codziennego życia i kluczową część diety mieszkańców wioski. Wielu mieszkańców, mówi Naidrua, nadal chodzi w dół do starego miejsca na ryby dwa lub trzy razy w tygodniu.

Większość ludzi zgadza się, że korzyści z ruchu przeważają nad wadami. Nowe domy mają szamba, panele słoneczne i spłukiwane toalety. Każda rodzina ma swój własny dom, podczas gdy w starym miejscu dwie lub trzy rodziny dzieliły każde mieszkanie. O wiele łatwiej jest tu uprawiać żywność, z dala od bagnistej, zasolonej gleby. W większości jest to historia sukcesu, przykład dobrze przeprowadzonej relokacji.

Sera Naidrua, na zdjęciu w swoim domu w nowej wiosce Vunidogoloa.

Draft Zero”: jak zacząć planować przeniesienie

Niewiele osób zna szczegóły „Standardowych Procedur Operacyjnych” lepiej niż Leba Gaunavinaka, specjalistka techniczna w ministerstwie ds. zmian klimatu na Fidżi. Kiedy rozmawiałyśmy przez Zoom, podzieliła się wieloma rozbudowanymi wykresami, które pokazywały kroki wymagane do przeniesienia. Sprawiały one wrażenie powieści typu „wybierz swoją przygodę”: jeżeli ziemia jest własnością iTaukei, czyli rdzennych mieszkańców, wtedy wniosek o przeniesienie trafia do okręgowej rady doradczej. Jeśli ziemia nie jest własnością rdzenną, wtedy wniosek trafia do Ministerstwa Mieszkalnictwa i Rozwoju Społecznego. Jeżeli społeczność jest oceniana jako zagrożona trzęsieniami ziemi lub osuwiskami, ocenę ryzyka związanego z gruntem powinien przeprowadzić Departament Zasobów Mineralnych. Jeśli ryzykiem są cyklony, to dokonuje go Biuro Meteorologiczne Fidżi. Celem jest przewidzenie każdej ewentualności.

SPO przeszło przez niezliczone korekty od końca 2020 roku, kiedy to wprowadzono Draft Zero. Draft Zero był wynikiem długich dyskusji pomiędzy konsultantem z GIZ, głównej agencji rozwojowej rządu niemieckiego, międzynarodowego partnera koordynującego konsultacje SPO, a rządem Fidżi. Po dwóch latach dalszych konsultacji i dyskusji SPO dostosowano do sytuacji na miejscu. Wplecione zostały również ostatnie doświadczenia. „Do tej pory przeprowadziliśmy sześć społeczności”, powiedziała Gaunavinaka. „I z tych przeprowadzek wyciągnięto wnioski, które zostały następnie uwzględnione w SPO”.

Jeden z przykładów sposobu, w jaki SPO ewoluowało, dotyczy zaangażowania kobiet w relokacje. „Tak łatwo jest osobom z zewnątrz przyjść i powiedzieć, że wszystkie decyzje powinny uwzględniać kobiety”, powiedziała Christine Fung z GIZ. „A potem proces trwa dalej i widać, że kobiety mówią tak na spotkaniach, ale jeśli faktycznie zagłębisz się w to, to widzisz, że czasami nie jest to prawdziwa reprezentacja głosu kobiet (…), ponieważ kulturowo, większość kobiet odsuwa się od mężczyzn, aby mówić”.

SPO próbowało się do tego odnieść, przyznała Fung, poprzez celowe i oddzielne konsultacje z kobietami – jak również z innymi grupami w społeczności – na temat potencjalnej relokacji, i wymagając, żeby nie tylko 90% mieszkańców wioski, ale 90% mężczyzn, 90% kobiet, 90% osób starszych, 90% młodych ludzi, 90% osób LGBTQ i 90% członków społeczności z niepełnosprawnościami musiało wyrazić swoją zgodę, zanim rozpocznie się jakakolwiek ocena lub dyskusja z rządem na temat relokacji.

Twórcy SPO często opisują go jako „żywy dokument”. W sierpniu liderzy organizacji społeczeństwa obywatelskiego, grup kościelnych i organizacji pozarządowych spotkali się w sali konferencyjnej w centrum Suvy, stolicy Fidżi, aby przećwiczyć plan, w tym także odegrać scenki, w jaki sposób przekazaliby pewne jego części społecznościom, aby spróbować przewidzieć pułapki. „Chodzi mi o to, że każdego miesiąca pojawia się nowe doświadczenie i wtedy jest tak: Ok, zwołajmy spotkanie i przedyskutujmy, jak najlepiej można się tym zająć w SPO, aby to się nie powtórzyło”, mówi Fung. „Ponieważ te doświadczenia są żywymi doświadczeniami, ponieważ ma to element ludzki, plan ciągle się zmienia”.

Rząd ma nadzieję, że SPO rozwiąże niepewność procesu relokacji. Do tej pory to, czy dana wioska kwalifikowała się do przeniesienia – i ostateczny sukces przeniesienia – zależało w dużej mierze od wpływu przywódców wiosek. „To było naprawdę w gestii nie tylko sołtysa, ale także tych organów rządowych i agencji [odpowiedzialnych za relokację]”, powiedział Vani Catanasiga, dyrektor wykonawczy Rady Usług Społecznych Fidżi, organizacji pozarządowej, która konsultowała rządowy plan relokacji.

W ramach SPO proces ten zostanie ujednolicony. Po uzyskaniu zgody rząd rozpoczyna serię ocen w celu ustalenia potrzeb społeczności i poziomu zagrożenia oraz zbadania dostępnych gruntów. Badane są wszystkie możliwości adaptacji: rekultywacja okolicznych terenów, pogłębianie koryt rzek, podnoszenie domów na palach, poprawa drenażu. Dopiero wtedy, gdy wszystkie alternatywne środki zostaną wykluczone, po wyczerpujących konsultacjach ze społecznością, można podjąć jakiekolwiek działania.

Ale nawet jeśli wszyscy zgadzają się, że relokacja jest niezbędna, proces ten może zostać zakłócony przez dwie rzeczy: dostęp do pieniędzy i dostęp do ziemi.

Mieszkańcy na terenie obozu tymczasowego w Nabavatu.

Wieś w rozterce: gotowa do przeprowadzki – ale dokąd?

Dla mieszkańców Nabavatu problemem była ziemia. Do zeszłego roku nikt nie rozważał zmiany miejsca zamieszkania. Wioska, zbudowana na wzgórzu na wyspie Vanua Levu, z widokiem na potężną rzekę Dreketi, nie doświadczyła powolnego wzrostu poziomu morza, stopniowego zatruwającego jej ziemie. Potem, w styczniu 2021 roku, uderzył w nią cyklon Ana. „To pierwszy cyklon, jakiego doświadczyłem w ciągu mojego życia” – przyznał Eseroma Lava, 66 lat, asystent sołtysa wsi. „Tego dnia byłem naprawdę przerażony”.

Osiemnaście miesięcy po cyklonie, stara wioska nadal była w ruinie. Izba wiejska, która miała być centrum ewakuacyjnym w przypadku cyklonu, była zniszczona. Sufit się zapadł, a okna i okiennice zostały wyrwane. W następstwie cyklonu spadł ulewny deszcz, który zamienił wzgórze w błoto i spowodował osunięcie się ziemi pod domami, drogami i budynkami. Większość budynków, w tym kościół na szczycie wzgórza, pomalowany w jasne pastelowe barwy – korona wioski – głęboko pękł od fundamentów aż po dach. Kiedy przybył zespół rządowych geodetów, powiedzieli oni mieszkańcom wsi, że ziemia jest zbyt niestabilna, aby mogli tu pozostać. Mieszkańcy musieli odejść na dobre.

Kiedy odwiedziłam ich w lipcu, mieszkańcy wioski – prawie 400 osób – mieszkali w namiotach ratunkowych od ponad roku. Te 38 namiotów stoi na terenie kościoła Assemblies of God. Na miejscu nie ma prądu, ale mieszkańcy mają dostęp do małych baterii słonecznych, które dają im trochę energii, gdy świeci słońce. Aby kontynuować czytanie lub pracę w szkole po zmroku, dzieci używają latarek w swoich telefonach, o ile je mają. Zaopatrzenie w wodę jest nierówne, a toalet jest za mało. „Wszyscy mieszkańcy 38 namiotów korzystają tutaj z toalety kościelnej – trzy toalety dla pań, trzy dla panów” – powiedział Lava z westchnieniem.

Opuszczony kościół w Nabavatu.

Był zachód słońca, kiedy córka Lavy, Laisana Bilosiliva, właśnie kąpała swoje dziecko w betonowym zlewie w prowizorycznej kuchni na zewnątrz namiotu. Siedem osób dorosłych i sześcioro dzieci dzieliło jeden namiot. Brak prywatności był problemem, jednak to upał był głównym wyzwaniem, powiedziała Bilosiliva. W ciągu dnia namioty są zbyt gorące, by dzieci mogły w nich bezpiecznie przebywać, więc większość dnia spędza z córką na zewnątrz, w cieniu drzewa mango. W nocy jednak w namiotach jest lodowato.

Nikt nie kwestionował tego, że Nabavatu potrzebuje relokacji. Problem polegał na tym, że w granicach klanu nie było odpowiedniej ziemi. Ale tuż przed moją wizytą, prawie półtora roku po tym, jak nakazano opuścić stare miejsce, wioska i rząd osiągnęły porozumienie w sprawie pięciohektarowej działki państwowej w dole drogi od miejsca, gdzie tymczasowo mieszkają (Lava nie powiedział, dlaczego negocjacje trwały tak długo). W miejscu, gdzie będzie nowa wioska, wbito w ziemię nowy, ręcznie namalowany znak: „Relokacja Nabavatu sponsorowana przez rząd Fidżi w porozumieniu z Nabavatu. Projekt dotyczący zmian klimatycznych”.

Pomimo zabezpieczenia ziemi Nabavatu nie jest wcale bliżej posiadania nowej wioski, do której można byłoby się wprowadzić. Lava miał nadzieję, że wkrótce rozpocznie się wycinka lasów w wiosce, aby zapewnić drewno na budowę domów. Powiedziano mu, że wyrąb zajmie około 18 miesięcy, ale pod koniec października jeszcze nie rozpoczęto prac.

Nowo zaproponowane miejsce relokacji wsi Nabavatu.

Doświadczenie z Tukuraki”: Jak wiele rzeczy może pójść nie tak?

Każda wioska na liście 42 potrzebujących pilnego przeniesienia zmierzy się z problemem ziemi. Na Fidżi nie można kupić ani sprzedać ziemi rdzennej, chociaż jeden klan może zawrzeć porozumienie z innym klanem, aby pozwolić mu na wykorzystanie części ziemi na nową lokalizację wioski. W takie porozumienia nie są angażowane żadne pieniądze. „Nie ma żadnych oczekiwań pieniężnych”, powiedziało jedno źródło zaangażowane w proces relokacji. „W naszej kulturze to nie jest coś, co robimy”. Kobieta zaczęła się śmiać z absurdu. „Dajesz ziemię rodzinie lub wiosce, aby ją zajęli, ponieważ są w potrzebie. Zazwyczaj jest to obszar, którego my nawet nie zajmujemy. Właściwie, to jest taki impuls, że robimy to, aby wzmocnić więzy z sąsiednimi klanami”.

Jednak brak umowy finansowej może czasami skomplikować sprawy. W 2017 roku Tukuraki, wioska na wyżynie głównej wyspy Viti Levu, przeniosła się na ziemię sąsiedniego klanu po serii katastrof. W styczniu 2012 roku w Tukuraki powstało osuwisko, które zabiło całą rodzinę, w tym dwoje dzieci. Później w tym samym roku cyklon Evan uderzył w wioskę, uszkadzając tymczasowe domy, niszcząc infrastrukturę i zrywając uprawy. Następnie w lutym 2016 roku uderzył cyklon Winston, najgorszy cyklon w historii Fidżi, niszcząc lub uszkadzając prowizoryczne schronienia, w których żyli mieszkańcy wioski – wielu z nich znalazło schronienie w jaskiniach w górach.

W październiku 2017 roku nowa wioska licząca 11 domów na ziemi sąsiedniej społeczności była gotowa, aby mieszkańcy mogli się do niej wprowadzić. Ale według osób zaznajomionych z sytuacją od tego czasu pojawiły się napięcia między przeniesionymi mieszkańcami wsi Tukuraki a członkami klanu, na którego ziemi teraz mieszkali. Ci drudzy byli niezadowoleni, kiedy zorientowali się, że domy, które zostały zbudowane dla nowej wioski – z kuchniami, toaletami i łazienkami – były lepsze niż ich własne, a także, że partnerzy rozwojowi zbudowali staw rybny, kurnik i ule pszczele, aby mieszkańcy Tukuraki mogli generować dochód w swojej nowej wiosce. „Myślę, że taka jest ludzka natura, dałeś tę ziemię i nagle widzisz, jak ta nowa społeczność rozkwita” – powiedziała Waqavonovono z Climate Tok.

Waqavonovono twierdzi, że sytuację skomplikowało zamieszanie wokół warunków umowy między dwoma klanami oraz śmierć wodza wioski, który pierwotnie zawarł umowę z Tukuraki. Ludzie zaznajomieni z sytuacją powiedzieli mi, że grupy są w trakcie rozwiązywania problemów i po prostu potrzebują trochę czasu i przestrzeni, aby to zrobić. W lipcu, kiedy odwiedziłam Fidżi, sprawy były nadal napięte, a przywódcy Tukuraki nie wpuszczali żadnych gości.

Po raz kolejny twórcy SPO zmienili dokument, aby zająć się tym, co Fung opisała jako „doświadczenie z Tukuraki”. Teraz, mówi Fung, „SPO nadmienia również, że rozwój społeczności goszczącej musi być również brany pod uwagę, gdy nowa społeczność otrzymuje ten rozwój”.

Powodzie w stolicy Fidżi w 2020 roku.

Odrobina szczęścia”: problem ze znalezieniem finansowania

Po rozstrzygnięciu kwestii ziemi pozostaje pytanie, jak zapłacić za przeniesienie. Proces jest kosztowny, a ani rząd Fidżi, ani relokowane wioski nie mają pieniędzy na pokrycie rachunku. PKB Fidżi w 2021 roku wyniosło 4,59 mld dolarów – spadek o prawie 20% w stosunku do 2019 roku, po tym jak Covid skutecznie wyłączył z dnia na dzień najważniejszy przemysł kraju – turystykę. Oznacza to, że aktualne PKB Fidżi wynosi mniej więcej tyle, ile rząd brytyjski wydał w zeszłym roku na uruchomienie „Projektu Gigabit”, aby połączyć trudno dostępne brytyjskie gospodarstwa domowe z szerokopasmowym dostępem nowej generacji.

Międzynarodowe finansowanie, między innymi za pośrednictwem Zielonego Funduszu Klimatycznego, jest skromne. „Jeśli spojrzeć na ilość funduszy, które są udostępniane na adaptację [do klimatu]”, powiedział minister ds. zmian klimatycznych Fidżi, Aiyaz Sayed-Khaiyum, „przydział dla Pacyfiku jest bardzo mały”. Ale zapotrzebowanie na te środki rośnie. Sayed-Khaiyum, który jest również ministrem gospodarki Fidżi, powiedział mi, że przy konieczności przeniesienia tak wielu społeczności z obszarów przybrzeżnych, mapa Fidżi może wyglądać zupełnie inaczej za 50 lat. „Sześćdziesiąt pięć procent populacji Fidżi mieszka w promieniu 5 km od linii brzegowej”, powiedział. „To dużo ludzi (…). Będzie ich więcej w głębi wysp”.

Rząd był innowacyjny w swoich próbach znalezienia pieniędzy na relokację. W 2019 roku ogłosił, że utworzył pierwszy na świecie fundusz powierniczy relokacji dla osób przesiedlonych przez zmiany klimatu. Fundusze zalążkowe dla funduszu powierniczego pochodziły z procentu dochodów z rządowego podatku od środowiska i adaptacji klimatycznej, szeregu podatków od hoteli, statków wycieczkowych i promów, barów, klubów nocnych, kin i restauracji, a także od dochodów powyżej 270.000 FJ$ (117.000 USD). Premier przyznał w przemówieniu ogłaszającym uruchomienie funduszu podczas Zgromadzenia Ogólnego ONZ w 2019 roku, że „to nie wystarczy”, i że Fidżi będzie potrzebowało wkładów od międzynarodowych partnerów, aby fundusz powierniczy relokacji mógł działać. W lutym 2020 roku Nowa Zelandia stała się pierwszym międzynarodowym partnerem, który przekazał środki bezpośrednio na fundusz powierniczy, wpłacając 2 mln NZ$ (1,25 mln USD).

Mimo to widać, że w rządowej puli po prostu nie ma wystarczającej ilości pieniędzy, aby przenieść każdą społeczność, która wymaga relokacji. Dokument „Standardowych Procedur Operacyjnych” pokazuje, że rząd tworzy plan i podejmuje kroki w tym samym czasie. Oto, jak to będzie działać – sugeruje dokument. Teraz pomóżcie nam to zrealizować.

Lavenia McGoon przy linii brzegowej w Togoru, która rocznie traci na rzecz morza około 1,5 metra ziemi.

Jedni odchodzą, drudzy zostają

Kiedy wioski zaczynają rozważać przeniesienie, oprócz geodetów, konsultantów, urzędników państwowych i darczyńców, kolejną kluczową grupą, która przychodzi z pomocą, są teologowie. „Ludzie Pacyfiku są nadal głęboko uduchowieni (…) i głęboko związani ze swoją ziemią” – powiedział Netani Rika z Pacyficznej Konferencji Kościołów (ang. Pacific Conference of Churches), wpływowej grupy, która łączy kościoły różnych wyznań chrześcijańskich na całym Pacyfiku. „To jest ziemia, którą Bóg dał naszym przodkom i którą nasi przodkowie dali nam, a teraz jeśli się od niej oddalimy, to będzie to oznaką rezygnacji z odpowiedzialności. I czasami wszystko, czego potrzebujemy, to żeby ksiądz albo kościelny minister czy pastor powiedział: spójrz, czy jesteś tutaj, czy na tej górze, Bóg wciąż jest z tobą. Bóg jest wszędzie. Bóg był z tobą od początku i będzie ci towarzyszył także w tej podróży. Czujcie się swobodnie”.

Dla wielu pacyfistów miejsca pochówku pozostają największą przeszkodą w relokacji. Najtrudniejszymi osobami do przeniesienia są zmarli. Podczas relokacji mieszkańcy wsi stają przed wyborem: albo zostawić kości przodków, albo je ekshumować i zabrać w nowe miejsce. Każdy z tych wyborów jest bardzo traumatyczny. W maleńkiej, liczącej pół tuzina domów osadzie Togoru, położonej około 45 minut jazdy od Suvy, lokalny cmentarz już znalazł się pod wodą. Podczas przypływu ryby pływają wokół nagrobków przodków Lavenii McGoon, ale 70-letnia McGoon chce zostać. Według mieszkańców, osada istnieje tam od początku XIX wieku. Togoru jest małe, mieszka tam około 20 osób. Wielu mieszkańców przychodzi i odchodzi – niektórzy mieszkali i pracowali w innych częściach Fidżi przed powrotem lub pracują w innych częściach kraju w ciągu tygodnia i wracają na weekendy i święta. Kiedy byłam w tym miejscu, McGoon miała gości z Australii. Łódź z dziećmi wyruszała na wyprawę, a niemowlę drzemało w hamaku rozciągniętym między palmami w cieniu. „Tu jest uroczo. Jest tak pięknie, tak spokojnie”, powiedziała. „Mieszkam tu razem z moimi wnukami. Mój mąż odszedł w 2013 roku. Mam się dobrze, jestem szczęśliwa (…). Jeśli chcę zjeść rybę, po prostu staję tutaj, rzucam moją linę, łapię ryby. Sprzedajemy kokosy oraz inne rzeczy i to wystarczy”.

Scena jest idylliczna – dopóki nie przejdziesz się w dół do linii brzegowej, około 30 metrów od miejsca, gdzie droga kończy się przy wejściu do osady. McGoon prowadzi desperacką, jednoosobową wojnę z oceanem. Rozrzuciła na plaży stare opony wypełnione kamieniami, aby fale podczas przypływu nie rozbijały się z taką siłą o ląd. Togoru traci około 1,5 metra ziemi każdego roku. Ale według McGoon, w ciągu pierwszych sześciu miesięcy 2022 roku wioska straciła już pięć metrów. McGoon nie przypisała szkód wyłącznie zmianom klimatycznym. Stwierdziła, że spiętrzenie pobliskiej rzeki, wykonane po to, aby ziemia w pobliżu osady mogła być wykorzystana do uprawy ryżu, również odegrało rolę. „Wiesz, jeśli chcesz działać wbrew naturze, to właśnie to się dzieje. A kiedy ocean się wścieknie, to już jest koniec”.

Zalany wodą cmentarz jest chyba najbardziej jaskrawym symbolem poniesionych strat. „Wszędzie [na świecie] cmentarz, zmarli, bliscy, są wyjątkowi i każdy o nich dba” – powiedziała McGoon. „Ale to takie smutne widzieć ich, widzieć cmentarz w takim stanie”. Nie przewiduje się przeniesienia Togoru. Nie ma go nawet na liście. Rząd wielokrotnie poruszał kwestię relokacji ze społecznością, ale mieszkańcy podkreślali, że nie chcą się przenosić. Rząd obiecał McGoon kolejny mur morski, po tym jak pierwszy został pokonany przez fale. Ona sama chce zostać w wiosce aż do śmierci. „Jestem za stara, żeby zaczynać wszystko od nowa” – przyznała. Po swoim odejściu, kobieta nie widzi przyszłości dla Togoru. „Mówię moim wnukom: starajcie się być lepsi. Idźcie do szkoły, osiągajcie swoje cele, pracujcie, zarabiajcie pieniądze i uciekajcie za granicę, to wszystko. Bo wiesz, widzimy to, co się naprawdę dzieje”.


 

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.


INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE